Rozdział 6. Uroczysta uczta


Hermiona spoglądała na zaimprowizowane spotkanie przy herbacie jak na małe okno, za którym szykowała się czarująca burza. Spotkanie wynikało z powodu kapitulacji jej rodziców. Zmarszczyła brwi, widząc roześmiane twarze nad Earl Grey i Chocolate Wheaten'ami*. Jej ojciec uroczyście świętował jej wybór!

Spojrzała na narzeczonego. Odniosła wrażenie, że przyglądał jej się z głębokim zainteresowaniem, jak dziecko, które po raz pierwszy głaskało kota. Nie mogła stłumić nadziei, że tak właśnie było.

W każdym razie, dla jej przyjaciół wszystko wyglądało podejrzanie. Szczególnie po jej dzisiejszych zakupach. Kupiła dwie szaty wyjściowe, pięć roboczych (każda w innym kolorze), trzy flanelowe pidżamy, wełniany szlafrok, zestaw podręczników dla początkującego studenta i tylko połowę książek na siódmy rok, ogromną ilość dziwnie wyglądających czasopism i plików, dużą butelkę niekończącego się czerwonego atramentu oraz najdziwniejszą ze wszystkich, srebrną spinkę do włosów ze szmaragdem.

Po powrocie na Grimmauld Place czekała na nią kłótnia, wynikająca z faktu, że jej przyjaciele odkryli, co zakupiła. Oczywiście zaczęło się od Rona, gdy dowiedział się, o jej pracy i w poczuciu zdrady wpadł w furię.

- Pięknie! Cholernie pięknie! Będziesz dawać Malfoy'owi szlabany!

Gdy usłyszeli warunki, jakie musiała spełnić, by zostać profesorką, osłupieli i przez dłuższą chwilę nie mogli wydusić z siebie słowa. Albo, tak jak w przypadku Ginny, po prostu nie chcieli nic mówić. Na nieszczęście, gdy szok minął, ponownie nastąpił wybuch.

- Nie zrobisz tego! - krzyknął Ron, uderzając pięścią w stół. - Nie poślubisz tego głupka! Nie możesz!

- Nie nazywaj go tak! - odwarknęła Hermiona. - I zrobię to, bo chcę i mogę.

- Nie wiem co gorsze - odezwał się Harry z niedowierzaniem. - To, że poświęcasz się dla pracy, czy to, że lubisz osobę, która jest winna śmierci Syriusza.

- Nie oskarżaj o to Severusa. On nie miał z tym nic do czynienia - zaprotestowała.

- Więc teraz to Severus, tak? - warknął Ron.

- Gdyby Snape nie szydził z Syriusza... - przekrzykiwał Rona Harry.

- Wtedy Syriusz i tak poszedłby do Ministerstwa, Harry. Dobrze wiesz, że tak właśnie by było.  - Był zbyt nieostrożny. Gdyby siedział w domu, cierpiałby, jakby był w więzieniu. Zawsze z nim tak było. - Kochał cię zbyt bardzo, by siedzieć w domu, gdy ty byłeś w niebezpieczeństwie.

- Więc to moja wina, tak? - Wybraniec zacisnął usta i odwrócił się od niej. To było ostatnie, co powiedział tego dnia.

- To wina Bellatrix, nie twoja. - No, może trochę twoja... - I Voldemorta, oczywiście. Wszystko to, co się dzieje, jest jego winą. Nie możesz winić Severusa za to, że powiedział Syriuszowi coś, co Syriusz by mu także powiedział, gdyby ich miejsca się zamieniły.

- Ale ty go lubisz - zauważyła Ginny z grymasem wypisanym na twarzy. - Lubisz go, mimo że on nas nienawidzi.

- On nie...

- Ona zawsze go lubiła - odezwał się Ron. - Zawsze go broniła! - zerwał się z krzesła i zaczął chodzić w kółko, wykrzywiając twarz i naśladując głos Hermiony. - Och, Ron, Dumbledore mu ufa. Jest nauczycielem, nie zrobił nic złego. Założę się, że miałaś na niego ochotę już jako jedenastolatka!

- Nie, Ron. To jest po prostu obrzydliwe! - Hermiona zacisnęła pięści i spojrzała na swoje białe knykcie.

- Jedyne, co jest tu obrzydliwe, to ty, Hermiono. To ty chcesz wyjść za tłustowłosego dupka z lochów. On jest dwa razy starszy od ciebie! Wiem, że zawsze uwielbiałaś nauczycieli, ale nie zdawałem sobie sprawy, że jednego z nich chcesz usidlić!

- Przestań!

Ron wycelował w nią palcem.

- Jeżeli kiedykolwiek byłaś naszą przyjaciółką, to pójdziesz teraz do niego i powiesz, że zmieniłaś zdanie.

- Nie jestem twoją własnością, Ronaldzie Billiusie Weasley! Jeśli kiedykolwiek byliście moimi przyjaciółmi, to przyjdziecie jutro na mój ślub z uśmiechami na ustach.

- Bez uśmiechu - wtrąciła Ginny. - Nie możesz od nas oczekiwać, że będziemy się uśmiechać. Ale czekaj... Czy ty powiedziałaś jutro?! Masz wziąć ślub jutro? Dlaczego tak szybko?

Hermiona spojrzała na nią.

- Wiesz... Szkoła, przygotowania, treningi...

- Założę się, że po prostu nie może się doczekać, aż te jego tłuste ręce zaczną ją dotykać. - Ron uśmiechnął się szyderczo. Od tego momentu robiło się coraz gorzej. Pół godziny później Hermiona wymierzyła mu siarczysty policzek i szybko wybiegła z pokoju.

- Wariatka! - skomentował tylko Ron.

Inni członkowie Zakonu byli bardziej uprzejmi, choć też pełni dezaprobaty. Wszyscy, z wyjątkiem pana Weasleya. Artur poklepał ją po ramieniu, gdy mijali się na schodach przed kolacją.

- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. - Może brzmiałoby to bardziej pocieszająco, gdyby w jego głosie nie było nutki wątpliwości, ale podziękowała mu uśmiechem.

- Jestem pewna, że tak będzie - skłamała.

Ginny wróciła do ofensywy przed snem, gdy Hermiona odłożyła szczotkę do włosów i zaczęła splatać włosy - dzięki temu rano łatwiej było je rozczesać.

- Dlaczego tak zaprawdę chcesz wziąć z nim ślub? Nie chodzi ci tylko o samo zostanie tak szybko profesorem, prawda? Jest coś jeszcze?

- Chcę być nauczycielem, to prawda. To wspaniale, że o mnie pomyślano, gdy doszło do wyboru praktykanta. Ale nie możesz myśleć, że biorę ślub tylko ze względu na to.

- Więc czemu? Może Ron jest durniem, ale nie możesz zaprzeczyć, że Snape zawsze był dla nas okropny.

- Severus - powiedziała stanowczo Hermiona, nakładając na splecione włosy gumkę. - Severus nie jest okropny. Może trochę zbyt temperamentny...

- Trochę? Trochę?! - zakwestionowała Ginny.

- No dobra, jest najbardziej drażliwym człowiekiem, jakiego znam. I co z tego? Nie zawsze go lubiłam, ale on się liczy. - Rzuciła się na łóżko i wzięła głęboki oddech. Ulżyło jej, że chociaż teraz mogła mówić prawdę. Ale prawda nie była prosta. - Ogromnie się liczy. Nie spodziewałam się, że to powiem, ale taka jest prawda.

Ginny położyła się wpółubrana na łóżku.

- I co się do tego zmusiło? Nieodparta chęć bycia obrażaną? W tej kwestii nie musiałabyś za niego wychodzić, bo on i tak to robi. Irytująca obecność, olbrzymi mózg, drobne problemy... Pamiętasz?

Hermiona oparła głowę o poduszkę i spojrzała w sufit. Na jej usta powoli wkradł się uśmiech.

- Jeśli znów to powie, będę mogła mu wytknąć, że teraz on sam należy do moich drobnych problemów. Uwierz mi, Ginny, on nie może mnie teraz obrazić bez pewności, że mu odpyskuję - zaznaczyła i miała nadzieję, że chociaż jej przyjaciółka zmieni trochę zdanie o jej zamążpójściu i samym mężu. Severus obiecał jej, że będą dyskutować na równi. Brzmiało, jakby to właśnie miał na myśli. Chociaż Voldemort prawdopodobnie myślał podobnie o obietnicach Severusa, a on okłamywał go na każdym kroku. - Więc czego tu nie lubić?

- Um... Wszystkiego? - zaproponowała Ginny, żartobliwie przechylając głowę.

Hermiona sięgnęła po buteleczkę Eliskiru Słodkiego Snu. Po dzisiejszej nocy nie będzie już miała żadnych złych snów. Cóż, proroczych snów, dla sprostowania.

- Fuj, obrzydlistwo! - powiedziała, bawiąc się korkiem. - Całe szczęście, jutro nie będę musiała już tego brać.

Ginny spojrzała na nią z twarzą o niezdrowym odcieniu śliwki. Nie pasowało to do jej rudych włosów.

- Em, Snape, noc poślubna... Hermiono, nie potrzebuję takich myśli w mojej głowie.

Jej przyjaciółka nie wiedziała, że noc poślubna nie będzie miała nic wspólnego z łóżkiem. Hermiona pozwoliła sobie na uśmiech.

- Przepraszam - powiedziała i pogłaskała Krzywołapa, który zwinął się obok niej w kłębek. - Mam nadzieję, że Severus lubi koty. Chyba powinnam go zapytać, nie? - Nie, żeby to miało znaczenie; nie pozwoli mu się skarżyć.

Cieszyła się, że miała Ginny w swoim pokoju. Następnego poranka namówiła Harry'ego i Rona, żeby jednak pojawili się na ślubie w domu Grangerów. Później pomogła Hermionie w upięciu włosów w eleganckiego koka z kilkoma luźnymi kręconymi kosmykami, okalającymi jej twarz i spadającymi swobodnie na jej ramiona i plecy. We fryzurę wpięła jeszcze nową srebrną spinkę.

- Wyglądasz jak księżniczka - powiedziała ze smutkiem, wkładając na przyjaciółkę szaty koloru kości słoniowej. Wciąż trudno jej było uwierzyć, że przyjaciółka marnowała szaty i siebie samą dla Snape'a. Jej własne szaty były cytrynowo żółte. Otrzymała je od bliźniaków na urodziny. Bracia prawdopodobnie nie daliby jej takiego prezentu, gdyby wiedzieli, że ubierze go na uroczystość dotyczącą ich najmniej lubianego nauczyciela, zaraz po Umbridge.

Dumbledore zabrał ze sobą sześciu współpracowników: McGonagall, Flitwicka, Vector, Sinistrę, Sprout i Hagrida. Molly i Remus reprezentowali Zakon. Wtedy pojawił się pan młody ze swoim druhem i wszystkim szczęki opadły. Stanowili kontrast. Jeden w czerni, z płaszczem zapiętym srebrną broszką ze szmaragdem, a drugi w perłowej szarości, pasującej do jego włosów. Oboje wysocy i smukli. Wyglądali jak przeciwni królowie z szachów czarodziejów, ale to nie ich wygląd wywołał zamieszanie.

- Jasna cholera! Co on tu robi? - Ron zadał pytanie, które wszystkim cisnęło się na usta, a Harry zacisnął palce na różdżce.

Malfoy znakomicie ich zignorował i przepchnął się do panny młodej. Uścisnął jej dłoń na tyle mocno, że nie mogła jej wyrwać bez zrobienia niepotrzebnego przedstawienia. Spojrzała na swojego przyszłego męża, który w tym samym momencie odwrócił się do jej rodziców.

- Moje zobowiązanie i honor, matko chrzestna - powiedział Draco, górując nad nią. Kiedy, do cholery, on zdążył tak urosnąć? Jego twarz była idealnie spokojna, lecz w jego oczach dostrzegła drwinę. 

Hermiona zamknęła usta ze słyszalnym haustem. On? I ona? A Severus jej nie ostrzegł! Na szczęście czytała dość dużo i miała niemal fotograficzną pamięć, więc wiedziała, co odpowiedzieć.

- Moje uznanie i przyjaźń, Draco.

Widziała, jak odszedł i uścisnął dłonie jej rodzicom tylko z formalnej uprzejmości, choć bez wyrazu niechęci. Później skinął głową i chłodno uśmiechnął się do jej przyjaciół. Zacisnęła dłoń na nadgarstku pana młodego i odciągnęła go na bok. Spojrzał na jej dłoń, a później twarz, unosząc pytająco brew. Pochyliła się do niego i wysyczała:

- Co on robi w domu moich rodziców?

- Myślę, że już ci powiedział - mruknął i uścisnął jej dłoń, więc stali teraz ramię w ramię, jak każda szczęśliwa para. - Jest moim chrześniakiem, a teraz także i twoim. - To był nie tylko tytuł grzecznościowy, ale także i nowy obowiązek. - Twierdziłaś, że mi ufasz. Już zmieniłaś zdanie?

Poczuła wielką chęć uderzenia go, ale tak jak Mal... Draco, trzymał jej dłoń zbyt mocno.

- On nie wie, gdzie się znajdujemy. Aportowałem go do frontowego ogrodu, a Filius deportuje go później do domu. Albo ja. Wciąż masz czas, by się wycofać. 

Spojrzała na niego z ukosa. Czy to dlatego ją tym zaskoczył, żeby się przestraszyła i wycofała?

- To słodko z twojej strony - skłamała. - Ale nie mam zamiaru . Jesteś mężczyzną moich snów - powiedziała nieco głośniej. Ron wyglądał, jakby był chory, ale Severus nie wyglądał na zdenerwowanego.

- Więc możemy zaczynać.

Odwaga Hermiony wyparowała gwałtownie, ale udało jej się mówić tylko z lekkim drżeniem głosu.

- Moja wiara, moja łaska, moja wierność... Moja miłość, moja praca, moja lojalność... Moje serce, moja nadzieja, moja otwarta dłoń.

Wypiła połowę napoju z podała Severusowi do opróżnienia.

- Zaufaniu powierzamy nasze zaufanie - powiedział swoim głębokim głosem razem z nią. - Zawsze i na zawsze, od tego dnia; moje życie dla ciebie, twoje życie dla mnie.

Wyciągnął spinkę z jej włosów, uwalniając kaskadę loków i podał ją Ginny, która transmutowała ją w obrączkę i zwróciła Hermionie, by włożyła Severusowi na palec. Hermiona odpięła wtedy jego pelerynę, a broszkę podałą Draconowi. W krótkim czasie broszka także zamieniła się w obrączkę, którą Severus wsunął na jej palec. Następnie pan młody otoczył peleryną siebie i pannę młodą, ochraniając przed spojrzeniami gapiów, gdy ich usta spotkały się w niezbędnym pocałunku i trzymał ich w ukryciu, aż świadkowie dokończyli deklaracje.

- Świadczymy ten związek. Dwoje tworzy jedność. Jak było powiedziane, niech się stanie.

Jej dłoń powędrowała do ust, gdy jego twarz odsunęła się od niej. Nie mogła powiedzieć, czy jego usta były zimne czy ciepłe, wilgotne czy suche. Płaszcz opadł. Zamrugała, żeby przyzwyczaić się do światła i ponownie, gdy oślepił ją błysk flesza. Później porwał ją wir uścisków i życzeń, podczas gdy jej mąż cierpliwie znosił uściski dłoni i klepanie po plecach.

- Nigdy nie myśleliśmy, że dożyjemy tego dnia, czyż nie? - pisnął Filius Flitwick.

- Jestem tak bardzo szczęśliwy! - zagrzmiał Hagrid.

Tylko Harry stał obok, patrząc na to wszystko z rękoma w kieszeniach.

Poprzez rozmowy i żarty przy bufecie Hermiona słyszała urywki rozmowy prof... Minerwy z jej rodzicami, gdy tłumaczyła im, o co chodziło w ceremonii. 

- Rozpuszczanie włosów symbolizuje łoże małżeńskie, a odpinanie peleryny obietnicę pana młodego, by dać żonie schronienie i dom.

Z drugiej strony stołu Harry poczuł, jak pieką go oczy od patrzenia na Hermionę. Ron go szturchnął.

- Więc to jest to - powiedział ciężko. - Po tym nie ma już odwrotu. Myślę, że właśnie nas straciła.

Hermiona nie słyszała ich szeptów, ale nie musiała. Już to wiedziała. Przygryzła mocno wargę. Jej twarz była sztywna od uśmiechu. Jej mąż pojawił się nagle przed nią i wcisnął w dłonie talerz pełen jedzenia.

- Zjedz to.

- Nie jestem głodna - mruknęła. Była mężatką. Żoną nauczyciela. Jedynego nauczyciela, któremu musiała coś udowadniać. Jedynego nauczyciela, którego nie wiedziała, jak zadowolić.

- Ale będziesz - obiecał. - Uczniowie do szkoły przyjadą za trzy dni. Twoje treningi zaczną się zaraz po powrocie stąd. Pamiętałaś, żeby spakować swoje stare notatki?

Skrzywiła się i skinęła głową. Posłusznie wzięła kanapkę z jajkiem i spojrzała na nią. Jej żołądek był pusty, ale nie chciała jeść. Cokolwiek spróbowałaby połknąć, stanęłoby jej kością w gardle. Jednak nadgryzła skórkę. 

- Co miałeś wczoraj na myśli, gdy rozmawiałeś z moimi rodzicami? - Zaryzykowała i spojrzała na jego dłoń, którą teraz zdobiła obrączka. Głos Severusa był tak samo chłodny, jak jego wypowiedź.

- Zawsze mówię to, co mam na myśli, chyba że pewne względy na to nie pozwalają. - Nawet teraz nie mówił otwarcie o szpiegostwie.

Spojrzała na niego z ukosa spod przymrużonych powiek. Czy teraz był jeden z tych momentów?

- Powiedziałeś, że jestem odważna, zdeterminowana i inteligentna - powiedziała z nadzieją.

- Nie wierzę, że powiedziałem coś takiego. Pytałem, czy sądzą, że jakikolwiek nauczyciel mógłby nie dostrzec takich cech w swoim uczniu.

Przygryzła wargę. Spróbowała ponownie.

- Powiedziałeś, że zawsze traktowałeś mnie z takim szacunkiem, na jaki zasługiwałam.

Parsknął.

- I wciąż będę. Z dokładnie takim, na jaki zasługujesz.


Chocolate Wheaten - po prostu ciastka z polewą czekoladową. Ale skoro autorka odczuła potrzebę, żeby użyć tej nazwy, to ja także jej użyłam :)

UWAGA! Przyda mi się mała pomoc. Mianowicie, aktualna playlista już mnie nudzi, Was zapewne także. Byłabym wdzięczna, gdybyście zechciały pomóc mi w wyborze piosenek do nowej playlisty! ;)

Rozdział 5. Zdumiewająca odsłona

Hermiona myślała o jej sprzeczce z panią Weasley jak o próbie generalnej przed konfrontacją z jej rodzicami. Jednak zmiana charakterów zmieniła też scenariusz.

Nigdy wcześniej nie widziała swoich profesorów w mugolskich ubraniach. Przesunęła oczami po profesorze Dumbledorze ubranym w garnitur koloru wrzącej wody z różowymi kieszonkami wypchanymi karmelkami. Miała nadzieję, że nie będzie ich oferował wszystkim w około. Byłoby wtedy trudno obejść się bez dwudziestominutowego przemówienia jej ojca o szkodliwości słodyczy. O dziwo, ten jasny strój dyrektora był jedynie tłem dla jego towarzysza, ubranego w czarną koszulę z wysoką stójką, spodnie, a na dodatek na karku związane miał włosy. Jego ubranie niezbyt różniło się od jego codziennych szat, jednak jego twarz i figura były wyeksponowane. Nic nie zasłaniało jego kości policzkowych i linii szczęki, powiewające szaty nie kryły jego wąskiej, aczkolwiek wysokiej postury; nic nie krępowało jego znużonych ramion i szczupłości jego nadgarstków. Nie mogła oderwać wzroku. Chciała wmusić w niego ciepły posiłek, wpakować do łóżka i trzymać go tam, aż będąc bezpiecznym, zapadnie w sen. Zarumieniła się, ale nikt tego nie zauważył  - wszyscy skupili się na dyrektorze.

- Hogwart powstał tysiąc lat temu - zaczął srebrnowłosy stary czarodziej - a jego reguły i zasady obowiązują do dzisiaj, jakkolwiek dziwaczne mogą się wydawać w dzisiejszych czasach. Nigdy nie potrzebowaliśmy tak wysokiego poziomu nauczania Obrony Przed Czarną Magią jak teraz, a i tak nie potrafiliśmy zatrzymać żadnego nauczyciela na tym stanowisku dłużej niż rok. Teraz chcemy zastosować Zasadę Zastępstwa, żeby wskazać siedmiorocznego ucznia jako początkującego profesora, praktykanta. A czy znajdzie się ktoś lepszy od waszej córki, która jest wybitna we wszystkich przedmiotach i była współzałożycielką Gwardii Dumbledore'a na piątym roku?

- Chce pan, żeby Hermiona zaczęła uczyć, zanim sama skończy naukę? - zapytał Perry Granger i przeciągnął dłonią po swoich puszystych włosach. - Niby jak miałaby tego dokonać?

- Co z jej własną edukacją? - dodała mama Hermiony, Helen.

- Proponujemy jej prywatną naukę do Owutemów z wyznaczonym repetytorem i to, by egzaminy pisała za dwa lata, a nie za rok.

Grangerowie rzucili Snape'owi identyczne, podejrzane spojrzenia.

- Kto miałby ją uczyć? - Helen chciała upewnić się, że dobrze zgaduje.

- Profesor Snape. Mistrz Eliksirów, który jest także ekspertem od Obrony Przed Czarną Magią - powiedział dyrektor, wskazując ręką na współpracownika.

- Skoro jest taki dobry, to dlaczego sam nie może uczyć Obrony? - spytał Perry.

- Potrzebowalibyśmy innego nauczyciela Eliksirów, a takowego jest jeszcze trudniej znaleźć.

- Nie podoba mi się ten pomysł - naburmuszyła się Helen. - Nie jestem przekonana do profesora Snape'a ani do stwierdzenia, że to najlepszy wybór dla Hermiony. Lepiej by było, gdyby to był ktoś bardziej ośmielający.

- Nie wątpię, że pani córka ma własne powody, żeby mnie wybrać - odezwał się Snape.

Jej rodzice i pani Weasley spojrzeli na nią, ale ona sama nie zaszczyciła uch swoim spojrzeniem.

- Opieracie się tylko na tym, co pisałam wam w listach - że jest okrutny, niesprawiedliwy... - mruknęła i spojrzała z ukosa na swojego nauczyciela. Kąciki ust drgnęły jej, gdy przypomniała sobie jego słowa: Niektóre fakty są zbyt oczywiste, żeby je ukryć, więc nie próbuj ich zmieniać. Jednak zamień słabości w atuty. - Nie zmienił się, zawsze będzie działał według swoich ustalonych reguł i nie przyjmie żadnych wymówek - uśmiechnęła się. - Teraz widzę, że jest moim najlepszym nauczycielem. Każdy inny mnie wielbi, chwali przy wszystkich i na każdym kroku, a on jako jedyny stawia przede mną wyzwania.

- Jesteś pewna? - upewniła się Helen. - Przypuszczam, że nie miałaś wystarczająco dużo czasu, żeby to dokładnie przemyśleć. Będziesz spędzać obrzydliwie dużo czasu w jego towarzystwie.

- Miałam czas na przemyślenia. Przedyskutowałam z dyrektorem wszystkie szczegóły i miałam dość długą pogadankę z profesorem Snapem. Spędzanie z nim czasu w jakiś sposób sprawi mi radość.

Orzechowe oczy jej ojca wędrowały od dyrektora, przez profesora do Hermiony i z powrotem. Nie podobał mu się sposób, w jaki jego mała dziewczynka patrzyła na tego mężczyznę z wiecznie skwaszoną miną.

- Nie podoba mi się, że Hermiona ma spędzać czas z nauczycielem - MĘŻCZYZNĄ - sama - stwierdził Perry ze srogą powagą. - Nie ma żadnej kobiety, u której by mogła odbyć praktykę? Na przykład jej głowa domu?

Hermiona poderwała głowę.

- Masz na myśli...? Gdybyś go znał, nigdy byś tak nie pomyślał. On jest najbardziej honorowym człowiekiem, jakiego znam!

- Szacunek, panno Granger! - ostrzegł honorowy mężczyzna.

Dyrektor przygładził swoją długą, srebrną brodę. Błyski w jego błękitnych oczach przybrały na sile.

- Ach, tak! Muszę dodać coś jeszcze. Założyciele przewidywali, że taki młody praktykant będzie potrzebować dodatkowej obrony, opiekuna, jego reputacja może być zagrożona tak samo, jak uczucia, dlatego jako warunek spełnienia reguły ustawili ślub przyszłego praktykanta z nauczycielem - repetytorem.

- Małżeństwo?! To było średniowiecze! Czemu ona miałaby go poślubić? Nie ma jeszcze osiemnastu lat! - wybuchnął pan Granger.

- Zabraniam ci, Hermiono! - wtrąciła się jego żona. - Nie pozwolę mojej córce wyjść za wybuchowego, złośliwego mężczyznę, który na dodatek jest na tyle stary, by być jej ojcem! - Pani Weasley skinęła głową, zgadzając się z tą tezą.

- On nie jest złośliwy! - Hermiona zeskoczyła z krzesła, pochylając zaczerwienioną twarz nad stołem. - Jest odważny, mądry, lojalny i jeśli będę chciała go poślubić, to zrobię to! W naszym świecie jestem już dorosła!

Jej rodzice zrozumieli, że chodzi o świat magii, nie ich. Ogarnęło ich przykre uczucie wykluczenia. 

- Hermiono! - zawodziła Helen.

- W NASZYM świecie nie jesteś pełnoletnia i nie mów, że za trzy tygodnie będziesz, bo on wykorzysta twoje zaufanie. Jak mógl o tym w ogóle pomyśleć? - Perry także pochylał się teraz nad stołem, ogarnięty czystą furią. On i jego córka wyglądali teraz niemal identycznie.

- On mnie nie wykorzystuje! Tak czy inaczej, nie możecie mi zabronić! - Hogwart był w Szkocji. Mogła tam wziąć ślub bez problemu, bo skończyła już szesnaście lat.

- Panno Granger, najwidoczniej nie uważała pani, gdy dyskutowaliśmy. Myślałem, że wyraziłem się wystarczająco jasno - wytknął Snape.

- Ale... - spojrzała na profesora w niemym proteście, lecz czarne dziury jego oczu zgromiły ją. Jego głos był jednak delikatny, choć wciąż chłodny.

- Wyraziłem się jasno?

Hermiona nerwowo przełknęła ślinę, a w jej głowie zabrzmiały słowa wypowiedziane podczas dyskusji przez Snape'a: Używaj perswazji, nie konfrontacji; porozumienia, nie agresji.

- Tak, profesorze.

Człowiek, który regularnie stawiał czoła Voldemortowi, nie mógł speszyć się przed zwykłymi mugolami, a możliwie przyszłymi teściami. Odwrócił się do nich i powiedział:

- Rozumiem państwa obawy. To naturalne, acz bezpodstawne. Myślę, że zdawali sobie państwo sprawę z faktu, że wasza córka dojrzeje w innych ideach, gdy posyłaliście ją do szkoły, do świata magii. Mam nadzieję, że chociaż nas wysłuchacie.

- Jest pan chyba dwa razy starszy od niej - zaatakował Perry.

- Mam trzydzieści siedem lat. Różnica wieku między mną a państwa córką w świecie magii nie jest aż tak wielka.

- Jest pana uczennicą.

- Jestem nauczycielem w jedynej szkole magii w Wielkiej Brytanii od kiedy skończyłem dwadzieścia jeden lat. To, żebym znalazł sobie żonę, która nie byłaby moją uczennicą, graniczy z cudem.

- Twierdzi pan, że nigdy nie zrobił nic, by wzbudzić w niej uczucia? - kontynuował Perry.

- Ani w niej, ani w żadnej innej uczennicy.

- Uczy pan nawet dłużej, niż ona żyje. Pewnie widzi pan w niej dziecko.

Mężczyźni mierzyli się teraz wzrokiem.

- Przez to akurat można łatwo przejść. Relacje małżeńskie można porównać do autorytetu w klasie. Wierzę, że państwa zasady na to pozwolą. Nasze przyszłe nieporozumienia, a jestem przekonany, że będzie ich wiele, będą rozwiązywane na tej samej podstawie. W świecie magii państwa córka jest pełnoletnia, w państwa świecie prawie też. Zawsze była odpowiedzialna jak dorosła. Widzę w niej kobietę, którą się stanie. Którą już się staje. Myślą państwo, że którykolwiek z nauczycieli byłby ślepy na takie zalety, jak odwaga, determinacja i inteligencja?

Hermiona spojrzała na niego zdziwiona.

- Nigdy wcześniej nie powiedział pan o mnie czegoś takiego!

- Z doświadczenia wiem, że pochwały są mniej skuteczne od krytyki.

- A jednak zawsze chwalił pan Malfoya! - naburmuszyła się.

- Pan Malfoy jest przykładnym uczniem Eliksirów, tak kompetentnym jak pani, ale dalece bardzie posłuszny! Zazdrości mu pani uznania, które znajduje u każdego innego nauczyciela. Ślizgoni mogą je znaleźć tylko u mnie.

Hermiona utkwiła wzrok w stole. Chciała się wykłócać, ale to nie był odpowiedni czas ani miejsce. Kolejna wskazówka odświeżyła się w jej myślach: Nigdy nie zapominaj celu, nie daj się rozproszyć kwestiami, które osiągnięcie celu utrudniają.

- Zawsze wiedziałem, że faworyzuje pan swoich Ślizgonów - uciął Perry.

- Ja tylko zwyczajnie próbuję wyrównać ich sytuację, rekompensując im w pewien sposób to, że gdziekolwiek indziej spotykają się z uprzedzeniami.

Cztery pary oczu zwróciły się w stronę dyrektora, który tylko się uśmiechnął. Z pewnością miał coś do powiedzenia w tej kwestii.

- Severus całkowicie poświęca się dla dobra swoich uczniów, jak każdy z nas. Oczywiście nie zawsze zgadzam się z metodami, które proponuje w czasie dość burzliwych dyskusji w pokoju nauczycielskim. Nie ulega wątpliwości, że panna Granger wzbogaci się o nowe spostrzeżenia i poglądy.

- Już wiele ich ma - burknął Perry. - Ale dlaczego inni nauczyciele mieliby traktować ją jak równą sobie, skoro dopiero co kilka miesięcy wcześniej sami ją uczyli?

- To nie pierwszy raz, gdy były uczeń dołącza do kadry. Severus sam pracuje z ludźmi, którzy pamiętają go jeszcze jako pierwszorocznego. Jej koledzy, których będzie uczyć, zaakceptują ją, a po pierwszym szoku pozwolą sobą dowodzić.

- Nie podoba mi się to. Czyste szaleństwo! W waszym świecie wiele rzeczy zdaje się być totalnym szaleństwem. Nie możemy oceniać zasad i zwyczajów, których nie rozumiemy. - Perry zamyślił się i wymienił z żoną wnikliwe spojrzenia. - Wiedzieliśmy, że dojrzeje w innym świecie, ale nie wiedzieliśmy, jak bardzo innym. Molly - zwrócił się do pani Weasley - czy w waszym świecie zaaranżowane małżeństwa są popularne?

- W niektórych kręgach, szczególnie w starych czystokrwistych rodach. Większość nas bierze ślub z miłości. Ja tak zrobiłam i byłabym zawiedziona, gdyby któreś z moich dzieci postąpiło inaczej.

- A małżeństwa w tym wieku? - dopytywała Helen.

- Jest pełnoletnia od prawie roku. Niektórzy koledzy z jej rocznika mogliby wziąć ślub z jeszcze młodszymi. Oczywiście nie życzyłabym żadnemu z moich dzieci ślubu w nastoletnim wieku.

- Zwyczaje są różne, ale natura ludzka jest wszędzie taka sama - wymamrotała Helen. - Czy znasz profesora Snape'a? Czy byłby dla niej dobrym mężem?

- To może ja wyjdę, żeby każdy mógł wyrazić swoją opinię bez obawy o moją reakcję? - zaproponował Snape.

- To nie będzie konieczne - Molly spojrzała mu prosto w oczy. - Nie chciałabym obmawiać cię za twoimi plecami. Nie wstydzę się mówić o tobie przy tobie. - Odwróciła się do Helen. - Niezbyt go znam, nie jest przyjacielem moim ani rodziny. W ogóle jest mało lubiany. Większość osób, które uczył, nienawidzi go.

- Nauczanie to nie konkurs popularności - odpowiedział Snape, gdy wszystkie oczy zwróciły się na niego. - Warzenie eliksirów wymaga intensywnej koncentracji, dyscypliny, dbałości o szczegóły i umiejętności pracy pod presją. W najgorszych przypadkach toleruję uczniów, którzy są zdolni, by uwarzyć eliskir na ból głowy, gdy mają migrenę lub są na tyle mądrzy, by nawet tego nie próbować. Większość jest zbyt głupia, by sama z siebie zwrócić uwagę na niedbałość, ale robi to chociaż ze strachu przede mną. To odpowiedni zamiennik. Wolę widzieć ich nienawiść do mnie niż podziwiać ich zwłoki.


- Tak... słyszeliśmy o pana wybuchowym temperamencie i ciętym języku na lekcjach. Czy poza klasą jest pan inny? - zapytała Helen.

- Nieznacznie. Ale jak pani zapewne wie, pannę Granger raczej trudno onieśmielić. Sama przed chwilą powiedziała, że mój autorytet jest dla niej wyzwaniem - zarówno w klasie, jak i poza nią - zakończył i spojrzał Hermionie w oczy.

- Nie boję się pana. Jak mogłabym, skoro wiem, że ryzykuje pan swoje życie, by nas ratować? 

- To lekka przesada. Zupełnie niepotrzebna.

- Dobrze pan wie, że to prawda. Widziałam to.

- Obroniłem panią ze zwykłego nauczycielskiego obowiązku. Gdybyś przestała niepotrzebnie wystawiać się na niebezpieczeństwo...

- A kiedy pan przestanie? - weszła mu w słowo.

- Nie robię nic, co byłoby niepotrzebne!

- Dzieci, dzieci... - zaczął dyrektor. - Chcielibyście chronić się oboje, co jest naturalne i godne podziwu. Nie widzę powodu do kłótni.

Przestali patrzeć na siebie i spojrzeli na dyrektora, którego oczy znów migotały.

- Kłócicie się na każdym kroku! - zauważyła pani Granger. - Co może sprawić wam radość w byciu razem?

- Kłótnie i wymiany zdań lepiej pasują do szczęścia niż cichy gniew. Podziw, zaufanie i prawdziwa troska o drugą osobę pomogą rozwinąć się uczuciu sympatii. Zapewniam, że zawsze będę traktował państwa córkę z należytym jej szacunkiem.

- Im lepiej znam profesora, tym bardziej go lubię - przyznała Hermiona. - Jestem pewna, że wciąż tak będzie.

Przez następną godzinę jej rodzice wypytywali potencjalnego zięcia o rodzinę, historię, finanse, przyzwyczajenia i oczekiwania. Hermiona skrycie podziwiała, jak zręcznie jej profesor omijał trudne kwestie. Następnie, po ustaleniu szczegółów jej edukacji, warunków zatrudnienia i perspektyw, państwo Granger wzięli swoją córkę na bok, by odbyć prywatną rozmowę.

- On jest dwadzieścia lat starszy! - przypomniał jej ojciec już chyba po raz piętnasty.

- To nie ma znaczenia, jeśli nie wiemy, czy za tydzień wciąż będziemy żyć. Jeśli przeżyjemy, wątpię, czy będzie mnie obchodzić fakt, że będę miała siedemdziesiąt lat, gdy on będzie miał dziewięćdziesiąt.

- A co, gdy będziesz miała lat dwadzieścia lub dwadzieścia pięć, będziesz gotowa, aby rozwinąć skrzydła, odkryć świat, a on cię zatrzyma? Będzie was ciągnęło w różne kierunki, znienawidzicie się! - W świecie magii nie było rozwodów. Gdy jej matka to usłyszała, utkwiła wzrok w córce, a w głowie miała tylko jedno zdanie: Jakie to barbarzyńskie!

- Mamo, jeśli nie znienawidziłam go do tego czasu, to już nigdy tego nie zrobię. Jesteśmy w centrum oporu, odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale też innych. Od samego początku przyjmę na siebie ciężar odpowiedzialności osoby dorosłej, a on mi w tym pomoże, lecz nigdy nie rozpieści. To nie ten typ.

Ciężko przełknęła ślinę i spotkała spojrzenia rodziców, którzy poszukiwali odpowiedzi w jej oczach.

- To nie będzie zabawne, romantyczne ani nic podobnego, o czym marzyłam w dzieciństwie. Nie jestem już dzieckiem.Nie mogę patrzeć na to, co będzie po wojnie, bo to może być rok, a może pięćdziesiąt lat. Wszystko, co mogę zrobić, to dbać o niego w czasie wojny. Nigdy nie wybaczyłabym sobie, że coś mu się stało, bo nie umiałam go powstrzymać. Boję się o niego i nie mogę przez to spać. - To chyba było najszczersze i najprawdziwsze, co dziś powiedziała.

- Jestem pewna, że on sam umie o siebie zadbać - wytknęła matka.

- Jego własne zdrowie jest ostatnim, o czym myśli.

Helen spróbowała innej taktyki.

- Za co ty go w ogóle lubisz? Przyznaję, jest nawet przystojny...

- Przystojny?! Mamo, czy ty powiedziałaś, że on jest PRZYSTOJNY? - To była najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszała z ust matki.

- Nawet, nawet... Gdyby zrobił coś ze swoimi zębami... Może nie jest przystojny w konwencjonalny sposób, ale dość uderzający - wysoki, mroczny, elegancki...

- Mamo, on porusza się po szkole jak chodząca furia, a za nim powiewają obszerne szaty i tłuste włosy. Uwierz mi, nikt nie pomyślał jeszcze o nim jako o przystojnym. - Czas, by odwrócić słabości w mocną stronę. - Nie będzie mu łatwo żyć z kimś u boku. Jest wrażliwy, uszczypliwy, założę się, że nigdy nie przeprasza - no, z jednym wyjątkiem - a oboje jesteśmy tak przekonani do swoich racji, że pewnie będziemy kłócić się o wszystko. Myślicie, że o tym wszystkim nie pomyślałam? - uśmiechnęła się. - On jest tego wart.

- Ale to będzie na zawsze... Nie możecie poczekać roku lub dwóch? - Ojciec znał jej silną wolę, ojciec zrozumiał, że małżeństwo jest nieuniknione.

- Nie chcę czekać ani dnia.



Rozdział 4. Zamiennik kłamstwa

Snape przyniósł wieczorem po kolacji pół tuzina fiolek Słodkiego Snu. Został na tyle długo, by powierzyć je opiece Molly Weasley i nakazać jej, żeby Hermiona je zażywała zamiast go nachodzić. Po tym, gdy powiedziała mu, że Ginny wie o koszmarach, z czego nie był zadowolony, orzekł, że powinni mieć jakieś wytłumaczenie, dlaczego tak naciskała na rozmowę z nim.

- Zawsze wykorzystuj fakty, zamiast całkowicie wymyślać bajki - polecił Hermionie. - Mniej nieścisłości uwiarygodni twoje kłamstwo.

- Nigdy nie mówiłaś nam, że masz koszmary - zamartwiała się Molly. Matkowała Hermionie i Harry'emu jak własnym dzieciom już od kilku lat. - Mogłabym ci jakoś pomóc.

- Po prostu tęsknię za rodzicami - wymamrotała Hermiona. - Zawsze się o nich martwię. - To była półprawda. Stwierdzenia bez związku ze sprawą są efektownymi zamiennikami kłamstw i są znacznie lżejsze dla gryfońskiego sumienia - kolejna wskazówka od Snape'a.

Po tym było łatwiej ukryć szczegóły snu: salwy śmiechu, gwizdy, poruszające się postacie w pelerynach, buty, które kopały ciało, długie i ciche godziny przed odnalezieniem zwłok, zdecydowanie dłuższe czekanie na ich zidentyfikowane, przygotowanie pogrzebu, pochówek i w końcu ziemia zasypująca trumnę i cichy szept Snape'a w jej głowie, mówiący słowa, których do dzisiejszego ranka nie rozumiała. No bo kto mógł pomyśleć o żalu i Snapie w jednym momencie?

Wszystko powinno być tak, jak to widzisz,
nie powinienem dożyć do grudnia zimowego,
chyba że ślub rychły weźmiemy
przed początkiem roku szkolnego.
Twoje usta powinny uszczelnić naszą więź,
złamana moc uzdrowieje,
zimne serca staną się czułe,
a uścisk żalu zelżeje.

Nie, nie powiedziałaby o tym nikomu, nawet gdyby mogła. W końcu nie będzie musiała znów tego oglądać. Jeszcze jedna noc i prawdopodobnie zobaczyłaby przebieg śmierci Snape'a. Oprócz oczekiwania nie mogła robić nic. No, jedynie zastanawiać się, czy nie oszalała.


Miała przecież poślubić Snape'a! Gderliwego, tłustowłosego, zrzędliwego Snape'a! On jej nawet nie lubił, o czym dał jej wyraźnie znać. Ona też go nie lubiła. To wszystko dzieje się dlatego, że bolał ją widok martwego Snape'a. Poniżonego. Wolała, żeby warczał i krzyczał niż czekał na śmierć.

Zawsze był porywczy i zdeterminowany, ale był też perfekcjonistą. Był niemiły, znienawidzony, ale tryskał energią i chodził tak zamaszystym krokiem, że szaty za nim falowały jak na wietrze. Pozornie wciąż taki był, ale rozrywało go od środka. Jak długo to ciągnął? Czy czekał tylko z powodu swojego uporu i niechęci do ujawnienia słabości? A może gorzej - zgodził się na ratunek przed śmiercią tylko ze strachu, że to nie byłby koniec, bo jakaś nieukończona sprawa skazałaby go na podążanie korytarzami Hogwartu przez wieczność?

Ron, Ginny i Harry znaleźli ją w dość złośliwym humorze i niechętną do rozmowy, która z pewnością sprowadziłaby się do faktu, z jaką niecierpliwością wyczekują ukończenia Hogwartu i wyrwanie się spod opieki Snape'a, co miało czekać chłopców już za rok, a Ginny za dwa lata. Nie wiedzieli, że ona już nigdy się nie uwolni, że ofiarowała się i będzie mu towarzyszyć już do końca życia. Próbowała wmówić sobie, że tego nie zrobi, że nie może, ale znała alternatywę. Nie mogła pozwolić mu umrzeć. Nie, nawet jeśli on właśnie tego chciał.

Kolejne dwa dni potwornie się jej dłużyły. Trzeciego poranka obudziła się słysząc profesora Dumbledore'a rozmawiającego na osobności z rodzicami Rona i Ginny. Z ledwością udawała zainteresowaną spekulacjami jej przyjaciół na temat tego spotkania. Podczas śniadania nie mogła nic przełknąć, więc napiła się tylko soku pomarańczowego. Stało się. Nadszedł już czas.

Frontowe drzwi otworzyły się i ponownie zamknęły. Dyrektor powrócił do Hogwartu, a pan Weasley do pracy. Pani Weasley wmaszerowała do kuchni z płonącymi policzkami i wargami zaciśniętymi w wąską kreskę. Krzątała się w ponurej ciszy. Widząc to, Ron i Ginny wzdrygnęli się, a Harry utkwił wzrok w podłodze.

- Hermiono, kochanie - powiedziała Molly, wypełniając zlew wodą - zostań tu i pomóż  mi umyć naczynia. Reszta niech idzie do swoich pokoi. Proszę.

Przyjaciele rzucili Hermionie współczujące i zdziwione spojrzenia, po czym wyszli. Po ich zniknięciu naczynia umyły się same, a Molly, bliska wybuchu, zaczęła rozmowę. Hermiona rzuciła pośpiesznie czar przeciw podsłuchom, na wypadek, gdyby ktoś po drugiej stronie drzwi miał zamiar użyć Uszu Dalekiego Zasięgu.

- W całym swoim życiu nie słyszałam nic tak potwornego! Ten cały pomysł, żebyś miała poślubić tego starego nietoperza... Naprawdę nie wiem, co Albus sobie myśli! 

Serce Hermiony stanęło. Mama jej przyjaciół zawsze nalegała, żeby mówiąc o Snapie używali jego profesorskiego tytułu. Przez to Hermiona sądziła, że Molly ma do niego choć trochę szacunku. Najwidoczniej - myliła się.

- Wstrętna kreatura! - narzekała głośno. - Chyba nigdy w życiu się nie uśmiechnął, mogę się założyć. Na dodatek były śmierciożerca!

- Nie chcę słyszeć więcej obelg pod adresem mężczyzny, którego mam poślubić - zaoponowała Hermiona. - Niech pani nie myśli, że będę siedzieć cicho i pozwolę pani go obrażać.

Kobieta utkwiła w niej swój wzrok.

- Nie możesz go lubić! Nikt go nie lubi...

Hermiona przełknęła ślinę. Nie spodziewała się, że ta kwestia zostanie tak otwarcie poruszona. Nie przez dorosłą osobę. I dlatego nie miała gotowej odpowiedzi. W tym momencie jej determinacja osłabła, więc zamknęła oczy, by zobaczyć sceny z koszmarów. Da radę. Podkreśli pozytywne aspekty i to będzie lepsze od kłamstwa.

- Profesor Dumbledore go lubi - zaznaczyła.

- A kogo on nie lubi?

- On jest najodważniejszą, najbardziej poświęcającą się osobą jaką znam. Jakiekolwiek błędy popełnił jako młodzieniec... nie uważa pani, że pokutuje za nie już wystarczająco długo?

- Nie, nie uważam! - wykrzyknęła pani Weasley, przypominając sobie dwóch braci, których straciła. - Nigdy nie odpokutuje tego, co zrobił.

Hermiona poczuła mocny, gorący uścisk w klatce piersiowej. Spróbowała wyobrazić sobie jej nauczyciela torturującego i mordującego z zimną krwią, ale nie umiała. Skutecznie ich chronił, choć wiązało się to z okrucieństwem na lekcjach, które raniło jej uczucia. Próbowała sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek podniósł rękę na ucznia. Nie. Nie zrobił tego bez względu na różne prowokacje.

Był śmierciożercą. Głupio byłoby myśleć, że mógł unikać udziału w "zabawach" śmierciożerców. Głupszym udawać, że kiedyś nie sprawiało mu to przyjemności. Może gdyby żyła w czasie pierwszego okresu panowania Voldemorta, a jej własna rodzina i przyjaciele zostaliby zamordowani, to także nie umiałaby zapomnieć.

Zgryzła wargę. To dzięki niemu jej przyjaciele jeszcze żyli. To on uratował Harry'ego na pierwszym roku i za każdym razem, gdy Voldemort wracał, bronił ich, ryzykując tym własne życie. Potrząsnęła głową, przełykając nerwowo ślinę. Cokolwiek zrobił lata temu - zmienił się i nie był już tamtą osobą. Nikt nie gardził nim, patrząc przez pryzmat przeszłości, tak bardzo, jak robił to on sam. Próbuje odkupić swoje winy dłużej, niż ona jest na tym świecie.

- Wstyd mi za to, jak pani go traktuje - z trudem powstrzymała drżenie głosu. - Za każdym razem, gdy jest wzywany może zginąć, ale pani o to nie dba. Któregoś dnia on może nie wrócić, a gdy przestanie pani myśleć, że był zdrajcą i dotrze do pani, że jest martwy... - Mówienie tego sprawiało, że ta sytuacja wydała się być możliwa. Jej głos załamał się na chwilę i nie mogła od razu kontynuować. - Wtedy powie pani, że na to zasłużył.

Nawet jeśli jego to w ogóle nie obchodzi - pomyślała żałośnie. Obróciła twarz i przyłożyła pięść do ust. Nawet, gdyby żyła dwieście lat, nigdy nie mogłaby zapomnieć o nim, przekonującym ją, żeby cierpliwie czekała na jego śmierć, bo wtedy jej koszmary znikną. Zamrugała, by odpędzić łzy.

Mama Rona utkwiła w niej wzrok i opadła na krzesło.

- Zadurzyłaś się w nim? Kochanie...

Hermiona zamrugała z irytacją.

- Nie zadurzyłam się! Nie jestem głupią dwunastolatką. - Tak właściwie jako trzynastolatka zadurzyła się w nauczycielu, ale nie w Snapie. - Uważa pani, że jestem aż tak głupia? Jestem jego uczennicą od sześciu lat. Wiem, że jest niecierpliwy, wybuchowy, zrzędliwy i ma niewyparzoną gębę! - Ups, przyznanie tego było błędem. Nigdy nie dawaj niepotrzebnych argumentów - polecił jej Snape.

Pani Weasley rzuciła jej zdezorientowane i zmartwione spojrzenie.

- Czemu akurat ty masz zgodzić się poślubić kogoś takiego?

Dobre pytanie. Hermiona zacisnęła szczękę. Całe szczęście przebrnęła przez to.

- Bo można powiedzieć o nim znacznie więcej, nie tylko o wadach. - Odważny, błyskotliwy, zdeterminowany, honorowy. - Zaskarbił sobie mój szacunek i zaufanie już wiele razy. Jakimś cudem jest jedyną osobą, która przyszła nam pomóc, gdy byliśmy w niebezpieczeństwie. Nikt inny nawet tego nie zauważył! - No, może poza profesorem Dumbledorem. Ale nawet jeśli, to wolał udawać ślepego, gdy on sam nas do tego nie zachęcał. Jaki inny dyrektor wysyła pierwszorocznemu uczniowi Pelerynę Niewidkę?

- Chyba żeby wpakować was w kłopoty - zadrwiła pani Weasley.

- Żeby nas z nich wyciągnąć! Jakie znaczenie mają odjęte punkty i szlabany, jeśli to on trzymał nas bezpiecznych i przy życiu?

- Ron nigdy nie powiedział...

- Ron nigdy nie próbował nawet zobaczyć więcej niż jego tłuste włosy i wredne komentarze. Ale to on przyszedł nas uratować na trzecim roku, mimo że wiedział, że Remus nie wziął Eliksiru Tojadowego, przez co miał się przemienić, nawet, jeśli wierzył, że Syriusz był mordercą. To było miejsce, w którym prawie go zabili, gdy mieli po szesnaście lat. I żaden z tych faktów go nie powstrzymał.

Tylko my go powstrzymaliśmy. Pozbawiliśmy go przytomności na oczach jego wrogów. Wyglądało na to, że to było jedyne, co mogliśmy wtedy zrobić, ale wspomnienie wciąż bolało. On przyszedł ich uratować, a oni stanęli przeciwko niemu. 

- To tylko wymówka, żeby się z nimi rozliczyć.

Hermiona prychnęła.

- Och, oczywiście. Wy wszyscy wierzycie, że zmierzył się z wilkołakiem i masowym mordercą tylko dla zemsty, czyż nie? - Sama kiedyś w to wierzyła, ale teraz rozumiała Snape'a.

Molly skrzywiła się.

- On jest dwadzieścia lat starszy od ciebie. Ty nie musisz spieszyć się jeszcze z małżeństwem, ale nawet jeśli, to powinien to być ktoś w twoim wieku.

- Nikt w moim wieku nigdy nie zwrócił na mnie uwagi. Poza tym jednym jedynym razem, gdy ubrałam się jak lalka dla Wiktora na Bal Bożonarodzeniowy.

Bułgarski szukający był trzy lata starszy od niej, bardziej męski niż chłopięcy. Te trzy lata wydawały się dla nich być barierą nie do przebicia. Nie była gotowa na nic więcej niż przyjaźń, szczególnie, że niedługo Wiktor wrócił do kraju. 

Teraz planowała wziąć ślub z mężczyzną starszym o jeszcze siedemnaście lat. Nie myśl o tym. Nie daj się rozproszyć.

- Przygotowanie tego trwało godziny, Nie chcę marnować czasu, by wyglądać pięknie dla bałwanów, które patrzą tylko na gładkie włosy i drogie ubrania - jak na przykład Ron. - Nie jestem tym zainteresowana. Profesor Snape patrzy na to, czy ludzie myślą, nie jak wyglądają i mi to pasuje. On mi odpowiada.

- Jednak wciąż go tytułujesz.

- Jest moim profesorem do momentu, w którym moi rodzice wyrażą zgodę na ślub. W świecie magii jestem w odpowiednim wieku, ale w świecie mugoli jestem jeszcze niepełnoletnia, a on nalegał na zgodę moich rodziców.

- Może oni przemówią ci do rozsądku. Zabieram cię do nich za godzinę.

- Tylko proszę, niech pani nie nastawia ich przeciwko niemu. On już sam to robi.

- Wątpię, żebym musiała. Jaki nauczyciel bierze za żonę swoją uczennicę? Co może dać w zamian?

Hermiona miała już na końcu języka drwinę, by sama mu się zapytała, ale powstrzymała się. Snape wskazał jej, że czasami lepiej prawdopodobny powód niż pozwolić wymyślać plotki. Postanowiła go posłuchać, już po raz kolejny.  

- Cóż, on nigdy nie oczekiwał, że będzie żył wystarczająco długo, żeby mieć żonę czy dzieci - to było łagodniejsze stwierdzenie faktu, że on nawet nie oczekiwał, że ktoś mógłby chcieć z nim być. Spodziewał się śmierci, od kiedy był w jej wieku. - Nigdy nie był zadowolony z poziomu nauczania OPCM, a teraz będzie pewien, że wszystko idzie po jego myśli, bo będzie mnie nadzorował.

Molly skrzywiła się.

- Nie obchodzi cię, że twoi przyjaciele go nienawidzą?

- Oni nie mogą decydować o moim życiu. Nadarzyła się wspaniała okazja. Zawsze chciałam uczyć w Hogwarcie i teraz mam taką możliwość.

- Ale jakim kosztem?!

- Myślę, że nawet do siebie pasujemy, jeśli musi pani wiedzieć. Mamy wspólne zainteresowania, więc zawsze będzie o czym porozmawiać. Jednocześnie jesteśmy na tyle różni, żeby nie zanudzić się w swoim towarzystwie. 

- Masz na myśli, że zawsze znajdzie sposób, by cię poniżyć? - Molly uderzyła w jej czuły punkt. Hermiona pomyślała szybko i dała odpowiedź.

- Jestem do tego przyzwyczajona. Teraz jest to nawet zabawne. Wie pani, doszukiwanie się komplementów w tym, czego nie mówi. A jest wiele rzeczy, o których nie mówi.

Po wyjściu pani Weasley, Hermiona oparła łokcie na stole, a twarz ukryła w dłoniach. Nie musiała kłamać, a naciągała prawdę więcej niż raz. Molly była udobruchana, ale nie do końca przekonana. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, wdychając powietrze nosem, a wypuszczając buzią. Już czuła się wykończona. Czy po tym wszystkim zostanie jej ktokolwiek? Harry i Ron będą szczerzy do bólu. Czy będzie musiała przechodzić z każdym to samo od początku?

Musiała oszaleć. Nie było innego wytłumaczenia.