Rozdział 19. Zacieśniać obrożę

Przygryzając dolną wargę, Hermiona patrzyła na drzwi, które jej mąż przed chwilą zatrzasnął za sobą. Nie otwierały się. Gdy przypomniała sobie, by spojrzeć na swój zegarek, wskazywał on patrol. Przynajmniej wiedziała, że wciąż jest w zamku. Przetarła wilgotne oczy zewnętrzną częścią dłoni i wróciła do oceniania. Skończyła z pracami o wampirach, co znaczyło, że nie mogła już dłużej zwlekać z esejami trzeciego roku na temat: Ożywianie nieżywego. Wypadki i etyczne względy.

Na jej twarzy pojawił się grymas, gdy przypomniała sobie wąski uśmiech Minerwy i to, jak przyznała, że ulżyło jej, że nie musi sprawdzać prac trzeciego roku. 

Źle napisane, wylewane żale dorastających komików, którzy są za starzy, by byli nieświadomi oczywistych biologicznych popędów i za młodzi, by były one dla nich pospolite. Szczególnie trzecioroczni sprawiają wrażenie chętnych, by zamienić każdy temat w raczej prymitywny dowcip, a Transmutacja jest najwidoczniej dla nich dobrą okazją do takich wybryków, powiedziała jej.

Coś, czego nienawidziła w swojej pracy, to harowanie jak wół. Kiedy powiedziała to Severusowi, uśmiechnął się złośliwie i przypomniał, że to proces, przez który każdy asystent musi przejść. Odważyła się wtedy na żart, że ma kogoś, kto mógłby odwalić za nią brudną robotę. Severus uniósł brew i zapytał, z których obowiązków miała zamiar się wykręcić.

Chłopcy nigdy by nie uwierzyli, że za swoją całą złośliwością i wrednością Severus potrafi być żartobliwy. Na początku sama w to nie wierzyła. Zastanawiała się, czy aby nie śni, gdy przesadnie udawał ją, kiedy kpił sobie z jej zachowania w klasie, gdy sprowokował ją do aportowania ich do domu rodziców i kiedy zaproponował zamoczenie pióra Rity w Veritaserum. Kto by pomyślał, że jego usta potrafią ułożyć się do uśmiechu, jego brwi unieść się, a jego oczy spojrzeć na nią z tym drażniącym blaskiem, który łagodził jego twarz i sprawiał, że zapierało jej dech?

Nerwowo przełknęła ślinę, pociągnęła nosem i przetarła oczy. Jestem idiotką. Zniszczyłam wszystko. Poczuła na kolanach nieznaczny ciężar. To Krzywołap na nie wskoczył i zaczął się wiercić. Przejechał łapą po jej nodze.

- Auć! Tylko nie ty też - wymamrotała ostrzegawczo, trącając go lekko. Krzywołap obrócił się wokół własnej osi i ułożył wygodnie do spania. Ostrożnie sięgnęła po pracę Abdurrahmana.

Łatwiej jest zmienić skarpetę w kurę niż skałę, bo nie trzeba tak bardzo zmieniać kształtu. 

Ścisnęła mocniej zamknięte oczy, otworzyła je i przeczytała zdanie po raz kolejny. Uświadomiła sobie swój błąd. Przeczytała esej po raz kolejny, ale to było nawet więcej niż wystarczająco. W głowie wciąż miała obraz kłopotu, który nie chciał jej opuścić. Severus od razu znalazłby odpowiednio miażdżący komentarz do tej pracy.

Jedyne, co mogła zrobić, to skrzywić się, zamoczyć pióro w czerwonym atramencie i czekać na inspirację. Krzywołap ponownie ją podrapał i zeskoczył z jej kolan na podłogę. Zauważyła czerwoną, podejrzanie wilgotną plamkę na jego ogonie. Musiała ubrudzić go atramentem.

- Przepraszam - powiedziała głosem winowajcy. Wróciła do eseju. Przebiegła po tekście wzrokiem tak szybko, jak się nauczyła. Najwidoczniej Adburrahman wiele razy znajdował się na Oddziale Urazów Pozaklęciowych w Św. Mungu, bo posiadał bardzo szerokie pojęcie o wypadkach, jakie mogą się zdarzyć. Nie mogła powiedzieć, żeby była zaskoczona. 

Wzięła kolejną pracę i skrzywiła się.

Ważne jest, aby zachować bezpieczny dystans od przedmiotu, który chce się zmienić. Nie chciałaby pani zamienić zamka od spodni, które akurat ma pani na sobie, w szczypce kraba.

Następnym razem musi ostrzec klasę, by nie sugerowali żadnych niecodziennych zaklęć, bo mogłaby się skusić i zaprezentować je jako przykład w klasie.

~*~

W ciszy, jaka zapanowała w zamku w czasie ciszy nocnej, Severus usłyszał ich, zanim ich ujrzał. Zatrzymał się i nadsłuchiwał. Draco i najmłodszy chłopak Weasleyów znów się spierali. Tym razem tuż za zakrętem korytarza.

- Fretka.

Skrzywił się. Szkolne przezwiska cały czas go irytowały. Niektórzy z jego własnych prześladowców musieli umrzeć, by Smarkerus w końcu się wyplenił.

- Łasica. Czego chcesz?

Głos Draco sugerował jego zmęczenie. Severus zacisnął usta.

- Mam dość twojej obecności - odpowiedział Weasley.

- Więc dlaczego cały czas mnie śledzisz?

- Nie ufam ci. Nie ważne, czy jesteś prefektem naczelnym czy nie. Tęsknisz za tatusiem?

Chłopak miał ewidentnie chrapkę na bójkę. To nie było nic nadzwyczajnego. Chłopcy wychowali się w nienawiści do siebie. W końcu wszystkie dni ich pobytu w szkole były naznaczone drobnymi wybuchami wrogości. Prawdopodobnie ostatnia ucieczka z Azkabanu motywowała rudowłosego do walki. Severus zastanawiał się, czy jego chrześniak poradzi sobie z Weasleyem.

- To raczej nie powinno cię interesować. 

Uniósł głowę i westchnął. Draco był nadwrażliwy na krytykę, a to nie była najlepsza obrona przed Weasleyem. Gdyby urwał temat od razu, byłoby to bardziej efektywne, a całkowite odwrócenie od niego uwagi jeszcze lepsze. Maska Dracona znów się zsuwała. Nigdy nie był dobry w ukrywaniu uczuć.

- Od kiedy trafił za kratki, siedziałeś dość cicho, ale założę się, że teraz znów pokażesz swoje prawdziwe oblicze.

- Też tak myślę. Ale nie aż tak, aby taki bezmyślny prostak jak ty był w stanie to zauważyć.

Severus bezdźwięcznie posunął się do przodu. Draco właśnie stracił swój temperament. Musiał interweniować.

- Jak wspaniałomyślnie te słowa brzmią w ustach dupka, którego ojciec musiał kupić mu miejsce w drużynie Quidditcha.

- Powiedział bałwan, którego siostra musi...

Jeszcze jeden krok i już stał za zakrętem korytarza.

- Odłóż różdżkę, Weasley i wracaj do wieży. Pięć punktów od Gryffindoru za zachowanie niegodne prefekta - warknął, patrząc w dół na rudowłosego. Chłopak z ponurą miną zastosował się do poleceń. Zaczekał, aż Gryfon odszedł na tyle daleko, by nie mógł nic usłyszeć i odwrócił się do chrześniaka, który ze wściekłością wpatrywał się w podłogę.

- Cóż za potworne przedstawienie. Masz autorytet. Następnym razem go użyj, zamiast wykrzykiwać obelgi jak pierwszoroczny dzieciak - powiedział.

- Draco wzruszył ramionami i odwrócił wzrok na ścianę. 

- On po prostu bardzo mnie denerwuje. Zawsze wymyśla coś o moim ojcu.

Snape miał przygotowaną odpowiedź. Draco był prawie tak wysoki jak on, nawet gdy stał ze spuszczonymi ramionami i głową. To irytowało go jeszcze bardziej, jednak w swoim głosie wyraził cierpliwość.

- I to jest powód, dla którego powinieneś myśleć, zanim się odezwiesz - zaznaczył. - Jesteś świadomy zagrożenia. Teraz jest czas, żeby zawierać sojusze, a nie urządzać bitwy. Nie możesz pozwolić, by temperament rządził twoim językiem.

Draco jeszcze bardziej przygarbił ramiona i wymamrotał.

- On także.

- Jego otaczają przyjaciele. Ciebie nie. Jego rodzina go wspiera, a twoja...

Blada twarz chłopaka uniosła się, a oczy zapłonęły.

- Wiem. Jeśli Czarny Pan nie wygra, będziemy wystawieni na pastwę losu.

Snape ponuro kiwnął głową. 

- Dokładnie. Więc pilnuj się. Jeśli potrzebujesz przypomnienia, wyobraź sobie jego siostrę i jej reakcję, gdybyś jej powiedział, co przed chwilą chciałeś wykrzyczeć. 

Draco skrzywił się i odwrócił głowę.

- Znowu strzeliłaby mi upiorogackiem prosto w twarz. Tak, dobrze, wiem... Tylko przestań udawać, że cokolwiek cię to obchodzi.

- Nie dbam o ciebie mniej tylko dlatego, że mam nowe obowiązki.

Draco zacisnął pięści.

- Nie mogę znieść myśli o was dwojgu razem.

- Więc tego nie rób. Nic na tym nie zyskasz. Wiesz, jak bardzo mi przykro.

- Jak może ci być przykro? - wyrzucił z siebie.

- Przykro mi, że chciałeś, by było inaczej. I przykro mi, że reagujesz na to jak pięciolatek, płacząc do księżyca. Rok temu kontrolowałeś swoje emocje w obliczu wielkiej prowokacji. To w ten sposób zostałeś prefektem naczelnym. Zasłużyłeś na to. W tym roku powinieneś być nawet silniejszy.

~*~

Nieco później Hermiona obudziła się z drzemki. Severus pochylał się nad nią i trzymał rękę na jej ramieniu. Podniosła głowę z poduszki, którą były niesprawdzone wypracowania z Transmutacji. Spojrzała niewyraźnie na męża. 

- Hermiono - powtórzył, ponownie nią potrząsając. Odszedł i kazał jej iść do łóżka. Dziewczyna przypomniała sobie, dlaczego czekała.

- Severusie! - Podskoczyła i podążyła za nim, uczepiając się jego rękawa. Zbliżali się do drzwi jego pokoju. - Nie to miałam na myśli! Przepraszam. 

Zatrzymał się, ale nie odwrócił się do niej ani nie rozluźnił spiętych mięśni. 

- Wiem - powiedział.

Jego głos był znużony. Jak długo przemierzał korytarze, zanim wrócił, by się z nią zmierzyć? Przecież ona chciała, żeby jego życie było lepsze!

- Jednak wciąż jesteś na mnie zły. - Nie odważyła się, by go przytulić, jednak pozwoliła swoim palcom mocniej zacisnąć się na jego szacie. Severus jej nie odepchnął.

- Niekoniecznie zły. Po prostu czasami wystawiasz moją cierpliwość na próbę.

- Nie wiedziałam, że masz jakąkolwiek - odparła nieostrożnie. Zbyt późno ugryzła się w język. Idiotka!

- Dużo jej nie mam - zgodził się. - Szczególnie, gdy ty zaczynasz zachowywać się jak władcza i głośna jedenastolatka, która musi wszystko wiedzieć, nawet jeśli coś nie leży w jej interesie.

Nie musiał wspominać, że życie poza tymi murami nie powinno jej obchodzić. Usłyszała to pomiędzy wersami, głośno i wyraźnie. Puściła jego rękę. Oddaliła się nieznacznie i odwróciła.

- Przepraszam - powiedziała, przełykając twardą, kłującą gulę, która powstała w jej gardle.

- Nie przepraszaj. Powinienem być ci wdzięczny. I jestem. Tylko następnym razem postaraj się nie zacieśniać mojej obroży tak mocno.

Powinien na nią nakrzyczeć. Mniej by ją to bolało.

- Ale tego nie robiłam. Nie zacieśniałam obroży ani nie rządziłam tobą. - Pociągnęła nosem i potarła go zewnętrzną częścią dłoni. - Nigdy nie chciałam, byś miał wobec mnie zobowiązania. Nie powinieneś myśleć, że to był mój zamiar. 

- Jest późno. Nie mam siły na kolejne histerie. Czy mogę... - polał głos odpowiednią dawką sarkazmu - iść już do łóżka?

- Jesteś niesprawiedliwy - wymamrotała. Nigdy nie był. Za każdym razem, gdy odbierał punkty jej przyjaciołom, gdy to była wina jego Ślizgonów. Za każdym razem, gdy szyderczo się uśmiechał i drwił, kiedy udzielał im nagany. Mrugnęła, by pozbyć się pieczenia oczu. - Mówiłam ci, że nie chcę, byś był posłuszny, ale robił, co uważasz za stosowne. Nie jestem twoim władcą. Nie chcę nim być.

- Nie władcą. Moją władczynią. 

- Nie władczynią, a żoną! - Zamknęła oczy. Pieczenie nie chciało ustąpić. - Czy ty chociaż mnie lubisz?

- Nie powiedziałem już tego wystarczająco jasno?

- W ogóle nie powiedziałeś. Nigdy. Myślałam, że powiedziałeś to moim rodzicom, ale to tylko była sztuczka, nie? Podziw, zaufanie i prawdziwa troska o drugą osobę pomogą rozwinąć się uczuciu sympatii - zacytowała. - Nigdy nie wspomniałeś, że to miało dotyczyć dokładnie ciebie i mnie.

Przechylił głowę i westchnął.

- Będziesz usatysfakcjonowana, jeśli teraz to powiem?

Wzrok Hermiony spacerował po surowych liniach pleców jej męża, jego prostych ramionach, sztywnych rękach i zaciśniętej pięści. Wciąż nie zaszczycił jej spojrzeniem. Wargi Hermiony zadrżały.

- Czy to będziesz miał wtedy na myśli?

- Zawsze mówię to, co mam na myśli - wysyczał zza zaciśniętych zębów.

- Chyba że pewne okoliczności na to nie pozwalają - przypomniała mu. - Jest to jedna z tych chwil?

- Czy prosiłbym, byś była sobą, gdybym cię nie lubił?

Teraz to ona zacisnęła zęby. Jak zwykle dwuznaczny. Czy on nie może powiedzieć tego wprost?

- Nie wiem. Zrobiłbyś tak?

Odwrócił się nieznacznie, tak, że mógł spojrzeć na Hermionę znad ramienia. 

- Ufasz mi na tyle, by uwierzyć, że mówię prawdę?

Czy mi ufasz? Te słowa krążyły miedzy nimi. Chciała odpowiedzieć twierdząco. Tak, ufała jego uczciwości. Jego lojalności. Jego zamiarom. Jednak on wciąż nie odpowiedział, czy teraz były pewne okoliczności.

- Mogę?

Zacisnął usta. Przez dłuższą chwilę Hermiona myślała, że Severus nie odpowie.

- W tej sprawie - zawsze.

Czekała. I czekała.

- Więc? Czy mnie lubisz? - zapytała ponownie.

Uśmiechnął się nieznacznie.

- Czasami.

Miała zbyt zesztywniałą twarz, by odwzajemnić uśmiech, ale spróbowała.

- Teraz też?

- Przerwałaś moją pracę, urządziłaś mi przesłuchanie i obraziłaś mój charakter. Chcesz jeszcze wiedzieć, czy w tym momencie cię lubię? - Wziął długi oddech. - Idź do łóżka.

- To nie była odpowiedź - uparła się. Dlaczego on był taki śliski? Też byś była, gdyby od dwudziestu lat od tego zależało twoje życie, przypomniała sobie w myślach.

- To była odpowiedź, na jaką teraz zasługujesz.

Spuściła ramiona. Położyła rękę na klamce drzwi łazienki. 

- Przypuszczam, że to znaczy nie - powiedziała, otwierając drzwi.

- Nie - urwał i dodał: - Nie znaczy. Ale nie zasługujesz, by ci to dziś powiedzieć. 

Trzasnęła za sobą drzwiami.

Rozdział 18. Jeśli masz jakieś pytania...

Po raz siódmy w ciągu ostatnich trzydziestu minut Hermiona zerknęła znad ocenianych prac drugoklasistów o wampirach na męża, który tym razem wyjątkowo też zaszczycił ją spojrzeniem. Zarumieniła się i szybko wróciła do eseju Alice Carter o pięknej lady Sanguinie i jej kąpielowych zwyczajach.

- Powiedz to - poradził.

- Co mam powiedzieć?

Wpisała niestaranne Z na pergaminie Alice i podniosła pracę Cindy. Był to dialog wampira ze swoją zdobyczą. Bliźniaczki zawsze pisały te same informacje, ale w różnych formach. Hermiona nigdy nie była całkowicie pewna, czy to był jakiś rodzaj żartu czy próba zaprzeczenia ściąganiu. Nabazgrała kolejne Z.

- To, o czym myślisz. To, o co twoje oczy wciąż pytają. - Severus zauważył, jak Hermiona spuszcza wzrok i dodał. - Może się boisz?

- Nie boję się ciebie od dawna. 

Jej palce zatrzęsły się, gdy sięgała po kolejne wypracowanie.

- I wciąż nic nie mówisz. Mam to zrobić za ciebie?

W końcu spojrzała na męża.

- Skoro wiesz, o czym myślę, to po co chcesz to ode mnie usłyszeć? - zapytała.

- Nie musisz mi mówić. Ale ci się to przyda, bo widocznie cię to zadręcza. 

Severus podniósł kolejny pergamin i spojrzał na niego krzywo, wzrokiem przeleciał po tekście z wyćwiczoną szybkością i automatycznie zamoczył pióro w czerwonym atramencie.

Znów spuściła wzrok na esej, mocno przygryzając wargę. Zamrugała powiekami, próbując pozbyć się pieczenia w oczach, lecz przez to literki rozmyły się i widziała tylko nieczytelne szlaczki. Niektórych rzeczy nie powinno się mówić. Tych słów nie chciała wypowiedzieć. Dopiero co między nimi zaczęło się układać i zaczęli czuć się komfortowo w swoim towarzystwie. 

- Ty i Lucjusz byliście przyjaciółmi przez długi czas - w końcu się odezwała.

- Tak. - Hermiona odniosła wrażenie, że Severus właśnie przekreślił całe wypracowanie jakiegoś ucznia.

Odpowiedź jej męża nie była szczególnie informatywna.

- Bardzo dobrymi przyjaciółmi? - brnęła dalej.

- Nawet nawet. - Severus odłożył pergamin na stos reszty sprawdzonych i zabrał się za ocenianie kolejnego.

- Jesteś ojcem chrzestnym jego syna - powiedziała ostrzej.

- Nie mogę zaprzeczyć niczemu, co mówisz. - Pochylił się nad sprawdzanym pergaminem.

- A teraz? - Hermiona obracała w dłoniach pióro. Odłożyła je jednak, bo nie chciała nachlapać czerwonym atramentem na pracę Harbina. Głos Severusa był marudny, choć sam Severus taki nie był. Nie było potrzeby dawać mu powodów do zmiany.

- Nie zostaniesz zaproszona do Malfoy Manor na obiad, jeśli o to ci chodzi - powiedział. - Nasza przyjaźń się nieco... oziębiła. On ma swoje obowiązki, ja mam swoje, a one rzadko miewają wspólny mianownik.

Hermiona nabrała ochoty, by spoliczkować męża. Sam chciał, by zadawała pytania, a teraz tak bardzo jej to utrudniał. Oparła się o krzesło i wróciła do tematu.

- O co cię prosił?

- O bycie ojcem chrzestnym Dracona, oczywiście. - Skończył sprawdzać pracę i wpisał na niej ocenę.

- Tak, ale o co jeszcze?

Severus zamknął i otworzył oczy. Wziął kolejną pracę i pochylił się nad  nią.

- Zbyt wiele rzeczy - odpowiedział.

- Skoro nie chcesz o tym rozmawiać, to dlaczego nalegałeś, bym pytała?

W niewielkiej przestrzeni między kurtyną jego włosów zauważyła, że zacisnął usta.

- Dałem ci najlepszą radę, jaką mogłem. To nie sala lekcyjna i nie musimy za każdym razem mieć tematu do omówienia. Jeśli masz jakieś pytania - pytaj. Nie obiecałem, że na każde z nich udzielę odpowiedzi. Chyba, że mi nakażesz? - Przy pytaniu jego głos nabrał ostrzejszego tonu.

- Nie. - Przygarbiła ramiona. - Wiesz, że do niczego cię nie zmuszę.

- Więc kontynuuj.

- Jaki w tym cel, skoro i tak nie odpowiesz?

- Jak na razie odpowiedziałem na wszystkie pytania, które mi zadałaś. - Ocenił kolejny esej i zabrał się za inny.

- Ale nic ważnego mi nie powiedziałeś! - załkała.

Odłożył pióro i odsunął krzesło z irytacją wypisaną na twarzy.

- Co chcesz wiedzieć? - zapytał.

Dlaczego zostałeś Śmierciożercą, pomyślała. Dlaczego odwróciłeś się od Voldemorta i zostałeś szpiegiem. I wszystko pomiędzy tym.

- Nie wiem - odpowiedziała.

Otaksował ją wzrokiem. Hermiona położyła ręce na swoich kolanach i bezczelnie spojrzała w bok, unikając spojrzenia męża. Prychnął.

- Zbyt długo cię znam, by w to uwierzyć. Czego NIE chcesz wiedzieć?

Lewa dłoń Hermiony ścisnęła prawą tak mocno, że aż zabolało. Spojrzała na ręce, przygryzając dolną wargę.

- Więc mi powiedz.

Spojrzał na nią znad swojego długiego haczykowatego nosa i uniósł pytająco brew.

- Co mam ci powiedzieć?

Otworzyła usta i już chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Spróbowała ponownie.

- To, co chcę wiedzieć. Powiedziałeś, że wiesz, o co chcę cię zapytać.

Jeden z jego długich palców błądził po jego ustach, gdy rozważał jej słowa.

- Niepokoi cię, że Lucjusz jest na wolności - powiedział wolno.

- Tak.

Usiadł prosto i sztywno. Hermiona podniosła nieco głowę, by widzieć jego twarz.

- Jesteś zła, że nie powiedziałem ci od razu, a zamiast tego powiedziałem innym.

- Ja... Tak, tak przypuszczam. Jestem o to zła.

Spojrzał na Hermionę z ukosa i kiwnął głową. Znów błądził palcem po ustach, tym razem jednak w drugą stronę. Uniósł brew.

- Zastanawiasz się, czy Malfoyowie są przeze mnie bardziej szanowani niż ty.

Zarumieniła się.

- Ja... Tak, zastanawiam się. Szanujesz ich bardziej?

- Nie - odpowiedział głosem wypranym z emocji.

- Możesz odpowiedzieć bardziej szczegółowo? - Zauważyła błysk w jego oczach i szybko się poprawiła. - Znaczy... Proszę, czy mógłbyś odpowiadać bardziej szczegółowo?

- Draco to mój chrześniak. Trzymałem go w rękach, gdy był malutki i opiekowałem się nim, gdy był dzieckiem. Lucjusz i Narcyza są przyjaciółmi z mojej młodości. Mojej zmarnowanej młodości, można by powiedzieć. Ty jesteś moją żoną. Potrzebujesz większego zapewnienia o moim szacunku niż to?

Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.

- Potrzebujesz? - zapytał po raz kolejny.

Wzruszyła jednym ramieniem. Palcami skubała skórkę przy paznokciu kciuka.

- Hermiono, spójrz na mnie. Czy przyjąłbym twoich przyjaciół z powrotem na lekcje dla kogokolwiek innego niż ty?

- Zrobiłeś to, bo musiałeś - wymamrotała, wciąż skubiąc skórkę.

- Musiałem?

Uniosła głowę.

- A nie? - zapytała.

- Co obiecałem na naszym ślubie?

Zarumieniła się. Wiara, łaska, wierność. Miłość, prawda, lojalność. Serce, nadzieja, otwarta dłoń. Ona też to obiecała.

- Myślisz, że składam obietnice bez pokrycia?

Zamknęła usta i przełknęła nerwowo ślinę.

- Nigdy tego nie powiedziałeś.

- Nigdy to mocne słowo na czas czterech tygodni - wytknął. - Czy nie powiedziałem tego teraz? Jesteś... dla mnie najważniejsza. Jesteś jedyną osobą, która stawia mnie na pierwszym miejscu, od kiedy moja matka zmarła. Jak mógłbym cię mniej szanować?

- To wszystko jest dla ciebie tylko tym? - spytała. - Zobowiązaniem?

- Uważasz, że nazwałbym zobowiązania najważniejszymi dla mnie?

Wbrew sobie uśmiechnęła się. Ponownie spojrzała na swoje niespokojne dłonie.

- Przypuszczam, że myślisz teraz, że jestem głupia i dziecinna - wymamrotała.

- Gdy weszłaś do mojej klasy po raz pierwszy, byłaś prawie trzy razy młodsza ode mnie. Wciąż jesteś połowę młodsza. Nie mogę nic poradzić, że cały czas zauważam ten fakt. Ty też zauważasz mój wiek. Muszę ci przypomnieć, co powiedziałaś w dniu, gdy mi się oświadczyłaś?

Jak gdyby mogła zapomnieć. Różnica wieku będzie miała mniejsze znaczenie, gdy się zestarzejemy. Spróbowała spojrzeć na niego z ukosa.

- Przestań mówić, że ci się oświadczyłam. To brzmi okropnie.

Prychnął.

- Jeśli to wszystko, moglibyśmy wrócić do oceniania. Czeka na nas twoje zadanie domowe z Zaklęć. Zaklęcia Zmieniające, prawda? - przypomniał.

- Potrafiłam je rzucać na piątym roku - powiedziała. - Wolałabym uwarzyć Veritaserum. - Kolejny eliksir w programie siódmego roku.

Uniósł głowę, a potem brwi.


- Wiesz, że ten eliksir jest bezużyteczny przy Oklumencji, prawda?

- Tak, oczywiście, ale co... Nie chciałam użyć go na tobie! - zaprotestowała. Zauważyła, że jego wargi nieco uniosły się, jakby do uśmiechu, więc i ona szczerze się do niego uśmiechnęła.

- O, a może na pannie Skeeter? - zasugerował.

- Chciałabym - zgodziła się. - Gdyby nie było to kontrolowane przez ścisłe reguły Ministerstwa, pożyczyłabym pelerynę Harry'ego i dolała trzy krople do jej soku dyniowego przed napisaniem kolejnego artykułu.

- Zamoczenie jej pióra w Veritaserum byłoby chyba lepszym rozwiązaniem. Ma paskudny nawyk władania go do ust.

- I to jest dobry pomysł - przyznała Hermiona. Zaczęła zastanawiać się, kiedy Severus był na tyle blisko Rity, by zauważyć ten szczegół. Wątpiła, by mogła o to zapytać, bez zapłonięcia rumieńcem. - Chyba że znów by o nas pisała, to lepiej nie. Mogłaby wypaplać, że od czwartego roku wiem, że jest nierejestrowanym animagiem. I bez wątpienia wspomniałaby, że nie jest godna, by iść do Azkabanu.

- Chyba że najpierw zmienilibyśmy jej pamięć, jakby ona rzuciła na ciebie Obliviate po tym, jak ją wypuściłaś. Ale to by wymagało dużo pracy, a oboje mamy jej już niewyobrażalnie dużo - powiedział, rzucając wymowne spojrzenie na stos nieocenionych prac, oczekujących na jego uwagę.

Westchnęła i oboje wrócili do oceniania. Esej Harbina był tak samo precyzyjny jak jego charakter pisma. Dała mu P i wzięła kolejną pracę, skrzywiając się, gdy zobaczyła nazwisko. Gdyby tego oceniła pozytywnie, musiałaby podnieść innym uczniom stopnie. 

- Severusie - powiedziała chwilę później, gdy wpisała O na pergaminie. Zacisnęła palce na piórze. - Gdy byłeś przyjacielem Lucjusza Malfoya, zanim między wami się oziębiło, jak to ująłeś... Przypuszczam, że myśleliście o większości rzeczy podobnie.

- Tak. - Jego włosy zasłoniły mu całą twarz, bo pochylił się mocniej nad pracą.

- I myślę, że wiele rzeczy robiliście razem.

- Niektóre - odparł.

- Takie rzeczy... jakie zrobił Ginny, gdy dał jej dziennik?

- Zapewniam cię - wysyczał zza zaciśniętych zębów - że nigdy nie wysłałem żadnemu dziecku żadnego przeklętego przedmiotu.

Nastała cisza. Oceniła kolejny esej. Winford napisał oryginalny romans, jakoby sławni piosenkarze-wampiry, Bloodwyn Bludd i Lorcan D'eath byli ojcem i synem. Dała mu N po długim namyśle. Przynajmniej daty się zgadzały, a komentarze do imion idealnie pasujących do ciemnych istot były nawet zabawne. 

- Severusie... - zagadnęła ponownie.

- Hmmm? - Przestał pisać.

- Kiedyś musiało być coś, co was łączyło.

- Kilka rzeczy. Zaczęło się od zamiłowania do szkolnej perfekcji. Ale raczej nie łączyło nas nic więcej niż ciebie i twoich przyjaciół. Mogę ci tylko powiedzieć, że nigdy nie rozumiałem, co to może być. - Spojrzał na nią długim, przytłaczającym spojrzeniem. - Albo raczej powinienem dodać: nigdy nie chciałem o to pytać.

Oceniła kolejne dwa wypracowania. Pirie myślał, że wampiry można identyfikować po ich tendencji do wyczuwania zapachu ząbka czosnku z odległości dziesięciu kroków, skąd wynika ich obrzydzenie. Aguilar zapisała czterdzieści centymetrów pergaminu anegdotkami o jej mamy wujka szwagra szefa ojca najlepszym przyjacielu, który zniknął podczas swojej drugiej podróży do Rumunii. Długość pracy była częściowo związana ze szczegółowymi opisami zależności powiązań między wszystkimi wymienionymi osobami, a częściowo ze spekulacjami, dlaczego ten pan wrócił. Dopiero w ostatnim calu wypracowania wspomniała o bladej cerze wampirów, wychudłej sylwetce i ich niechęci do czosnku. Postawiła kolejne dwa Nędzne.

- Severusie?

- Tak? - wysyczał.

- Czy on... Byliście przyjaciółmi. Czy on kiedyś powiedział ci o dzienniku?

Podniósł głowę, by wziąć długi, głęboki oddech. Ponownie spuścił głowę, chowając twarz za włosami. Jedynym słyszalnym dźwiękiem był szelest pergaminu. W końcu przemówił, z tonem świadczącym o udawanej cierpliwości.

- Powiedzieć jednemu z nauczycieli, jak zatrzymać ten cały chaos? Czemu uważasz, że on jest aż tak głupi?

Nie powiedział, że nie był powiadomiony. Zabolało ją serce.

- To... To nie jest odpowiedź - wymamrotała.

Upuścił pióro. Jego końcówka urwała się i wielki czerwony kleks zalał górę sprawdzanej pracy. Twarz Severusa była zaczerwieniona, jego oczy płonęły. Stanął nad Hermioną, zaciskając pięści aż do zbielenia knykci.

- Nie! Nigdy mi nie powiedział! Nie przedtem! Nie w trakcie! Nie później! Czy kiedykolwiek dałem ci powód, żebyś wyobrażała sobie, że mógłbym siedzieć bezczynnie, gdy dzieci w szkole są w niebezpieczeństwie, nieważne z jakiego domu są i jaki jest status ich krwi? Dałem?!

- Nie. Nie to miałam na myśli... Przepraszam.

- Przepraszam!?

Zatrzasnął za sobą drzwi. Zanim Hermiona wygrzebała się zza biurka i do nich dobiegła, było już za późno, by go dogonić.