Rozdział 15. Pełnoletność

Hermiona obudziła się gwałtownie z niepokojącą myślą, że tego dnia wypadały jej urodziny. Osiemnaste. W świecie mugoli oznaczały one pełnoletność. W świecie magii, który wybrała, był to po prostu kolejny, zwykły dzień. Zdawało się, że fakt jej urodzin nie będzie miał teraz dla Severusa większego znaczenia, jednak wciąż pamiętała, jak martwiła go ich różnica wieku i jak nalegał na zgodę jej rodziców na ślub. Poza tym czasami zdarzało mu się nazywać ją dzieckiem zamiast po prostu Hermioną.

Ze wciąż zamkniętymi oczyma ziewnęła i rozprostowała kości. Przypomniała sobie poprzednie lata. Od kiedy skończyła jedenaście lat, nigdy właściwie nie obchodziła urodzin. Na pierwszym roku nie dostała nawet laurki czy życzeń od kolegów z klasy, a rodzice podarowali jej starannie zapakowaną przed rozpoczęciem roku szkolnego do jej kufra, trzytomową Młodzieżową Encyklopedię Naukową, o którą prosiła. Kiedy otworzyła ją na przypadkowej stronie i natrafiła na drugą zasadę termodynamiki, uświadomiła sobie, że jej zainteresowania są tak samo odstające, jak ona w nowym świecie, przez co urodzinowy wieczór spędziła na płaczu.

Fakt, że nie obchodziła urodzin od tak dawna, był dość przykry, ale nie zapadał aż tak bardzo w pamięć. Z resztą, od chłopców dostawała pudełka Fasolek Wszystkich Smaków i Czekoladowych Żab, w późniejszym czasie Ginny obdarzała ją łańcuszkami i zawieszkami. Oczywiście, na spodzie jej kufra zawsze czekał na nią prezent od rodziców. Tylko w tym roku nie mieli szansy, by schować podarunek w tym szalonym pośpiechu, który panował przed rozpoczęciem roku.

Nie potrafiła powstrzymać obaw, że jej przyjaciele mogliby o niej zapomnieć. Albo, że po jej ślubie byliby zbyt zmartwieni, by pamiętać. Próbowała zwalczyć bezlitosne swędzenie w nosie i gardle, które niewątpliwie mogłyby przerodzić się w płacz.

- Jestem za stara, żeby martwić się o takie błahostki - mruknęła sama do siebie. - Teraz jestem już dorosła.

Westchnęła i podniosła się do pozycji siedzącej. Wtedy w nogach łóżka zauważyła mały stosik prezentów, których nie spodziewała się tam ujrzeć. Uśmiechnęła się szeroko. Tak, były tam Miętowe Nici Dentystyczne, Czekoladowe Żaby i Fasolki Wszystkich Smaków od chłopców, zestaw żółtych i zielonych piór z Fwoopera i ... Och! Nie spodziewała się, że dostanie prezenty od nowych kolegów, jednak znalazła ciasteczka od Minerwy, wełniany szalik od Filiusa, delikatną ramkę do zdjęć ze srebrnymi ozdobami od Dracona i, pod tym wszystkim, intensywnie zieloną paczkę, która mogła być tylko od Severusa. Jej serce załomotało. Pamiętał o jej urodzinach albo w każdym razie zadał sobie tyle trudu, żeby sprawdzić, kiedy one wypadają.

Dotknęła gładkiej powierzchni papieru. Było oczywiste, że dostała książkę. I to nawet dużą! Miała nadzieję, że takiej jeszcze nie posiadała.

Rozerwała taśmę i papier. Zakryła dłonią usta, powstrzymując nadchodzący wybuch śmiechu. Na Merlina! Podarował jej Najsilniejsze Eliksiry!

Otworzyła książkę i znalazła ręcznie pisaną dedykację na wklejce.

Dla Hermiony,
z nadzieją, że tym razem użyje tej książki rozsądniej niż ostatnio.
Teraz jesteś już w odpowiednim wieku, by z niej korzystać.
Severus

Poniżej znajdował się prosty rysuneczek dziewczynki z długimi, nieokiełznanymi lokami, który zmieniał się w obrazek dziewczynki z kocimi oczyma i ogonem. Gdy na to patrzyła, dziewczynka-kot zmieniła się z powrotem w dziewczynkę z lokami, która nabrała pełną szklankę bulgoczącej mikstury z kociołka, wypiła i znów była częściowo kotem.

Ponownie się zaśmiała. Tylko on potrafił dać prezent, który jednocześnie wyrażał uznanie, ostrzegał, przypominał, ganił, przekazywał wybaczenie i deklarował zaufanie. Przyszło jej do głowy, że książka, którą dostała, mogła być dokładnie tą, którą wypożyczyła pięć lat wcześniej z Działu Ksiąg Zakazanych, ale Irma raczej nie pozwoliłaby Severusowi jej zabrać.

Przekartkowała księgę. Obrazki były takie, jakimi je zapamiętała - tak samo nieprzyjemne, jednak kartki nie były poplamione od wilgoci, a strona z Eliksirem Wielosokowym nie była brudna od resztek jej wywaru. Wniosek był jeden - książka była nowa.

Spuściła nogi z łóżka, szybko się ubrała i rzuciła okiem na zegar wiszący na ścianie. Severus prawdopodobnie warzył teraz mikstury. Zawsze rano o tej porze to robił. 

Kilka minut później była już w drodze do niego, trzymając książkę w ręku.

- Severusie, dziękuję! - krzyknęła i machnęła mu woluminem przed nosem. - To wspaniały prezent!

Akurat był w trakcie krojenia dzięgielu, ale odłożył nóż, odwrócił się, spojrzał na nią ukradkiem z zaciśniętymi ustami i uniesionymi brwiami.

- Twój entuzjazm mnie satysfakcjonuje, chociaż trochę niepokoi. Odważę się zapytać: Który eliksir masz zamiar uwarzyć jako pierwszy i kogo nim napoisz? Mam nadzieję, że nie mnie.

- Oczywiście, że nie ciebie - parsknęła. - Jeśli każda z tych mikstur smakuje tak ohydnie, jak Wielosokowy, to wątpię, żebyś to wypił. Ale gdybyś podsunął mi pomysł, jak podać Ricie Eliksir Wywewnętrzania, nie miałabym nic przeciwko, by go na niej użyć.

- Nie polecałbym tego. Jeden Merlin wie, ile kwasu by się z niej wylało. I jeszcze uchodząc z niej, przeżarłby się przez dywan i zniszczyłby twoje buty, jeśli stałabyś dość blisko niej, żeby podziwiać swoje dzieło. A zapewne stałabyś, bo inaczej wysiłek nie byłby tego wart.

Westchnęła.

- Pewnie masz rację. Czy jest coś, co mogłabym zrobić, żeby ją powstrzymać? Po tym, co napisała na czwartym roku dostałam wiele wyjców, a jeden list wypełniony był ropą z czyrakobulwy, przez co dłonie piekły mnie przez kilka dni.

- Nie przypominam sobie, żebym którekolwiek z nich widział na stole śniadaniowym - powiedział ostrożnie.

- Bo moje listy przychodzą z lekkim opóźnieniem. Ale nie było w nich takiej reakcji, jakiej się spodziewałam. - Głowa Hermiony nagle szarpnęła się do góry. Dziewczyna spojrzała na męża spod przymrużonych powiek. - Przejąłeś moją pocztę?

- Tak, przefiltrowałem ją.

- Ale ja nigdy nie pozwoliłam ci czytać moich listów! - Hermiona podeszła bliżej i wycelowała palcem wskazującym w jego tors. Drugą ręką rzuciła książkę z hukiem na stół. Poszatkowany dzięgiel podskoczył i rozprzestrzenił się po pracowni. - Jak śmiałeś czytać moją pocztę?!

Severus bez wysiłku zatrzymał Hermionę i oplótł dłońmi jej nadgarstki.

- Cierpliwości, Hermiono. Twój przypływ złości mógłby wprawić w zakłopotanie dziele dziewczyn w zamku, gdybym nie miał zapasu dzięgielu. Ciebie także.
Kilka chwil zajęło jej zrozumienie, o czym mówił. Wtedy wyszarpnęła dłonie z uścisku Severusa, który łagodnie patrzył na poczynania żony.

- Ja nie potrzebuję... Nie oczekuję... Ugh! Nie mam aż tak bolesnych miesiączek, żeby brać eliksir. Czytałeś MOJE listy!
Severus podniósł głowę.

- Nie musiałem czytać, by wykryć ewentualne wyjce. Nie miałem złych zamiarów. Zwykłe zaklęcie wystarczyło, by wychwycić niechciane listy. Reszta nietknięta - NIEPRZECZYTANA - ląduje na stoliku. - Odstąpił od Hermiony i wybrał z koszyka kolejny dzięgiel i obrał go z liści. - Może zechciałabyś naprawić szkody, jakie wyrządziłaś i będziesz mi asystować przy eliksirze? Może ty go nie potrzebujesz, ale Poppy twierdzi, że wiele uczennic tak.
Przygryzła wargę i podniosła książkę, którą po chwili odłożyła na krzesło. Później rzuciła Evanesco i uprzątnęła podłogę z dzięgielu. Spojrzała na męża kątem oka.

- Chcesz, żebym ci pomogła? - Nigdy wcześniej jej o to nie prosił.

- Urodziny odebrały ci zdolność rozumowania czy tylko przytępiły słuch? Nie poproszę drugi raz. Jeśli nie chcesz mi pomóc, idź i odbierz punkty jakiemuś uczniowi czy cokolwiek robisz, żeby wypracować sobie charakter.

Hermiona stanęła obok Severusa i wyjęła z koszyka dzięgiel, który zaczęła kroić.

- Gdybym miała odjąć punkty, to tylko jakiemuś Ślizgonowi - powiedziała.

- Niewątpliwie. A to mnie oskarżasz, że jestem stronniczy!

~*~

Po zakończeniu lekcji Hermiona spędzała czas, próbując zdecydować, czy była bardziej wdzięczna mężowi za prezent czy zła za jego despotyzm. Jednakże jeszcze wtedy nie spodziewała się drugiej części prezentu.

- Sprawdzanie esejów z transmutacji magicznych zwierząt w ich niemagiczne odpowiedniki może zaczekać do jutra. Chyba nie chcesz kazać swoim rodzicom czekać? - powiedział, gdy przemierzali salę wejściową, gdzie zaprowadził ją po szybkiej kolacji.

Zatrzymała się i spojrzała na niego.

- Moi rodzice? O czym ty mówisz?

Mężczyzna wciąż szedł.

- Nauczyciele mogą opuszczać szkołę na krótki czas, gdy nie mają zajęć. Albus zgodził się, że powinnaś skorzystać z tego przywileju.

- Odwiedzimy moich rodziców? - powtórzyła.

- Dlaczego nie? Mam nadzieję, że umiesz się wystarczająco dobrze aportować? Raczej nie powinno ci to wychodzić gorzej od latania na miotle.

Pobiegła za mężem i złapała go za rękaw. Ciągnęła tak długo, aż w końcu odwrócił się do niej ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.

- Umiem latać! Muszę, inaczej nie pomogłabym Harry'emu w przebyciu labiryntu na pierwszym roku! Po prostu niezbyt to lubię... Gdy mówisz takie rzeczy jak ta, nie wiem, czy cię spoliczkować czy przytulić.

- Czy twoim mózgiem rządzą nogi czy nie potrafisz chodzić, gdy podejmujesz tak trudną decyzję?

Spojrzała na niego.

- Coraz bardziej skłaniam się ku opcji spoliczkowania - ostrzegła. - Zapytaj Dracona, czy warto ryzykować. - Musiał rozumieć, o co jej chodzi. W końcu sam jej kiedyś o tym przypomniał.

- Sądzę, że Draco był zbyt dżentelmeński, żeby się za to mścić. Ty lepiej zapytaj samą siebie, czy ja pozwoliłbym ci podnieść na mnie rękę.

- Czemu ciągle to robisz? - jęknęła. - Dlaczego cały czas celowo robisz mi na złość?

- Przyzwyczajenie?

- Umiesz zrobić coś miłego, nie będąc przy tym złośliwym?

- Najwyraźniej nie. Jesteśmy na miejscu. - Otworzył główną bramę, przepuścił żonę przodem i ostrożnie zamknął za nimi przejście. - Mam aportować się po tobie czy robimy to razem?

Skrzywiła się i nierozważnie postawiła wszystko na jedną kartę.

- Możemy aportować się razem, jeśli pozwolisz mi to zrobić.

Uniósł brew.

- Jesteś pewna, że dasz radę?

Hermiona pokonała dzielący ich dystans, objęła Severusa ramionami i mocno do niego przylgnęła.

- Trzymaj się mocno - zarządziła. Cel, determinacja, rozwaga i obrót.

Dała radę. Stali teraz w ogrodzie jej rodziców, ochronieni żywopłotem przed ciekawskimi spojrzeniami. Tak, teraz to mu dopiero pokazałam! Wyszło mi całkiem dobrze! Spojrzała na niego tryumfująco, a on jedynie uśmiechnął się ironicznie.

- Chciałeś, żebym to zrobiła! - odgadła. - Celowo mnie sprowokowałeś!

- Tak łatwo cię sprowokować - mruknął. - Typowa Gryfonka.

- Typowy Ślizgon! - odgryzła się. W tym momencie uzmysłowiła sobie, jak blisko siebie stali. Teraz nadeszła jej kolej na sarkazm. - Jeśli chciałeś znaleźć się w moich objęciach, wystarczyło tylko poprosić.

- Zakładasz, że taki był cel tego ćwiczenia?

Wyswobodził się z jej uścisku dokładnie w chwili, gdy drzwi frontowe się otworzyły. Jej rodzice na pewno na nich czekali, a sądząc po ich uśmiechach, najprawdopodobniej widzieli ich przybycie. Przynajmniej Severus się zarumienił. Ha!

- Wszystkiego najlepszego, Hermiono! - powiedzieli chórem, a jej mama dodała szybko: - To niespodzianka, a wszystko dzięki Severusowi. Nie świętowaliśmy wspólnie twoich urodzin od... siedmiu lat, prawda? Chodźcie, wejdźcie do środka.

- Nawet nie muszę pytać, czy o ciebie dba - zwrócił się do córki Perry. - Wyglądasz kwitnąco: te różowe policzku, błysk w oku... I ty na pewno też o niego dbasz, bo widzę u niego to samo.

- Taaaato!

- Poczuła, jak jej mąż sztywnieje. Na początku myślała, że to przez insynuację jej ojca, ale wtedy zauważyła jego zaciśnięte pięści i gorąco emanujące z jego ręki. Nigdy nie stała na tyle blisko niego, żeby wiedzieć, że Znak wydziela ciepło, gdy jest się wzywanym.

- Mam kilka spraw do załatwienia, niestety - powiedział delikatnie. - Mam nadzieję, że zdążę wrócić, by zabrać Hermionę do domu. Jeśli jednak nie wróciłbym do 22:30, niech Hermiona sama wróci. Już pokazała, że dobrze radzi sobie z aportacją.

- Severusie - złapała jego rękę i uścisnęła. Ich spojrzenia spotkały się - jej błagalne, jego ostrzegawcze. Przełknęła gulę. - Wróć bezpiecznie.

- Zawsze to robię, nieprawdaż? Do zobaczenia, Helen, Perry, Hermiono. Przykro mi, że nie mogę zostać, by skosztować tortu. - Mówiąc to, odszedł.

Rozdział 14. Wystająca drzazga

Hermiona przerwała ocenianie prac uczniów i znów skierowała wzrok w stronę drzwi. Wciąż nie wrócił. Wiedziała, że jeszcze nie powinien. Od kiedy wyszedł, wskazówka jej zegara - prezentu od Draco - cały czas wskazywała niebezpieczeństwo, co było jedynie eufemizmem spotkania z psychopatycznym, niebezpiecznym maniakiem, Czarnym Panem. Wciąż jednak czekała na jego powrót. Pociągnęła nosem i stwierdziła, że nie może zaprzątać tym sobie głowy. Miała do zrobienia zbyt dużo pracy, która sama się nie wykona. Ponownie spojrzała na esej leżący przed nią i przeszły ją ciarki.

Jeźli wszyzdgo idźe zgodnie z planem, wystajonce dżazgi zamieniajom sie w igły. Wtedy muzisz tylko zmienidź krztałt.

Ortografia osoby piszącej była fatalna. Naprawdę, nawet Crabbe i Goyle oddawali chyba lepsze prace na swoim pierwszym roku niż ten uczeń! Choć, jeśli miałaby być całkowicie szczera, czasami wątpiła, czy któryś z nich umiał pisać.

Napisała na pergaminie duże czerwone O i z ulgą odłożyła go na stos uprzednio sprawdzonych wypracowań. Po chwili jednak znów podniosła esej i spojrzała na nazwisko, żeby wpisać do dziennika ocenę odpowiedniemu uczniowi. Jackie Yoo. Patrzyła na te dwa słowa przez kilka dłuższych chwil. Kto to? Dziewczynka czy chłopiec? Och, to ten Puchon z odstającymi włosami, który został przydzielony podczas Ceremonii jako ostatni. Powinna pamiętać. Uczyła go już od półtora tygodnia, jeśli słowo uczyła było odpowiednie, bo wyglądało na to, że chłopak niczego się nie nauczył.

Potrząsnęła zegarkiem, ale nic się na nim nie zmieniło. Mimo wszystko ponownie spojrzała na drzwi. Severusa wciąż nie było. Przygryzła dolną wargę, z której wypłynęło kilka kropelek krwi. Zacisnęła pięści. Zdawała sobie sprawę, że powinna je rozluźnić, ale zamiast tego zacisnęła je jeszcze mocniej. To już godzina! Nie było go już od godziny i nie miała żadnej wskazówki, kiedy mógłby wrócić.

Była idiotką! Dlaczego nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, żeby zapytać Severusa, ile trwają spotkania z Czarnym Panem? Przecież wiedziała, że takie spotkanie nastąpi prędzej czy później! Niestety, padło na to, że jest wcześniej. Postanowiła, że poruszy ten temat, gdy - jeśli - Severus wróci.

Kolejne wypracowanie było lepsze. Annette Lely miała jako takie obeznanie w temacie. Zadowalający.

Wzięła do ręki kolejny pergamin, ale szybko odłożyła go na miejsce, bo drzwi nagle się otworzyły i wszedł przez nie jej mąż, który wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego.


- Wszystko z tobą w porządku? - Hermiona podbiegła do niego i wyciągnęła w jego kierunku ręce, ale momentalnie zarumieniła się i cofnęła o kilka kroków, jednocześnie opuszczając ręce.

- Oczywiście, że tak. Już zdążyłaś się rozhisteryzować? - spojrzał na nią gniewnie. - Wcześniej byłaś odważniejsza.

Przełknęła nerwowo ślinę. Była głupia, skoro myślała, że obejdzie go fakt, że się o niego martwiła.

- Łatwiej jest mi być odważną, gdy jestem gdzieś indziej i coś robię, niż gdy siedzę w domu i czekam, aż ktoś wróci - powiedziała. - Zazwyczaj jestem zbyt zajęta, żeby się zamartwiać.

- Nie chodziło mi o te śmieszne kłopoty, w które dawałaś się wciągnąć przez ostatnie sześć lat. - Severus zdjął swój płaszcz i powiesił na obładowanym książkami krześle. Przez kilka chwil nie odrywał od niego wzroku. - Jeśli dobrze pamiętam, nie bałaś się dotknąć mojej ręki dwa tygodnie temu.

Przez dobrą minutę Hermiona stała ze wzrokiem utkwionym w plecach męża. Jej wargi ruszały się, lecz z gardła nie chciał wydobyć się żaden dźwięk.

- A tobie zdawało się to nie podobać. Myślałam, że nie chciałeś, żebym to robiła - wydusiła w końcu.

Severus podszedł do najdalej stojącego regału i zaczął wodzić palcem po książkach, które stały na wysokości jego wzroku. Dwie z nich były lekko przekrzywione, więc ustawił je, jak należało.

-Wtedy byłaś jeszcze moją uczennicą. To było nieodpowiednie.

- Biorąc pod uwagę okoliczności - było - odpowiedziała, podpierając dłonie na biodrach. - Nie wierzę ci! To był twój pomysł, żeby mieć oddzielne sypialnie! - Nie, żeby chciała z nim spać, ale nie zamierzała dać się oskarżać o coś, co on sam zrobił.

Severus upuścił wielką, zieloną książkę. "Zaklęcia obronne". Szukała jej trzy dni temu. Severus nie mógł czytać tej książki wcześniej - niektóre strony wciąż były nieporozcinane.

- Najnaturalniejszy środek ostrożności. Chciałabyś być zmuszona do tułaczki po korytarzach za każdym razem, gdy się pokłócimy albo gdybyś chciała trochę ode mnie odpocząć?

- To dlatego wyleciałeś z pokoju, gdy ostatnio się pokłóciliśmy o lekcje Oklumencji Harry'ego? - Hermiona potarła pięściami oczy i opuściła dłonie. - Bo nie mogłeś znieść mojego widoku?

Mężczyzna odłożył książkę na półkę i odwrócił się do żony. Z jego oczu nie dało się nic wyczytać.

- Nie rozumiem, skąd u ciebie wzięło się to groteskowe stwierdzenie, że cię nienawidzę. Mówiłem ci już, że tak nie jest.

Dziewczyna zacisnęła usta i zmrużyła oczy.

- Ale i tak niezbyt bardzo mnie lubisz! Może powiedziałbyś mi, czego ode mnie oczekujesz, a spróbowałabym sprostać tym oczekiwaniom?!

- Oczekuję od ciebie tego samego, czego ty ode mnie, niczego więcej. - Westchnął, gdy zauważył na jej twarzy wyraz niezrozumienia. - Bycia sobą. Żebyś nie bała się powiedzieć lub zrobić coś, czego nie lubię. Bo i tak będziesz to robić, bez wątpienia oboje będziemy, ale nie pozwól sobie, by rządził tobą strach. Jesteś teraz moją żoną, więc pewna swoboda jest dopuszczalna.

Spojrzała na Severusa i otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zamknęła je stanowczo i jeszcze chwilę zatraciła się w myślach.

- Okej, dzięki. - Gdyby powiedział jej o tym wcześniej, przytuliłaby go, gdy przyszedł, ale tego nie zrobił, dlatego nie była w stanie okazać mu czułości z zachowaniem zimnej krwi. Teraz mogła posunąć się trochę dalej.

- Czego chciał od ciebie Czarny Pan?

Teraz także nie mogła nic odczytać z jego twarzy.

- To nie jest pytanie, które powinnaś mi zadać ani takie, na które ja powinienem odpowiedzieć. Takie mam zobowiązanie. Na ten temat mogę dyskutować tylko i wyłącznie z Albusem. - Severus spojrzał na spuszczona głowę żony, splótł dłonie, a dwie cienkie zmarszczki pojawiły się między jego brwiami. - Dzisiaj mamy wyjątek, bo dotyczy to ciebie.

Jej głowa nagle podskoczyła, a oczy rozszerzyły. Wróciła do biurka. Kilka pergaminów niezauważenie spadło na ziemię.

- Tak?

- W rzeczy samej. - Otaksował ją wzrokiem i uniósł wysoko głowę, z jakiegoś powodu nienaturalnie się prostując. Jego głos był zwodniczo delikatny. - Uświadomiono mi, że uczniowie rozmawiają o tym, jakim pantoflarzem jestem. Raczej nie powinnaś mieć z tym nic wspólnego, prawda?

Hermiona poczuła, że się czerwieni.

- Mogli do tego dojść po twoim zachowaniu. Nikt się nie spodziewał, że przyjmiesz Neville'a z powrotem na lekcje.

- Mogliby. - Severus spojrzał na Hermionę z ukosa, uniósł brew i czekał z przerażającą cierpliwością.

Zawstydzona dziewczyna w końcu przyznała:

- Powiedziałam Ronowi, że pokłóciliśmy się o to, że jestem władcza, a ty w końcu zgodziłeś się ze mną, bo wiedziałeś, że mam rację. Przepraszam. Nie wiedziałam, że to wyjdzie na jaw.

- Powiedziałaś coś Weasleyowi i oczekiwałaś, że to zostanie w tajemnicy? - wydukał zdziwiony. Hermiona przygryzła dolną wargę i spuściła głowę.

- Przepraszam. Nigdy bym nie przypuszczała...

- Właśnie. Nigdy byś nie przypuszczała - zaakcentował. Hermiona spojrzała na swoje splecione palce i je rozplotła. Brwi Severusa jeszcze przez chwilę były tak zmarszczone, że niemal łączyły się w jedną, ale stopniowo oddalały się od siebie, a mężczyzna - rozluźniał. - Na całe szczęście nie miało to większego znaczenia. Jak już wcześniej zauważyłaś, plotki mogły wziąć się z mojego własnego zachowania. Jednakże mam nadzieję, że już nigdy nie popełnisz swojego błędu.

Utkwiła wzrok w podłodze. Jeszcze jeden pergamin znalazł się na podłodze, tuż obok jej lewej nogi. Przykucnęła i podniosła tę pracę i kolejne, które dopiero zauważyła. Spostrzegła, że jeszcze ich nie sprawdziła. Wstała, odłożyła eseje na stos, który wyprostowała drżącymi palcami.

- Już się nie zapomnę. Naprawdę bardzo przepraszam.

- Już to mówiłaś.

Spojrzała na Severusa i ponownie odwróciła wzrok. Drugi ze stosów prac też był nierówny, więc i go wyprostowała.

- Zegarek wskazywał na niebezpieczeństwo - wymamrotała i wyciągnęła przedmiot z kieszeni. Wskazówka pokazywała teraz dom.

Severus wzruszył ramionami.


- Nie było gorzej niż zwykle.

- Nie... Nie rzucał na ciebie Crucio? - zająknęła się.

Oparł się plecami o regał. Jednym z długich palców błądził po ustach.

- Crucio? Dlaczego miałby to robić? Przypuszczam, że wyobrażałaś sobie, że Czarny Pan rzuca na nas Crusiatusy na każdym spotkaniu? Głupie dziecko. Jak myślisz, jak długo utrzymałby przy sobie swój ślizgoński gang, jeśli za każdym razem częstowałby go torturami?

Spojrzała w górę na męża i zmarszczyła czoło.

- Ale wyglądałeś na takiego... zmęczonego. Chorego. Kiedy ja... Kiedy ty...

- Kiedy mi się oświadczyłaś? - podpowiedział.

- Kiedy ja... Ja tego nie zrobiłam! Ale tak: gdy rozmawialiśmy o wzięciu ślubu. Nigdy wcześniej nie widziałam cię takiego zmęczonego.

Spojrzał na żonę znad swojego długiego, haczykowatego nosa i parsknął.

- Byłem zmęczony. Nie spałem od trzech tygodni

Z trudem przełknęła ślinę. Oczywiście! Jeśli dla niej to było przygnębiające, by oglądać w snach jego zmasakrowane ciało, to jak bardzo przerażające musiało to być dla niego. Chyba że...

- Zaoferowałeś mi Eliksir Słodkiego Snu. Dlaczego sam go nie wziąłeś?

Zamknął oczy i powoli znów je otwierał. Nie udzielił jednak odpowiedzi, ale lekko odwrócił głowę.

- Chyba że... Nie możesz go brać? Jesteś alergikiem? Nie, to nie możliwe, bo nie byłbyś w stanie warzyć eliksirów. Jesteś... uzależniony!? - To by wyjaśniało wszystko. Skutkami ubocznymi ponownego zażycia Eliksiru po wyjściu z nałogu były uszkodzenia pamięci i utrata bystrości umysłu. Było to gorsze od bezsenności i bardziej by go prowadziło do losu, którego chciał uniknąć.

- Jesteś naprawdę nieznośną panią Wiem-To-Wszystko - odpowiedział.

Puściła przytyk mimo uszu. Nie było warto psuć sobie humoru jeszcze bardziej.

- Jesteś uzależniony? - zażądała odpowiedzi.

- Nie brałem Eliksiru Słodkiego Snu od piętnastu lat, nie pragnąłem od dziesięciu.

- Aż do czasu, kiedy zacząłeś śnić o swojej śmierci każdej nocy. - W jej oczach zebrały się łzy. Nerwowo je przetarła. - Więź Przeznaczenia nie była tylko przepowiednią - zauważyła z goryczą. - Była przekleństwem!

Między nimi nastała nieznośna cisza.

- Dla ciebie nasze małżeństwo jest przekleństwem, prawda? - zapytał w końcu. - Niewiele czasu zajęło ci zmienienie zdania.

Hermiona uniosła głowę i z irytacją wciągnęła powietrze.

- Nie, Severusie! Dla ciebie! Najpierw byłeś zmuszony śnić ten okropny sen każdej nocy, a później wziąć ze mną ślub. A wiem dobrze, że tego nie chciałeś.

Wytarła nos w chusteczkę. Severus znów patrzył gniewnie na regał, a jego głowa skłoniła się tak, że jego włosy zwisały kurtyną wokół jego twarzy. Znała tę pozycję. Już ją widziała. Gdyby go nie powstrzymała, mógłby dąsać się przez kolejne dni. Ale miała pozwolenie. Pewna swoboda. To było tyle, ile potrzebowała. Trochę swobody i odwagi.

Złożyła chusteczkę, schowała do kieszeni i zmniejszyła dystans między nią a Severusem. Położyła dłoń na jego ramieniu. Drgnął, ale nie zrzucił dłoni ani nawet na nią nie spojrzał. Zbierając w sobie całą odwagę, jaką miała, zjechał dłonią powoli w dół, aż jej palce napotkały dużą dłoń Severusa - tak ciepłą, silną i twardą, jak zapamiętała. Pociągnęła ją w górę i pocałowała jej zewnętrzną stronę. Potem przyłożyła ją do swojego wilgotnego policzka. Severus nerwowo odwrócił się do Hermiony, a ich spojrzenia w końcu się spotkały. Jednak nie przemówił.

- Nie zmieniam zdania tak łatwo, Severusie - powiedziała. - Nigdy tego nie robiłam i nie zrobię.

Wciąż był zły, ale kąciki jego ust drgnęły lekko ku górze.

- Jesteś po prostu zbyt uparta, żeby przyznać się do błędu - odezwał się poważnie.

Hermiona zamknęła oczy i wtuliła się w jego dłoń z lekkim westchnieniem. Severus wciąż nie zrobił nic, żeby cofnąć dłoń.

- A ty zbyt uparty, żeby przyznać mi rację, gdy ją mam.