Rozdział 18. Jeśli masz jakieś pytania...

Po raz siódmy w ciągu ostatnich trzydziestu minut Hermiona zerknęła znad ocenianych prac drugoklasistów o wampirach na męża, który tym razem wyjątkowo też zaszczycił ją spojrzeniem. Zarumieniła się i szybko wróciła do eseju Alice Carter o pięknej lady Sanguinie i jej kąpielowych zwyczajach.

- Powiedz to - poradził.

- Co mam powiedzieć?

Wpisała niestaranne Z na pergaminie Alice i podniosła pracę Cindy. Był to dialog wampira ze swoją zdobyczą. Bliźniaczki zawsze pisały te same informacje, ale w różnych formach. Hermiona nigdy nie była całkowicie pewna, czy to był jakiś rodzaj żartu czy próba zaprzeczenia ściąganiu. Nabazgrała kolejne Z.

- To, o czym myślisz. To, o co twoje oczy wciąż pytają. - Severus zauważył, jak Hermiona spuszcza wzrok i dodał. - Może się boisz?

- Nie boję się ciebie od dawna. 

Jej palce zatrzęsły się, gdy sięgała po kolejne wypracowanie.

- I wciąż nic nie mówisz. Mam to zrobić za ciebie?

W końcu spojrzała na męża.

- Skoro wiesz, o czym myślę, to po co chcesz to ode mnie usłyszeć? - zapytała.

- Nie musisz mi mówić. Ale ci się to przyda, bo widocznie cię to zadręcza. 

Severus podniósł kolejny pergamin i spojrzał na niego krzywo, wzrokiem przeleciał po tekście z wyćwiczoną szybkością i automatycznie zamoczył pióro w czerwonym atramencie.

Znów spuściła wzrok na esej, mocno przygryzając wargę. Zamrugała powiekami, próbując pozbyć się pieczenia w oczach, lecz przez to literki rozmyły się i widziała tylko nieczytelne szlaczki. Niektórych rzeczy nie powinno się mówić. Tych słów nie chciała wypowiedzieć. Dopiero co między nimi zaczęło się układać i zaczęli czuć się komfortowo w swoim towarzystwie. 

- Ty i Lucjusz byliście przyjaciółmi przez długi czas - w końcu się odezwała.

- Tak. - Hermiona odniosła wrażenie, że Severus właśnie przekreślił całe wypracowanie jakiegoś ucznia.

Odpowiedź jej męża nie była szczególnie informatywna.

- Bardzo dobrymi przyjaciółmi? - brnęła dalej.

- Nawet nawet. - Severus odłożył pergamin na stos reszty sprawdzonych i zabrał się za ocenianie kolejnego.

- Jesteś ojcem chrzestnym jego syna - powiedziała ostrzej.

- Nie mogę zaprzeczyć niczemu, co mówisz. - Pochylił się nad sprawdzanym pergaminem.

- A teraz? - Hermiona obracała w dłoniach pióro. Odłożyła je jednak, bo nie chciała nachlapać czerwonym atramentem na pracę Harbina. Głos Severusa był marudny, choć sam Severus taki nie był. Nie było potrzeby dawać mu powodów do zmiany.

- Nie zostaniesz zaproszona do Malfoy Manor na obiad, jeśli o to ci chodzi - powiedział. - Nasza przyjaźń się nieco... oziębiła. On ma swoje obowiązki, ja mam swoje, a one rzadko miewają wspólny mianownik.

Hermiona nabrała ochoty, by spoliczkować męża. Sam chciał, by zadawała pytania, a teraz tak bardzo jej to utrudniał. Oparła się o krzesło i wróciła do tematu.

- O co cię prosił?

- O bycie ojcem chrzestnym Dracona, oczywiście. - Skończył sprawdzać pracę i wpisał na niej ocenę.

- Tak, ale o co jeszcze?

Severus zamknął i otworzył oczy. Wziął kolejną pracę i pochylił się nad  nią.

- Zbyt wiele rzeczy - odpowiedział.

- Skoro nie chcesz o tym rozmawiać, to dlaczego nalegałeś, bym pytała?

W niewielkiej przestrzeni między kurtyną jego włosów zauważyła, że zacisnął usta.

- Dałem ci najlepszą radę, jaką mogłem. To nie sala lekcyjna i nie musimy za każdym razem mieć tematu do omówienia. Jeśli masz jakieś pytania - pytaj. Nie obiecałem, że na każde z nich udzielę odpowiedzi. Chyba, że mi nakażesz? - Przy pytaniu jego głos nabrał ostrzejszego tonu.

- Nie. - Przygarbiła ramiona. - Wiesz, że do niczego cię nie zmuszę.

- Więc kontynuuj.

- Jaki w tym cel, skoro i tak nie odpowiesz?

- Jak na razie odpowiedziałem na wszystkie pytania, które mi zadałaś. - Ocenił kolejny esej i zabrał się za inny.

- Ale nic ważnego mi nie powiedziałeś! - załkała.

Odłożył pióro i odsunął krzesło z irytacją wypisaną na twarzy.

- Co chcesz wiedzieć? - zapytał.

Dlaczego zostałeś Śmierciożercą, pomyślała. Dlaczego odwróciłeś się od Voldemorta i zostałeś szpiegiem. I wszystko pomiędzy tym.

- Nie wiem - odpowiedziała.

Otaksował ją wzrokiem. Hermiona położyła ręce na swoich kolanach i bezczelnie spojrzała w bok, unikając spojrzenia męża. Prychnął.

- Zbyt długo cię znam, by w to uwierzyć. Czego NIE chcesz wiedzieć?

Lewa dłoń Hermiony ścisnęła prawą tak mocno, że aż zabolało. Spojrzała na ręce, przygryzając dolną wargę.

- Więc mi powiedz.

Spojrzał na nią znad swojego długiego haczykowatego nosa i uniósł pytająco brew.

- Co mam ci powiedzieć?

Otworzyła usta i już chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Spróbowała ponownie.

- To, co chcę wiedzieć. Powiedziałeś, że wiesz, o co chcę cię zapytać.

Jeden z jego długich palców błądził po jego ustach, gdy rozważał jej słowa.

- Niepokoi cię, że Lucjusz jest na wolności - powiedział wolno.

- Tak.

Usiadł prosto i sztywno. Hermiona podniosła nieco głowę, by widzieć jego twarz.

- Jesteś zła, że nie powiedziałem ci od razu, a zamiast tego powiedziałem innym.

- Ja... Tak, tak przypuszczam. Jestem o to zła.

Spojrzał na Hermionę z ukosa i kiwnął głową. Znów błądził palcem po ustach, tym razem jednak w drugą stronę. Uniósł brew.

- Zastanawiasz się, czy Malfoyowie są przeze mnie bardziej szanowani niż ty.

Zarumieniła się.

- Ja... Tak, zastanawiam się. Szanujesz ich bardziej?

- Nie - odpowiedział głosem wypranym z emocji.

- Możesz odpowiedzieć bardziej szczegółowo? - Zauważyła błysk w jego oczach i szybko się poprawiła. - Znaczy... Proszę, czy mógłbyś odpowiadać bardziej szczegółowo?

- Draco to mój chrześniak. Trzymałem go w rękach, gdy był malutki i opiekowałem się nim, gdy był dzieckiem. Lucjusz i Narcyza są przyjaciółmi z mojej młodości. Mojej zmarnowanej młodości, można by powiedzieć. Ty jesteś moją żoną. Potrzebujesz większego zapewnienia o moim szacunku niż to?

Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.

- Potrzebujesz? - zapytał po raz kolejny.

Wzruszyła jednym ramieniem. Palcami skubała skórkę przy paznokciu kciuka.

- Hermiono, spójrz na mnie. Czy przyjąłbym twoich przyjaciół z powrotem na lekcje dla kogokolwiek innego niż ty?

- Zrobiłeś to, bo musiałeś - wymamrotała, wciąż skubiąc skórkę.

- Musiałem?

Uniosła głowę.

- A nie? - zapytała.

- Co obiecałem na naszym ślubie?

Zarumieniła się. Wiara, łaska, wierność. Miłość, prawda, lojalność. Serce, nadzieja, otwarta dłoń. Ona też to obiecała.

- Myślisz, że składam obietnice bez pokrycia?

Zamknęła usta i przełknęła nerwowo ślinę.

- Nigdy tego nie powiedziałeś.

- Nigdy to mocne słowo na czas czterech tygodni - wytknął. - Czy nie powiedziałem tego teraz? Jesteś... dla mnie najważniejsza. Jesteś jedyną osobą, która stawia mnie na pierwszym miejscu, od kiedy moja matka zmarła. Jak mógłbym cię mniej szanować?

- To wszystko jest dla ciebie tylko tym? - spytała. - Zobowiązaniem?

- Uważasz, że nazwałbym zobowiązania najważniejszymi dla mnie?

Wbrew sobie uśmiechnęła się. Ponownie spojrzała na swoje niespokojne dłonie.

- Przypuszczam, że myślisz teraz, że jestem głupia i dziecinna - wymamrotała.

- Gdy weszłaś do mojej klasy po raz pierwszy, byłaś prawie trzy razy młodsza ode mnie. Wciąż jesteś połowę młodsza. Nie mogę nic poradzić, że cały czas zauważam ten fakt. Ty też zauważasz mój wiek. Muszę ci przypomnieć, co powiedziałaś w dniu, gdy mi się oświadczyłaś?

Jak gdyby mogła zapomnieć. Różnica wieku będzie miała mniejsze znaczenie, gdy się zestarzejemy. Spróbowała spojrzeć na niego z ukosa.

- Przestań mówić, że ci się oświadczyłam. To brzmi okropnie.

Prychnął.

- Jeśli to wszystko, moglibyśmy wrócić do oceniania. Czeka na nas twoje zadanie domowe z Zaklęć. Zaklęcia Zmieniające, prawda? - przypomniał.

- Potrafiłam je rzucać na piątym roku - powiedziała. - Wolałabym uwarzyć Veritaserum. - Kolejny eliksir w programie siódmego roku.

Uniósł głowę, a potem brwi.


- Wiesz, że ten eliksir jest bezużyteczny przy Oklumencji, prawda?

- Tak, oczywiście, ale co... Nie chciałam użyć go na tobie! - zaprotestowała. Zauważyła, że jego wargi nieco uniosły się, jakby do uśmiechu, więc i ona szczerze się do niego uśmiechnęła.

- O, a może na pannie Skeeter? - zasugerował.

- Chciałabym - zgodziła się. - Gdyby nie było to kontrolowane przez ścisłe reguły Ministerstwa, pożyczyłabym pelerynę Harry'ego i dolała trzy krople do jej soku dyniowego przed napisaniem kolejnego artykułu.

- Zamoczenie jej pióra w Veritaserum byłoby chyba lepszym rozwiązaniem. Ma paskudny nawyk władania go do ust.

- I to jest dobry pomysł - przyznała Hermiona. Zaczęła zastanawiać się, kiedy Severus był na tyle blisko Rity, by zauważyć ten szczegół. Wątpiła, by mogła o to zapytać, bez zapłonięcia rumieńcem. - Chyba że znów by o nas pisała, to lepiej nie. Mogłaby wypaplać, że od czwartego roku wiem, że jest nierejestrowanym animagiem. I bez wątpienia wspomniałaby, że nie jest godna, by iść do Azkabanu.

- Chyba że najpierw zmienilibyśmy jej pamięć, jakby ona rzuciła na ciebie Obliviate po tym, jak ją wypuściłaś. Ale to by wymagało dużo pracy, a oboje mamy jej już niewyobrażalnie dużo - powiedział, rzucając wymowne spojrzenie na stos nieocenionych prac, oczekujących na jego uwagę.

Westchnęła i oboje wrócili do oceniania. Esej Harbina był tak samo precyzyjny jak jego charakter pisma. Dała mu P i wzięła kolejną pracę, skrzywiając się, gdy zobaczyła nazwisko. Gdyby tego oceniła pozytywnie, musiałaby podnieść innym uczniom stopnie. 

- Severusie - powiedziała chwilę później, gdy wpisała O na pergaminie. Zacisnęła palce na piórze. - Gdy byłeś przyjacielem Lucjusza Malfoya, zanim między wami się oziębiło, jak to ująłeś... Przypuszczam, że myśleliście o większości rzeczy podobnie.

- Tak. - Jego włosy zasłoniły mu całą twarz, bo pochylił się mocniej nad pracą.

- I myślę, że wiele rzeczy robiliście razem.

- Niektóre - odparł.

- Takie rzeczy... jakie zrobił Ginny, gdy dał jej dziennik?

- Zapewniam cię - wysyczał zza zaciśniętych zębów - że nigdy nie wysłałem żadnemu dziecku żadnego przeklętego przedmiotu.

Nastała cisza. Oceniła kolejny esej. Winford napisał oryginalny romans, jakoby sławni piosenkarze-wampiry, Bloodwyn Bludd i Lorcan D'eath byli ojcem i synem. Dała mu N po długim namyśle. Przynajmniej daty się zgadzały, a komentarze do imion idealnie pasujących do ciemnych istot były nawet zabawne. 

- Severusie... - zagadnęła ponownie.

- Hmmm? - Przestał pisać.

- Kiedyś musiało być coś, co was łączyło.

- Kilka rzeczy. Zaczęło się od zamiłowania do szkolnej perfekcji. Ale raczej nie łączyło nas nic więcej niż ciebie i twoich przyjaciół. Mogę ci tylko powiedzieć, że nigdy nie rozumiałem, co to może być. - Spojrzał na nią długim, przytłaczającym spojrzeniem. - Albo raczej powinienem dodać: nigdy nie chciałem o to pytać.

Oceniła kolejne dwa wypracowania. Pirie myślał, że wampiry można identyfikować po ich tendencji do wyczuwania zapachu ząbka czosnku z odległości dziesięciu kroków, skąd wynika ich obrzydzenie. Aguilar zapisała czterdzieści centymetrów pergaminu anegdotkami o jej mamy wujka szwagra szefa ojca najlepszym przyjacielu, który zniknął podczas swojej drugiej podróży do Rumunii. Długość pracy była częściowo związana ze szczegółowymi opisami zależności powiązań między wszystkimi wymienionymi osobami, a częściowo ze spekulacjami, dlaczego ten pan wrócił. Dopiero w ostatnim calu wypracowania wspomniała o bladej cerze wampirów, wychudłej sylwetce i ich niechęci do czosnku. Postawiła kolejne dwa Nędzne.

- Severusie?

- Tak? - wysyczał.

- Czy on... Byliście przyjaciółmi. Czy on kiedyś powiedział ci o dzienniku?

Podniósł głowę, by wziąć długi, głęboki oddech. Ponownie spuścił głowę, chowając twarz za włosami. Jedynym słyszalnym dźwiękiem był szelest pergaminu. W końcu przemówił, z tonem świadczącym o udawanej cierpliwości.

- Powiedzieć jednemu z nauczycieli, jak zatrzymać ten cały chaos? Czemu uważasz, że on jest aż tak głupi?

Nie powiedział, że nie był powiadomiony. Zabolało ją serce.

- To... To nie jest odpowiedź - wymamrotała.

Upuścił pióro. Jego końcówka urwała się i wielki czerwony kleks zalał górę sprawdzanej pracy. Twarz Severusa była zaczerwieniona, jego oczy płonęły. Stanął nad Hermioną, zaciskając pięści aż do zbielenia knykci.

- Nie! Nigdy mi nie powiedział! Nie przedtem! Nie w trakcie! Nie później! Czy kiedykolwiek dałem ci powód, żebyś wyobrażała sobie, że mógłbym siedzieć bezczynnie, gdy dzieci w szkole są w niebezpieczeństwie, nieważne z jakiego domu są i jaki jest status ich krwi? Dałem?!

- Nie. Nie to miałam na myśli... Przepraszam.

- Przepraszam!?

Zatrzasnął za sobą drzwi. Zanim Hermiona wygrzebała się zza biurka i do nich dobiegła, było już za późno, by go dogonić.

8 komentarzy:

  1. To opowiadanie jest na prawdę świetne, bardzo się cieszę że je tłumaczysz ;* Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się cieszę, że są czytelnicy, których bez wahania mogę nazwać stałymi. :) To Wy jesteście najlepszą motywacją, żeby brnąć z tłumaczeniem dalej. :)

      Usuń
  2. Tłumacz dalej bo bardzo dobrze Ci idzie a ja nie mogę sie wprost doczekać kolejnego rozdziału. Po tym czuję niedosyt, pewnie dlatego, że był taki trochę gorzkawy (chodzi o ich rozmowę). Szkoda mi Severusa. Mam nadzieję, że szybko się pogodzą i szybko dodasz kolejny rozdział. Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pochwałę :) Rozmowa była gorzkawa, tak samo jak ja po zakończeniu jej tłumaczenia. W trakcie tłumaczenia tej rozmowy miałam kilkakrotnie ochotę najzwyczajniej udusić Hermionę. Powinna trochę poskromić ciekawość i w końcu zacząć ufać Severusowi, nie? :)
      Nad kolejnym rozdziałem już pracuję, postaram się szybko go dodać.

      Usuń
  3. Aleeee super. Ja nie przeczytałam tego rozdziału. Ja go pożarłam! Wciagnelam sie na dobre i juz nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu. Pieknie tlumaczysz. Zycze powodzenia w dalszym tlumaczeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że opowiadanie aż tak Cię wciągnęło. Mam nadzieję, że nie zawiodę oczekiwań z tłumaczeniem. Dzięki! :)

      Usuń
  4. Więcej, więcej, więcej! Czekam na więcej. :D
    Świetne tłumaczenie, mało błędów, dobrze sie to czyta. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało błędów - czyli wciąż jakieś są. Nie obrażę się, jeśli mi je wytkniesz, a na pewno pomoże mi to unikać ich w przyszłości ;)

      Usuń