Rozdział 17. Kompletny dupek

Z łatwością po dość długiej praktyce, Neville odskoczył od bulgoczącego kociołka, odciągając swojego kolegę na bezpieczną odległość.

- Zwykle to ja roztapiam kociołki - powiedział delikatnie. - Ma to coś wspólnego z nocą? Jest coś, o czym... chciałbyś porozmawiać?

Draco Malfoy zgasił ogień i z użyciem Evanesco unicestwił intensywnie zieloną miksturę, zanim wydobywający się z niej dym urósłby zbyt mocno.

- Dlaczego miałbym ci cokolwiek mówić? - prychnął. Ostrożnie sprawdził kociołek. Raczej nie powinien się roztopić, ale przydałoby mu się porządne szorowanie. Odstawił przedmiot do zlewu, by zająć się nim później.

Neville spojrzał na spięte ramiona, zaciśnięte pięści z pobielałymi knykciami i bladą, zamkniętą twarz kolegi. Przygryzł wargę.

- Bo możesz - zaproponował. - Jestem... lepszy w utrzymywaniu tajemnic, niż mogłoby się wydawać.

- Mówisz, jakbyś znał jakiekolwiek tajemnice warte wyjawienia. - Chochla, którą Draco trzymał w dłoniach była dziwnie poszarpana na końcach. Chłopak zastanawiał się, czy warto jest użyć Reparo.

- Wiem, że z twojego punktu widzenia może się tak zdawać. - Neville włożył ręce do kieszeni i oparł się o ścianę. - Jedyne, jakie mógłbym ci powiedzieć, to te, które już znasz. Twoje własne.


- Nic o mnie nie wiesz. - Draco spojrzał na chochlę pod światło, obracając ją we wszystkie strony. Nie, raczej nie warto. Jego ojciec chrzestny mógłby nie być zachwycony.

- Nic? Wiem, jak to jest kochać rodziców całym sercem, nawet jeśli inni mają ich za kompletnie ogłupiałych.

Chochla upadła na podłogę. Draco odwrócił się do Neville'a i zacisnął dłoń na uniesionej różdżce.

- Nawet nie próbuj porównywać... Moi rodzice nie są świrami!

Neville spojrzał łagodnie na kolegę. Longbottom także trzymał różdżkę w dłoni, ale luźniej. Zdawał się spodziewać takiej odpowiedzi.

- Twój ojciec jest Śmierciożercą - wytknął. - Nie można być już bardziej głupim. Każdy, kto myśli, że krew czyni nas lepszymi od mugolaków, jest głupi. Wystarczy spojrzeć na Hermionę...

- Nigdy na nią nie patrzę, jeśli mogę temu zaradzić.

Na blade policzki chłopaka wpełzły dwa rumieńce.

- Chyba, że nie możesz temu zaradzić. Wtedy patrzysz na nią nawet zbyt często - powiedział Neville.

Draco wstrzymał się chwilę z odpowiedzią, rozglądając się po sali w poszukiwaniu pomysłu na złośliwy komentarz.

- Może po prostu korzystam z okazji, żeby popatrzeć na coś, co niedługo zniknie? Kiedy nasza strona wygra, nie będzie żadnych mugolaków ani w Hogwarcie, ani nigdzie indziej - powiedział, ale chyba sam nie był przekonany do swoich słów.

Neville tylko patrzył na Dracona, aż chłopak w końcu opuścił różdżkę i drżącą dłonią wygładził włosy.

- Jak się dowiedziałeś? - wymamrotał. Nie mógł uwierzyć, że ze wszystkich ludzi na świecie to z tym cholernym Longbottomem miał rozmawiać o swoich uczuciach.

Neville wzruszył ramionami.

- Wiesz co? Ludzie coraz częściej sprawiają, że chce mi się z nich śmiać. Myślicie, że jak mnie nie widzicie, gdy z wami jestem, to ja też was nie widzę. Zwykłem zwracać na ciebie uwagę, by mieć pewność, że mnie nie przeklniesz albo coś w tym rodzaju. Zauważyłem, bo nie miałeś zamiaru rzucać na mnie żadnego uroku.

Draco przygryzł drżące wargi. Włożył różdżkę do kieszeni i zaczął przygotowywać składniki do kolejnej mikstury.

- Dlaczego ty w ogóle chcesz ze mną rozmawiać? - zapytał. - Myślałem, że gardzisz mną tak samo, jak ja gardziłem tobą, gdy byliśmy dziećmi. Kiedyś powiedziałeś, że jesteś wart dwanaście razy więcej niż ja.

- Gardziłem tobą, gdy byliśmy dzieciakami. Myślałem, że wyrośniesz na takiego samego szaleńca jak twoja ciotka Bellatrix. Ona sprawiła, że moi rodzice wylądowali w Świętym Mungu. - Neville podniósł pęk asfodelusów i wybrał dwie łodygi. Podał jedną Draconowi, a drugą zaczął ciąć w pólcalowe kawałki. - Ale jesteśmy jak dwie strony medalu. Ty spędziłeś większość swojego życia na próbach bycia kimś, kim nie jesteś. Ja spędziłem większość mojego życia na próbach nie bycia kimś, kim jestem. - Neville zgarnął w stosik pokrojoną przez siebie łodygę i połączył ze stosikiem Dracona. - Wiesz, nie jesteś swoim ojcem. Spotkałem was obu po drugiej stronie różdżki i widzę różnicę.

Draco spojrzał na Neville'a, jakby się wzbraniał.

- Jesteś chyba tak samo niepoczytalny jak twoi rodzice. Dobra... Do czego zmierzasz?

- Wszyscy w naszym wieku podzielili się na pary najlepszych przyjaciół, ot co - powiedział Gryfon i zauważył, że szczęka Malfoya rozluźnia się. - Ron i Harry, Dean i Seamus, Crabbe i Goyle...

- Są MOIMI przyjaciółmi - syknął Draco.

- Naprawdę? Są dobrą widownią, ale raczej nigdy nie wyglądało to tak, jakbyś miał im wiele do powiedzenia. Przynajmniej nie rzeczy, które mogliby zrozumieć.

- Nie myślisz racjonalnie. - Draco spojrzał z ukosa na Neville'a. - Malfoy i Longbottom? To niemożliwe!

- Dlaczego?

- Ty jesteś typowym Gryfonem, a ja typowym Ślizgonem. A Gryfoni i Ślizgoni się nie przyjaźnią.

- To jakoś nie powstrzymało Hermiony przed ślubem ze Snape'em. Tiara Przydziału powiedziała, że powinniśmy brać z nich przykład. Niech wszystkie domy staną razem - zacytował. - Bo to zrobić możemy, a nawet - musimy. Śmieszne, że akurat ten fragment utkwił mi w pamięci, gdy reszta tak po prostu uciekła.

Draco zgarbił ramiona. Wziął kolejną łodygę i ustawił kociołek na ogniu.

- Możesz dodać trzy pierwsze składniki. Po dodaniu każdego z nich, zamieszaj siedem razy zgodnie ze wskazówkami zegara. Potem mnie zawołaj - powiedział. Następnie odmierzył pół litra żółci pancernika i wybrał trzy zgniecione karaczany. Zaczekał, aż mikstura przybierze kolor indygo.

- Myślisz, że jest szczęśliwa? - wymamrotał. Nie był pewien, czy chciał, by była czy nie.

- Takie sprawia wrażenie - przyznał Neville, dodając pierwszą szczyptę asfodelusa do mikstury i zamieszał ją siedem razy zgodnie ze wskazówkami zegara. - W każdym razie patrzy na Snape'a z czymś na kształt uśmiechu na twarzy, gdy myśli, że nie patrzymy. Innym razem nazwała go przy nas słodkim.

Draco parsknął, odruchowo kręcąc głową i zaciskając wargi.

- Słodki? Ona myśli, że on jest słodki? - Tak samo słodki jak prawa głowa widłowęża.

- Tak, tak uważa! - Neville przewrócił oczami. - Snape zaproponował nam, żebyśmy odwiedzali Hermionę w niedziele. Dla niej była to duża niespodzianka. Kiedy sobie uświadomiła, co Snape dla niej zrobił, stwierdziła, że jest słodki. - Skrzywił się. - Rozumiem, że mówiła to w dużych emocjach, ale od razu nazywać go słodkim?

Draco podniósł głowę, gdy Neville dodawał drugą szczyptę asfodelusa i wymieszał eliksir kolejne siedem razy. I tak znowu. Mikstura zaczęła gęstnieć i powoli ciągnęła się za chochlą.

- Wiadomo, dlaczego on ją poślubił - powiedział Draco, zmniejszając ogień. - Wszyscy wiedzą, że zrzekł się swojego życia, zanim się urodziliśmy. - Nie miał wyboru. Tak mi powiedział. - Ale dlaczego ona za niego wyszła? Longbottom, patrz teraz. Tutaj popełniliśmy błąd poprzednim razem. - Zebrał resztę kawałków asfodelusa i powoli wrzucił je do kociołka. Potem zamieszał piętnaście razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, robiąc pół obrotu w przeciwną stronę po każdych pięciu. - Nie sądzę, żeby zrobiła to dla pozycji.

- Założę się, że dyrektor powiedział jej, że taka jest potrzeba. Zawsze się na to nabierała. Zauważ, ile razy mi pomagała, chociaż wiedziała, że będzie miała przez to kłopoty.

- Też tak myślę - gwałtownie wtrącił się Draco. - Nigdy bym nawet nie pomyślał, że ona może go lubić. Czy była taka potrzeba czy nie, jak mogła poślubić kogoś, kogo nawet nie lubi? Mówisz, że widzisz tak wiele! Czy kiedykolwiek zauważyłeś, żeby go lubiła?

Eliksir miał teraz odcień kremowego różu. Wyglądał jak budyń malinowy, ale śmierdział zgniłymi pomarańczami.

- Nie powiedziałbym, że go lubi. W zeszłym roku czasami na niego patrzyła, jakby zastanawiała się, czy by mogła, ale za każdym razem potrząsała głową i układała usta, jakby mówiła nie. - Neville wzruszył ramionami. - Czy to ma teraz znaczenie? Żaden z nas nigdy nie miał u niej szans. Nawet Krum nie miał, bo Ron i Harry potrzebowali jej non-stop do wyciągania z niebezpieczeństw.

Draco utkwił spojrzenie w miksturze.

- Zawsze mnie nienawidziła. Zawsze.

- Może gdybyś nie nazywał jej szlamą...

- Niewiele wiesz. - To był czas, żeby zamieszać. Pięć razy w prawo, pół obrotu w lewo. - To ona zaczęła. Nie przezwałem jej, dopóki nie zaczęła rozpowiadać, że kupiłem miejsce w drużynie.

- A tak nie było? - wytknął Neville.

- Myślałem, że wiesz. Oczywiście, że nie! Dostałem się do drużyny uczciwie. Dopiero wtedy tata zdecydował się nas sponsorować. Ona powiedziała, że wkupiłem się do drużyny i nikt nie chciał uwierzyć, że tak nie jest, choć wygraliśmy tak wiele meczów przeciwko Hufflepuffowi i Ravenclawowi.

- Zaatakowałeś Harry'ego, dlatego to powiedziała. Wiesz, zrobiłaby wszystko dla niego i Rona.

- To też nie jest prawda. Próbowałem zaprzyjaźnić się z Harry'm dwukrotnie, ale on chyba znienawidził mnie od pierwszego spojrzenia. Tak samo z resztą zrobiliście i wy wszyscy. - Kolejna sesja mieszania. Draco patrzył na eliksir bez mrugania. Ten wyglądał teraz jak jagodowy pudding i śmierdział stęchłymi cytrynami. - Nigdy nie mam tego, czego chcę - wymamrotał. - Nigdy nie dostaję tego, czego naprawdę pragnę.

- Dla nas to wyglądało inaczej - jakbyś miał wszystko - wytknął Neville. - Bogata rodzina, rodzice, którzy żyją i mają się dobrze, miejsce w drużynie Quidditcha, najlepsza loża na Mistrzostwach Świata...

- Skąd o tym wiesz? Nie przypominam sobie, żebyś tam był.

- Widziałem w gazecie. Babcia w życiu nie kupiłaby mi biletów.

- Och... - Źrenice Dracona bardzo się zwęziły, a ręce rozbolały od zbyt mocnego trzymania chochli. - Zawsze dostawałem to, co tata chciał mi dać; nie to, o co prosiłem.

- Ale twój tata żyje i jest w stanie dawać ci prezenty! A twoja mama codziennie wysyłała ci słodycze! Moi rodzice nawet nie wiedzą, kim jestem. Jedyne, co od nich mam, to papierek od gumy i stara różdżka mojego taty, której prawie nie mogę użyć. Czego chciałeś, a nigdy nie dostałeś?

- Przed drugim rokiem zatrzymaliśmy się u Borgina i Borgesa - powiedział Draco, bardziej do siebie niż do Neville'a, mieszając miksturę, która teraz wyglądała jak jagodowy dżem i śmierdziała zgniłym grejpfrutem. Eliksir był już prawie gotowy. - Miał Rękę Glorii, prawdziwą Rękę Glorii! Rozumiesz, jak świetne by to było, żeby być jedyną osobą, która zna drogę w ciemnościach i jedyną osobą, której ona by słuchała!? - Jego twarz nagle się rozpromieniła, ale blask szybko zgasł. - Tata powiedział, że to dla złodziei i włamywaczy. Stwierdził też, że z takimi ocenami, jakie wtedy dostawałem, byłoby to dobre zajęcie dla mnie.

- Śmieszne! Przecież on sam taki jest - powiedział zgryźliwie Neville. - Powinien być szczęśliwy, że idziesz w jego ślady, nie?

Draco spojrzał na niego, kilkakrotnie otwierając usta, by coś powiedzieć, ale ostatecznie zaśmiał się słabo.


~*~

- Ginny? Co ty tu robisz? - Hermiona spojrzała na nią znad biurka Severusa, gdy drzwi trzasnęły o ścianę po jej wejściu smoka. Dziewczyna stała w ich biurze, z nerwowo unoszącą się klatką piersiową i błyszczącymi oczami.

- Twój mąż... Czy mogę powiedzieć: kompletny dupek czy muszę najpierw ukończyć szkołę, by móc być szczerą? Twój mąż dał mi szlaban. Za nic! 

Ginny wygładziła włosy i wysunęła szczękę do przodu.

Hermiona posłała jej długie spojrzenie.

- Dał ci szlaban ze mną? - zapytała.

Ginny potrząsnęła głową.

- Tak, on... Och! Z tobą? To dlatego u was w biurze? - Gniew natychmiastowo zniknął z jej twarzy. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i podeszła kilka kroków do przodu.

- Tak, Severus ma teraz spotkanie z innymi Głowami Domów i poprosił mnie, żebym przejęła jego szlabany. Teraz wiem, dlaczego.

Wiadomość o ucieczce Lucjusza Malfoya była niemiłym zaskoczeniem. Nie chciała nawet myśleć, że jest takie prawdopodobieństwo, że jej mąż mógł mu w tym pomagać. Jej pierwszym uczuciem było przerażenie, że najpierw poinformował o sytuacji Draco, a nie ją. Potem ona też chciała uprzedzić przyjaciół. 

- Potter dowie się tego rano, tak samo, jak reszta szkoły - mruknął, a Hermiona mu odwarknęła. 

- Gdy Ginny zaczynała pierwszy rok, ten facet dał jej przeklęty dziennik, który prawie ją zabił. Nie uważasz, że ona też zasługuje, by wiedzieć, że Malfoy jest na wolności, tak samo jak twój szlachetny Draco?

Severus zignorował prowokujące określenie, przypominając Hermionie, co już mówił jej o Weasleyach i dyskrecji. 

- Powierzyłabym Ginny moje życie - powiedziała, przypominając, jak razem walczyły przeciw Śmierciożercom.

- Czyżby? - zapytał. - A powierzyłabyś moje?

To zakończyło kłótnię. Hermiona pamiętała również, że Severus zaryzykowałby dla niej swoje życie, gdyby tylko go o to poprosiła i że poślubiła go dla tego specyficznego celu: żeby wciąż żył. Wygląda na to, że znalazł możliwość, by mogła podnieść przyjaciółkę na duchu. Uśmiechnęła się.

- Jeśli naprawdę chcesz być szczera - zagadnęła - będziesz musiała przyznać, że nie do końca jest dupkiem.

Ginny usiadła na niewygodnym krześle o prostym oparciu i parsknęła z irytacji.

- Każdy, kto dla swoich gości ma przygotowane tak niewygodne krzesła, jest dupkiem  - mruknęła. - Kipiałam ze złości przez cały dzień, a ty mówisz, że wyświadcza mi tym przysługę. Nie mógł po prostu kazać mi zostać po lekcji i zaprosić na odwiedziny do ciebie?

Hermiona wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu.

- Och, oczywiście, że mógł. - Jeśli tylko nie miałby nic przeciwko spowiadaniu się z tego totalnemu psychopacie dzień czy dwa później. - Ale nie byłoby w tym dla niego tyle zabawy, nie uważasz? - Zero zabawy. Zero.

- Och, ha ha.

Rozdział 16. Imitacja spokoju umysłu

Rodzice Hermiony nie pytali o obowiązki Severusa. Byli tak zdeterminowani, by o nie nie pytać, że Hermiona prawie uległa i była w stanie im powiedzieć. Jednak zebrała się w sobie i nie pisnęła ani słówka na nurtujący Helen i Perry'ego temat. Miała im tak wiele do powiedzenia o swoich  przyjaciołach, nauce i nauczaniu, a także o kilku ciekawych przypadkach (Jamison przemienił swoją rękę od różdżki w arbuza nieudanym zaklęciem, a Abdurrahman przemienił swojego jeża w guźca, który ścigał jego kolegów po całej klasie), że z łatwością odstąpiła od tematu męża i życia w małżeństwie.  Po tym, jak prawie wybuchła płaczem na sam dźwięk imienia Severusa, uświadomiła sobie, że lepiej będzie stronić od takich tematów. Uśmiechała się więc i paplała, biorąc krótkie przerwy na zajadanie ciasta, by choć trochę udać, że jest spokojna. Jej rodzice także się uśmiechali i kiwali głowami. Oni też udawali. 

Było już po dziesiątej, gdy dzwonek do drzwi w końcu zadzwonił.

- To pewnie Severus - powiedział jej ojciec. - Pójdziesz otworzyć?

Powstrzymała się, aby nie biec, ale gdy już otworzyła drzwi, od razu rzuciła się w ramiona męża. Przez warstwy ubrań czuła bicie jego serca. Czy zapach, który wyczuła, to krew?

- Jesteś cały! Tak się bałam!

- Bredzisz - uskarżył się, ale mocno trzymał ją w ramionach. - Gdybyśmy byli w szkole, odjąłbym dwadzieścia punktów od Hufflepuffu.

- Dlaczego Hufflepuffu? - Spojrzała w górę na jego twarz.

- Śmiesz nazywać się Gryfonką, gdy zaledwie trzy godziny mojej nieobecności przyprawiają cię o histerię? - zapytał, podnosząc dłoń, by pogłaskać policzek Hermiony. Jego palce były lodowate.

- Musiałeś zmarznąć. Wejdź do środka, tu jest cieplej - powiedziała, splatając ich dłonie i pociągnęła go za sobą.

Ciepło dnia nie zdążyło jeszcze całkowicie zniknąć. Hermiona zastanawiała się, gdzie Severus mógł tak zmarznąć. I dlaczego jego mankiet był rozpruty, a część szyi pod włosami zraniona?

- Nie mogę zostać dłużej, niż na tyle, by pożegnać twoich rodziców. Są pewne osoby, z którymi muszę porozmawiać.

Pytanie cisnęło jej się na usta, ale nie odezwała się. I tak nic by jej nie powiedział, więc po co ma go irytować?

Jej rodzice okazali ten sam brak zainteresowania jego nagłym przybyciem, jak przedtem jego zniknięciem. Kiedy Severus objął Hermionę ramieniem, by ich deportować, spojrzał na nią z zamyśleniem i powiedział:

- Twoi rodzice wiedzą lub przypuszczają zbyt wiele. Mam nadzieję, że ostatnie lata nauczyły ich dyskrecji.

- Nie powiedziałam im niczego, czego nie powinni wiedzieć - odpowiedziała, gdy wylądowali przed Hogwartem.

- Nie powiedziałem, że to zrobiłaś. Mogli zgadnąć, jeśli są tak samo inteligentni jak ty, na jakich wyglądają. - Odsunął się od niej i ruszył w stronę zamku. - Zastanawiałem się, dlaczego przekonanie ich do naszego małżeństwa było łatwiejsze niż przypuszczałem.

Hermiona przygryzła wargę, śpiesząc się, żeby dotrzymać Severusowi kroku.

- Wiedzą o wojnie i o... Sam-Wiesz-Kim - odpowiedziała.

Mogła mówić uczniom, by nie bali się tego imienia, ale nie chciała znów dyskutować o tym z mężem. On nie bał się imienia, ale całej rzeczywistości, która się z nim wiązała. Jeśli Voldemort znalazłby w umyśle Severusa choć odrobinę braku szacunku, nieważne, czy daleko stąd lub dawno temu - jej mąż nie uniknąłby kary. 

- A ty oskarżyłeś mnie przed nimi o pakowanie się w niebezpieczeństwo bez powodu. Najprawdopodobniej to wystarczyło.

Severus uniósł głowę, a powiew wiatru rozwiał jego włosy, ukazując ranę na jego szyi.

- Jesteś ranny - zauważyła.

- To tylko draśnięcie. Czasem na lekcjach miewałem poważniejsze obrażenia.

- Nie na moich. - Głównie dzięki temu, że zapobiegała katastrofom, jakie mógł spowodować Neville. Jednak Severus był zawsze na nią o to zły, a nigdy jej nie podziękował. Spojrzała na niego, mając nadzieję, że nie wywoła kłótni tym, co powiedziała.

- Nie, ty zawsze dbałaś o to, żebym został ranny gdzieś poza klasą, czyż nie? - zapytał.

Jej oczy zapiekły, a gardło się ścisnęło.

- Dlaczego zawsze to robisz? Wyciągasz brudy przeszłości i prowokujesz do kłótni. Aż tak to lubisz?

- Może jestem w tym lepszy niż ... w innych rzeczach. Na pewno mam w tym najdłuższą praktykę.

Doszli do drzwi do Sali Wejściowej. Severus otworzył je i puścił Hermionę przodem.

- Muszę iść. Nie mam w planach ponownie opuszczać tej nocy zamku, więc możesz spokojnie iść spać.

Złapała go za rękę, gdy się odwracał.

- Chyba nie myślisz, że ot tak pójdę spać po tym, jak czekałam trzy godziny na twój powrót?

- Byłoby dobrze, gdybyś tak zrobiła. Już teraz jest za późno, by sprawdzić twoje postępy w nauce, a tym bardziej będzie za późno, gdy wrócę do naszych kwater. Idź spać. Jutro będzie wystarczająco dużo czasu na rozmowę.

- Nie - powiedziała stanowczo. - Nie pójdę spać, dopóki nie będę miała pewności, że jesteś bezpieczny w naszych kwaterach. Nie będę w stanie usnąć, jeśli nie obiecasz mi, że wyjaśnisz mi wszystko, gdy wrócisz. 

Severus wyszarpnął rękaw z jej uścisku i spojrzał na nią gniewnie.

- Nie zakłócę twojej prywatności przez wchodzenie do twojego pokoju.

- Nie zakłócisz, skoro cię zaprosiłam. Chcę, żebyś przyszedł.

Severus podszedł do Hermiony pośpiesznym krokiem i stanął, górując nad nią. Musiała unieść głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.

- Kiedy ty się wykłócasz, nasz szanowny dyrektor czeka na mnie - wysyczał.

- Nie wykłócam się. Tylko mówię. Jeśli mi nie obiecasz, że powiadomisz mnie, gdy wrócisz, będę czekać na ciebie w salonie.

- Jakie z ciebie uparte, irytujące dziecko!

- Nie jestem dzieckiem. Mam już osiemnaście lat. To już dorosłość, nawet w świecie mugoli.

- Jakby to robiło różnicę - parsknął. - Więc dobrze. Czekaj w salonie, jeśli chcesz, a jeśli nie, powiem ci dobranoc przez drzwi.

- Zostawię je otwarte - obiecała. - Dziękuję.


~*~

Hermiona drzemała na ułożonych w stos poduszkach, gdy usłyszała głos przy drzwiach.

- Możesz już spać. Wróciłem.

Dziewczyna zamrugała i ziewnęła. Dopiero wtedy zrozumiała, co usłyszała i wyskoczyła z łóżka, boso i bez szlafroka, by złapać Severusa, zanim odejdzie. Wybiegła przez otwarte drzwi i szarpnęła rękaw szat Severusa. Spojrzał na nią i szybko odwrócił wzrok.

- Jak ty jesteś ubrana? Ubierz coś na siebie, natychmiast!

Spojrzała zdezorientowana na swoje ubranie. Najzwyklejsza kasztanowa piżama, z rozpiętym kołnierzykiem. Gdyby jej przyjaciele pamiętali, jak ją kupowała, nie mieliby wątpliwości, że to nie jej mąż, ale piżama właśnie ogrzewa ją w łóżku.

- To tylko flanelowa piżama - zaoponowała. - Co jest w niej nie tak?

- Czy włóczyłaś się po wieży Gryffindoru w takim stroju, żeby wszyscy chłopcy patrzyli na ciebie pożądliwym wzrokiem? Mniejsza z tym, nie chcę wiedzieć. - Severus odwrócił się i chciał odejść, ale Hermiona go zatrzymała.

- Nie, ale jesteśmy w trochę innej sytuacji, nie uważasz? Z żadnym z nich nie byłam w związku. - Spojrzała wątpliwie na męża i wtedy w jej oczach pojawił się błysk. - Uważasz, że moja piżama czyni mnie atrakcyjną? Nie rozumiem, dlaczego. Nie ma na czym oka zawiesić.

Severus postanowił spojrzeć na regał zamiast na nią. Jego zaczerwienione policzki były odpowiedzią na jej pytanie.

- Ukazuje... twoje kształty - wymamrotał.

Hermiona znów spojrzała na siebie zdezorientowana. 

- Przecież nic nie ukazuje. To zwykła piżama. - No, może poza jednym guzikiem, przy którym materiał był trochę bardziej naciągnięty. Zarumieniła się. - Och, ok. Założę szlafrok, jeśli tu zaczekasz na mój powrót. Wiem, że to był ciężki dzień, ale... Czy możemy porozmawiać? Tylko kilka minut.

- Moje słodkie życie, nie mogę ci tego odmówić - parsknął. - Dobrze o tym wiesz.

Zatrzymała się w pół kroku i odwróciła do męża.

- Proszę cię, nie zaczynaj znowu tego tematu. Możesz mi odmówić, mówiłam ci. Ale i tak chciałabym trochę porozmawiać, jeśli nie masz nic przeciwko. Proszę.

- Więc się pośpiesz!

Wróciła po trzydziestu sekundach, szczelnie owinięta szlafrokiem i ze stopami wciśniętymi w niebieskie, włochate kapcie. Ignorując krzesło, które jej zaoferował, minęła dzielący ich dystans i stanęła przed nim.

- Raczej wątpię, żebyś pomyślał o oczyszczeniu rany na szyi.

- Mówiłem ci, to tylko zadrapanie.

- Doskonale pamiętam, co mówiłeś. Czyli jej nie opatrzyłeś, tak? Daj mi na nią spojrzeć.

Stanęła za mężem i wyciągnęła rękę, by odsunąć jego włosy. Severus odwrócił głowę i groźnie spojrzał na żonę, ale po chwili ustąpił, stwierdzając, że nie ma sensu się kłócić i pozwolił jej działać. Musi być bardzo zmęczony, pomyślała Hermiona. Delikatnie odsłoniła ranę. Włosy były bardzo delikatne i miłe w dotyku; raczej śliskie niż przetłuszczone. Dotknęła palcami jego skóry, a on drgnął, jak gdyby miał łaskotki. 

- Raczej wątpię, że powiesz mi, co się stało - zagadnęła, gdy opatrywała ranę.

Na szyi miał skorupkę zaschniętej krwi. Niewiele jej było; była jednak twarda i szorstka w dotyku. Severus musiał rzucić na ranę zaklęcie tamujące krew. W Leczeniu ran przez stulecia taka charakterystyczna cecha skrzepu była wspomniana. Zaklęcie działało tylko na powierzchnię rany, ale nie na wnętrze - rany i tętnice. Ponownie poczuła dziwne ukłucie w piersi; jakby pustkę i ciężar jednocześnie. Gdyby rana była większa o cal lub dwa, jej mąż wykrwawiłby się na śmierć, zanim zdążyłby zareagować.

- Było ciemno. Nie ja byłem celem. Oberwałem przez przypadek - wymamrotał.

Hermiona przypomniała sobie, że w szafce w łazience Severus trzymał uniwersalne lekarstwo i pajęczą sieć, które powinny dobrze zadziałać. Przywołała je zaklęciem i poprosiła skrzaty domowe o odrobinę czystej wody w dwóch miskach. Zaczęła obmywać ranę i zauważyła, że oczy Severusa powoli się zamykają.

- Tak, to na pewno wiele wyjaśnia - burknęła, sunąc palcami wzdłuż zranienia, w którym zbierała się nowa krew. Na całe szczęście panaceum powinno za chwilę na to zadziałać. Wsmarowała je w pęk pajęczej sieci i wygładziła na ranie. - Dużo czasu spędziłeś u Albusa - zauważyła, opłukując dłonie, które wytarła w przywołany ręcznik. Ponownie dotknęła włosów Severusa. Tak, to na pewno balsam, nie naturalny tłuszcz, pomyślała. Przez myśl przemknął jej pewien obraz: twarz Severusa nad jej własną, jego skupione oczy wpatrzone w nią, jego rozpuszczone, czyste włosy, opadające wokół jej twarzy jak kurtyna. Nawet nie oparłby swojego czoła o moje, niestety. Hermionę ponownie ukłuło w piersi. Przełknęła ślinę i zamknęła oczy w momencie, w których Severus otworzył swoje. Oczywiście, było dobrze, że pod wpływem jej dotyku Severus nie zerwał się z miejsca ani nie wyprostował się nienaturalnie, ale ona pragnęła więcej.

- Nie byłem cały czas z Albusem. Rozmawiałem też z Draco - przyznał.

Hermiona wyciągnęła dłoń z jego włosów i odeszła od niego, odwracając się od stolika. Udała, że jest zajęta zamykaniem flakonika.

- Poszedłeś do Draco zamiast tutaj? Mimo że wiedziałeś, że siedzę tu i zamartwiam się o ciebie! - To jego chrześniak, Hermiono, próbowała się uspokoić w myślach. To oczywiste, że o niego dba. Ale jej oczy zapiekły od wzbierających łez. Poczuła szczypanie w nosie. Zamrugała, bojąc się, że Severus zauważyłby, gdyby otarła łzy rękoma.

- Stwierdziłem, że on musi dowiedzieć się tego ode mnie. Ma noc na przemyślenie, jak zareagować na informację.

Hermiona wzięła głęboki oddech i odpowiedziała drżącym głosem.

- Informację? Czyli powiedziałeś mu, gdzie byłeś, ale mi nie powiesz?! - Jestem twoją żoną!

- To go bezpośrednio dotyczy. I tak byś się dowiedziała; jeśli nie ode mnie, to z jutrzejszej prasy. Azkaban został napadnięty. Lucjusz i reszta Śmierciożerców są na wolności.

Witam! 
Przepraszam za przerwę w dodawaniu rozdziałów, ale przez blisko dwa tygodnie byłam zajęta ŚDM - najpierw w mojej parafii, do której przyjechali pielgrzymi z Czech i Wenezueli, a później nadeszły wydarzenia centralne, w których miałam przyjemność brać udział. Teraz postaram się znów wrócić do systematyczności.
Jeśli macie jakieś pomysły, co mogłabym zmienić w sposobie tłumaczenia albo w samym wyglądzie bloga lub playliście - dajcie znać w komentarzach.
Do następnego! :)