Rozdział 4. Zamiennik kłamstwa

Snape przyniósł wieczorem po kolacji pół tuzina fiolek Słodkiego Snu. Został na tyle długo, by powierzyć je opiece Molly Weasley i nakazać jej, żeby Hermiona je zażywała zamiast go nachodzić. Po tym, gdy powiedziała mu, że Ginny wie o koszmarach, z czego nie był zadowolony, orzekł, że powinni mieć jakieś wytłumaczenie, dlaczego tak naciskała na rozmowę z nim.

- Zawsze wykorzystuj fakty, zamiast całkowicie wymyślać bajki - polecił Hermionie. - Mniej nieścisłości uwiarygodni twoje kłamstwo.

- Nigdy nie mówiłaś nam, że masz koszmary - zamartwiała się Molly. Matkowała Hermionie i Harry'emu jak własnym dzieciom już od kilku lat. - Mogłabym ci jakoś pomóc.

- Po prostu tęsknię za rodzicami - wymamrotała Hermiona. - Zawsze się o nich martwię. - To była półprawda. Stwierdzenia bez związku ze sprawą są efektownymi zamiennikami kłamstw i są znacznie lżejsze dla gryfońskiego sumienia - kolejna wskazówka od Snape'a.

Po tym było łatwiej ukryć szczegóły snu: salwy śmiechu, gwizdy, poruszające się postacie w pelerynach, buty, które kopały ciało, długie i ciche godziny przed odnalezieniem zwłok, zdecydowanie dłuższe czekanie na ich zidentyfikowane, przygotowanie pogrzebu, pochówek i w końcu ziemia zasypująca trumnę i cichy szept Snape'a w jej głowie, mówiący słowa, których do dzisiejszego ranka nie rozumiała. No bo kto mógł pomyśleć o żalu i Snapie w jednym momencie?

Wszystko powinno być tak, jak to widzisz,
nie powinienem dożyć do grudnia zimowego,
chyba że ślub rychły weźmiemy
przed początkiem roku szkolnego.
Twoje usta powinny uszczelnić naszą więź,
złamana moc uzdrowieje,
zimne serca staną się czułe,
a uścisk żalu zelżeje.

Nie, nie powiedziałaby o tym nikomu, nawet gdyby mogła. W końcu nie będzie musiała znów tego oglądać. Jeszcze jedna noc i prawdopodobnie zobaczyłaby przebieg śmierci Snape'a. Oprócz oczekiwania nie mogła robić nic. No, jedynie zastanawiać się, czy nie oszalała.


Miała przecież poślubić Snape'a! Gderliwego, tłustowłosego, zrzędliwego Snape'a! On jej nawet nie lubił, o czym dał jej wyraźnie znać. Ona też go nie lubiła. To wszystko dzieje się dlatego, że bolał ją widok martwego Snape'a. Poniżonego. Wolała, żeby warczał i krzyczał niż czekał na śmierć.

Zawsze był porywczy i zdeterminowany, ale był też perfekcjonistą. Był niemiły, znienawidzony, ale tryskał energią i chodził tak zamaszystym krokiem, że szaty za nim falowały jak na wietrze. Pozornie wciąż taki był, ale rozrywało go od środka. Jak długo to ciągnął? Czy czekał tylko z powodu swojego uporu i niechęci do ujawnienia słabości? A może gorzej - zgodził się na ratunek przed śmiercią tylko ze strachu, że to nie byłby koniec, bo jakaś nieukończona sprawa skazałaby go na podążanie korytarzami Hogwartu przez wieczność?

Ron, Ginny i Harry znaleźli ją w dość złośliwym humorze i niechętną do rozmowy, która z pewnością sprowadziłaby się do faktu, z jaką niecierpliwością wyczekują ukończenia Hogwartu i wyrwanie się spod opieki Snape'a, co miało czekać chłopców już za rok, a Ginny za dwa lata. Nie wiedzieli, że ona już nigdy się nie uwolni, że ofiarowała się i będzie mu towarzyszyć już do końca życia. Próbowała wmówić sobie, że tego nie zrobi, że nie może, ale znała alternatywę. Nie mogła pozwolić mu umrzeć. Nie, nawet jeśli on właśnie tego chciał.

Kolejne dwa dni potwornie się jej dłużyły. Trzeciego poranka obudziła się słysząc profesora Dumbledore'a rozmawiającego na osobności z rodzicami Rona i Ginny. Z ledwością udawała zainteresowaną spekulacjami jej przyjaciół na temat tego spotkania. Podczas śniadania nie mogła nic przełknąć, więc napiła się tylko soku pomarańczowego. Stało się. Nadszedł już czas.

Frontowe drzwi otworzyły się i ponownie zamknęły. Dyrektor powrócił do Hogwartu, a pan Weasley do pracy. Pani Weasley wmaszerowała do kuchni z płonącymi policzkami i wargami zaciśniętymi w wąską kreskę. Krzątała się w ponurej ciszy. Widząc to, Ron i Ginny wzdrygnęli się, a Harry utkwił wzrok w podłodze.

- Hermiono, kochanie - powiedziała Molly, wypełniając zlew wodą - zostań tu i pomóż  mi umyć naczynia. Reszta niech idzie do swoich pokoi. Proszę.

Przyjaciele rzucili Hermionie współczujące i zdziwione spojrzenia, po czym wyszli. Po ich zniknięciu naczynia umyły się same, a Molly, bliska wybuchu, zaczęła rozmowę. Hermiona rzuciła pośpiesznie czar przeciw podsłuchom, na wypadek, gdyby ktoś po drugiej stronie drzwi miał zamiar użyć Uszu Dalekiego Zasięgu.

- W całym swoim życiu nie słyszałam nic tak potwornego! Ten cały pomysł, żebyś miała poślubić tego starego nietoperza... Naprawdę nie wiem, co Albus sobie myśli! 

Serce Hermiony stanęło. Mama jej przyjaciół zawsze nalegała, żeby mówiąc o Snapie używali jego profesorskiego tytułu. Przez to Hermiona sądziła, że Molly ma do niego choć trochę szacunku. Najwidoczniej - myliła się.

- Wstrętna kreatura! - narzekała głośno. - Chyba nigdy w życiu się nie uśmiechnął, mogę się założyć. Na dodatek były śmierciożerca!

- Nie chcę słyszeć więcej obelg pod adresem mężczyzny, którego mam poślubić - zaoponowała Hermiona. - Niech pani nie myśli, że będę siedzieć cicho i pozwolę pani go obrażać.

Kobieta utkwiła w niej swój wzrok.

- Nie możesz go lubić! Nikt go nie lubi...

Hermiona przełknęła ślinę. Nie spodziewała się, że ta kwestia zostanie tak otwarcie poruszona. Nie przez dorosłą osobę. I dlatego nie miała gotowej odpowiedzi. W tym momencie jej determinacja osłabła, więc zamknęła oczy, by zobaczyć sceny z koszmarów. Da radę. Podkreśli pozytywne aspekty i to będzie lepsze od kłamstwa.

- Profesor Dumbledore go lubi - zaznaczyła.

- A kogo on nie lubi?

- On jest najodważniejszą, najbardziej poświęcającą się osobą jaką znam. Jakiekolwiek błędy popełnił jako młodzieniec... nie uważa pani, że pokutuje za nie już wystarczająco długo?

- Nie, nie uważam! - wykrzyknęła pani Weasley, przypominając sobie dwóch braci, których straciła. - Nigdy nie odpokutuje tego, co zrobił.

Hermiona poczuła mocny, gorący uścisk w klatce piersiowej. Spróbowała wyobrazić sobie jej nauczyciela torturującego i mordującego z zimną krwią, ale nie umiała. Skutecznie ich chronił, choć wiązało się to z okrucieństwem na lekcjach, które raniło jej uczucia. Próbowała sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek podniósł rękę na ucznia. Nie. Nie zrobił tego bez względu na różne prowokacje.

Był śmierciożercą. Głupio byłoby myśleć, że mógł unikać udziału w "zabawach" śmierciożerców. Głupszym udawać, że kiedyś nie sprawiało mu to przyjemności. Może gdyby żyła w czasie pierwszego okresu panowania Voldemorta, a jej własna rodzina i przyjaciele zostaliby zamordowani, to także nie umiałaby zapomnieć.

Zgryzła wargę. To dzięki niemu jej przyjaciele jeszcze żyli. To on uratował Harry'ego na pierwszym roku i za każdym razem, gdy Voldemort wracał, bronił ich, ryzykując tym własne życie. Potrząsnęła głową, przełykając nerwowo ślinę. Cokolwiek zrobił lata temu - zmienił się i nie był już tamtą osobą. Nikt nie gardził nim, patrząc przez pryzmat przeszłości, tak bardzo, jak robił to on sam. Próbuje odkupić swoje winy dłużej, niż ona jest na tym świecie.

- Wstyd mi za to, jak pani go traktuje - z trudem powstrzymała drżenie głosu. - Za każdym razem, gdy jest wzywany może zginąć, ale pani o to nie dba. Któregoś dnia on może nie wrócić, a gdy przestanie pani myśleć, że był zdrajcą i dotrze do pani, że jest martwy... - Mówienie tego sprawiało, że ta sytuacja wydała się być możliwa. Jej głos załamał się na chwilę i nie mogła od razu kontynuować. - Wtedy powie pani, że na to zasłużył.

Nawet jeśli jego to w ogóle nie obchodzi - pomyślała żałośnie. Obróciła twarz i przyłożyła pięść do ust. Nawet, gdyby żyła dwieście lat, nigdy nie mogłaby zapomnieć o nim, przekonującym ją, żeby cierpliwie czekała na jego śmierć, bo wtedy jej koszmary znikną. Zamrugała, by odpędzić łzy.

Mama Rona utkwiła w niej wzrok i opadła na krzesło.

- Zadurzyłaś się w nim? Kochanie...

Hermiona zamrugała z irytacją.

- Nie zadurzyłam się! Nie jestem głupią dwunastolatką. - Tak właściwie jako trzynastolatka zadurzyła się w nauczycielu, ale nie w Snapie. - Uważa pani, że jestem aż tak głupia? Jestem jego uczennicą od sześciu lat. Wiem, że jest niecierpliwy, wybuchowy, zrzędliwy i ma niewyparzoną gębę! - Ups, przyznanie tego było błędem. Nigdy nie dawaj niepotrzebnych argumentów - polecił jej Snape.

Pani Weasley rzuciła jej zdezorientowane i zmartwione spojrzenie.

- Czemu akurat ty masz zgodzić się poślubić kogoś takiego?

Dobre pytanie. Hermiona zacisnęła szczękę. Całe szczęście przebrnęła przez to.

- Bo można powiedzieć o nim znacznie więcej, nie tylko o wadach. - Odważny, błyskotliwy, zdeterminowany, honorowy. - Zaskarbił sobie mój szacunek i zaufanie już wiele razy. Jakimś cudem jest jedyną osobą, która przyszła nam pomóc, gdy byliśmy w niebezpieczeństwie. Nikt inny nawet tego nie zauważył! - No, może poza profesorem Dumbledorem. Ale nawet jeśli, to wolał udawać ślepego, gdy on sam nas do tego nie zachęcał. Jaki inny dyrektor wysyła pierwszorocznemu uczniowi Pelerynę Niewidkę?

- Chyba żeby wpakować was w kłopoty - zadrwiła pani Weasley.

- Żeby nas z nich wyciągnąć! Jakie znaczenie mają odjęte punkty i szlabany, jeśli to on trzymał nas bezpiecznych i przy życiu?

- Ron nigdy nie powiedział...

- Ron nigdy nie próbował nawet zobaczyć więcej niż jego tłuste włosy i wredne komentarze. Ale to on przyszedł nas uratować na trzecim roku, mimo że wiedział, że Remus nie wziął Eliksiru Tojadowego, przez co miał się przemienić, nawet, jeśli wierzył, że Syriusz był mordercą. To było miejsce, w którym prawie go zabili, gdy mieli po szesnaście lat. I żaden z tych faktów go nie powstrzymał.

Tylko my go powstrzymaliśmy. Pozbawiliśmy go przytomności na oczach jego wrogów. Wyglądało na to, że to było jedyne, co mogliśmy wtedy zrobić, ale wspomnienie wciąż bolało. On przyszedł ich uratować, a oni stanęli przeciwko niemu. 

- To tylko wymówka, żeby się z nimi rozliczyć.

Hermiona prychnęła.

- Och, oczywiście. Wy wszyscy wierzycie, że zmierzył się z wilkołakiem i masowym mordercą tylko dla zemsty, czyż nie? - Sama kiedyś w to wierzyła, ale teraz rozumiała Snape'a.

Molly skrzywiła się.

- On jest dwadzieścia lat starszy od ciebie. Ty nie musisz spieszyć się jeszcze z małżeństwem, ale nawet jeśli, to powinien to być ktoś w twoim wieku.

- Nikt w moim wieku nigdy nie zwrócił na mnie uwagi. Poza tym jednym jedynym razem, gdy ubrałam się jak lalka dla Wiktora na Bal Bożonarodzeniowy.

Bułgarski szukający był trzy lata starszy od niej, bardziej męski niż chłopięcy. Te trzy lata wydawały się dla nich być barierą nie do przebicia. Nie była gotowa na nic więcej niż przyjaźń, szczególnie, że niedługo Wiktor wrócił do kraju. 

Teraz planowała wziąć ślub z mężczyzną starszym o jeszcze siedemnaście lat. Nie myśl o tym. Nie daj się rozproszyć.

- Przygotowanie tego trwało godziny, Nie chcę marnować czasu, by wyglądać pięknie dla bałwanów, które patrzą tylko na gładkie włosy i drogie ubrania - jak na przykład Ron. - Nie jestem tym zainteresowana. Profesor Snape patrzy na to, czy ludzie myślą, nie jak wyglądają i mi to pasuje. On mi odpowiada.

- Jednak wciąż go tytułujesz.

- Jest moim profesorem do momentu, w którym moi rodzice wyrażą zgodę na ślub. W świecie magii jestem w odpowiednim wieku, ale w świecie mugoli jestem jeszcze niepełnoletnia, a on nalegał na zgodę moich rodziców.

- Może oni przemówią ci do rozsądku. Zabieram cię do nich za godzinę.

- Tylko proszę, niech pani nie nastawia ich przeciwko niemu. On już sam to robi.

- Wątpię, żebym musiała. Jaki nauczyciel bierze za żonę swoją uczennicę? Co może dać w zamian?

Hermiona miała już na końcu języka drwinę, by sama mu się zapytała, ale powstrzymała się. Snape wskazał jej, że czasami lepiej prawdopodobny powód niż pozwolić wymyślać plotki. Postanowiła go posłuchać, już po raz kolejny.  

- Cóż, on nigdy nie oczekiwał, że będzie żył wystarczająco długo, żeby mieć żonę czy dzieci - to było łagodniejsze stwierdzenie faktu, że on nawet nie oczekiwał, że ktoś mógłby chcieć z nim być. Spodziewał się śmierci, od kiedy był w jej wieku. - Nigdy nie był zadowolony z poziomu nauczania OPCM, a teraz będzie pewien, że wszystko idzie po jego myśli, bo będzie mnie nadzorował.

Molly skrzywiła się.

- Nie obchodzi cię, że twoi przyjaciele go nienawidzą?

- Oni nie mogą decydować o moim życiu. Nadarzyła się wspaniała okazja. Zawsze chciałam uczyć w Hogwarcie i teraz mam taką możliwość.

- Ale jakim kosztem?!

- Myślę, że nawet do siebie pasujemy, jeśli musi pani wiedzieć. Mamy wspólne zainteresowania, więc zawsze będzie o czym porozmawiać. Jednocześnie jesteśmy na tyle różni, żeby nie zanudzić się w swoim towarzystwie. 

- Masz na myśli, że zawsze znajdzie sposób, by cię poniżyć? - Molly uderzyła w jej czuły punkt. Hermiona pomyślała szybko i dała odpowiedź.

- Jestem do tego przyzwyczajona. Teraz jest to nawet zabawne. Wie pani, doszukiwanie się komplementów w tym, czego nie mówi. A jest wiele rzeczy, o których nie mówi.

Po wyjściu pani Weasley, Hermiona oparła łokcie na stole, a twarz ukryła w dłoniach. Nie musiała kłamać, a naciągała prawdę więcej niż raz. Molly była udobruchana, ale nie do końca przekonana. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, wdychając powietrze nosem, a wypuszczając buzią. Już czuła się wykończona. Czy po tym wszystkim zostanie jej ktokolwiek? Harry i Ron będą szczerzy do bólu. Czy będzie musiała przechodzić z każdym to samo od początku?

Musiała oszaleć. Nie było innego wytłumaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz