Rozdział 11. Pierwsza zasada szantażu

Nie zważając na czujne oczy i uszy nastawione na nią, Hermiona upuściła łyżkę z płatkami owsianymi i spojrzała na artykuł. Gdyby mogła wzrokiem wzniecać pożary, gazeta już stałaby w płomieniach.

- Zabiję ją! - wymamrotała. - Transmutuję w talerz i zbiję!

Jej mąż spojrzał na nią znad swojego śniadania i wyrwał gazetę z rąk.

- Na Salazara - powiedział, czytając z uniesionymi brwiami. Po chwili oddał Proroka Hermionie, a jej ręce zacisnęły się na gazecie. Pomona Sprout, która przeczytała artykuł nad ramieniem Severusa, odwróciła się teraz do reszty nauczycieli i przekazała im świeże informacje. - Co zrobiłaś Ricie, że tak ją rozzłościłaś?

Hermiona nie miała najmniejszego zamiaru ukrywać, że to ona, a nie Severus, jest przyczyną tej publikacji. Jej ostrzegawcze spojrzenie nie zdołało zmazać tego wrednego uśmieszka z ust jej męża, więc pochyliła się ku niemu i wysyczała do ucha.

- Jest nierejestrowanym animagiem. Złapałam ją latem, po czwartym roku, gdy była przemieniona w żuka i zamknęłam w słoiku, żeby dać jej nauczkę. 

Severus zacisnął usta i rzucił Muffliato, zanim się odezwał. Zarumieniła się na nieme upomnienie, że szept nie jest wystarczającą ochroną przed podsłuchiwaniem.

- Właśnie widzę. Wybrałaś opcję, by skonfrontować się z nią i utrzeć jej nosa swoim zwycięstwem. Tak bardzo w stylu Gryfonki. Pewnie uważałaś się za niezwykle mądrą.

Skrzywiła się.

- Szkoda, że nigdy nie uczyłaś się przebiegłości od Ślizgonów - ciągnął Severus. - Pierwsza zasada szantażu brzmi: Nigdy nie sprawiaj, by część zarzutów przeszła na ciebie. Nie mam wątpliwości, że Rita zdała sobie sprawę, że teraz nie możesz jej wydać bez stawienia czoła oskarżeniom, że pomagałaś jej i kryłaś ją przez ostatnie dwa lata. Byłoby bezpieczniej, gdybyś wtedy powiedziała o tym chociaż Albusowi, jeśli nawet nie samemu Ministrowi.

- Teraz to wiem - mruknęła. - Ale wtedy myślałam, że może być później użyteczna. I była. Zmusiłam ją do napisania artykułu do Żonglera o powrocie Voldemorta.

Snape przemyślał, co powiedziała mu żona, w trakcie jedzenia drugiego tosta z dżemem. Hermiona wygładziła wtedy pomiętą gazetę ciężkimi, nerwowymi ruchami.

- Nie jestem pewien, czy było warto. Żongler jest tak niepoczytny i rzadko drukowany, że nie osiągnęłaś tym niczego poza tym, że wrogość, jaką do ciebie czuje, przerosła najprawdopodobniej nawet jej złą sławę. Niestety, zemsta rzadko idzie w parze ze strategią, jakiej oczekujesz. Jeśli twoim celem było zapewnienie sobie możliwości współpracy z Ritą w przyszłości, nie powinnaś jej nastawiać wrogo do siebie. Boję się, że postawiłaś przed nami złego wroga.

Hermiona spojrzała na męża, zapominając o gazecie.

- Przed NAMI?

Severus spojrzał na nią, jak na idiotkę. Hermiona nie była jednak pewna, czy spojrzenie miało być naganą czy ostrzeżeniem, że siedzą w tym razem.

- Przypuszczam, że powiedziałaś przyjaciołom o Ricie. Mam jedynie nadzieję, że odpowiednio postarałaś się, by nikt was nie podsłuchiwał.

Przygryzła wargę.

- Byliśmy w pociągu, w drodze do domu - przyznała, czerwieniąc się i spuszczając głowę. - Nie wydaje mi się, byśmy mogli zostać podsłuchani.

Severus uniósł brew.

- Co się stało, to się nie odstanie. Mogę tylko mieć nadzieję, że wyciągniesz z tego wydarzenia jakąś lekcję - powiedział, potrząsając głową i powoli wypuszczając z siebie powietrze. - Nie polecałbym ci jej teraz wydawać. Wie, że to byłaś ty i będzie chciała zrobić ci na złość, a przede wszystkim zaszkodzić. Jednak nie wszystko jest jeszcze stracone. Czy Rita może udowodnić, że to byłaś ty? Chyba nie trzymałaś jej w pomieszczeniu, które mogłaby łatwo zidentyfikować, prawda? Albo gdziekolwiek indziej, gdzie mogłaby zobaczyć ciebie lub kogokolwiek innego z wyróżniającymi się cechami?

Hermiona wzdrygnęła się na samą myśl o tym.

- Nie jestem aż tak głupia! - zaprotestowała. - Na pewno nie na tyle głupia, żeby robić reporterce striptiz, żeby zobaczyła jakieś znaki szczególne! - powiedziała i spojrzała na męża, który wykrzywił usta z przekąsem. Oblała się rumieńcem i dodała pośpiesznie: - Ani nikomu innemu.

On także się zarumienił. Sięgnął do koszyka z tostami i wziął kolejną kromkę. 

- No ja myślę - odpowiedział w końcu.

Hermiona spojrzała na jego dłonie. Miały takie długie, zgrabne palce. Spod skóry było dokładnie widać niebieskie żyły. Teraz jedna z tych dłoni trzymała zgrabnie nóż, którym Severus smarował tosta cienką warstwą masła i nałożył truskawkowy dżem. Przypomniała sobie szorstkość tych rąk, gdy ją dotykał. De facto stało się to tylko raz, podczas ślubu, gdy musiał ją pocałować. Hermiona złączyła swoje drobne dłonie i położyła na kolanach. Najwidoczniej ich rozmowa dobiegła końca.

Przyjście Filiusa zwróciła jej uwagę. Rozmawiał z kimś przy stole Ślizgonów, a później podszedł do niej i pokazał małe, aczkolwiek wykwintne, srebrne, emaliowane pudełko.

- Prezent ślubny od młodego pana Malfoya. Pomyślał, że wolałabyś, gdybym to najpierw sprawdził. To było proste, nie tak jak to było z Błyskawicą pana Pottera na waszym trzecim roku. Przejrzałem to wczoraj i zdaje się być wolne od wszelkich klątw i przekleństw. Chciałem to oddać panu Malfoyowi, żeby sam wam to przekazał, ale stwierdził, że będzie lepiej, jeśli ja to zrobię.

- Dziękuję. - Hermiona odebrała od kolegi paczuszkę i zachwyciła się jej wzorem. Czerwone róże i zielone liście - po prostu śliczne. Spojrzała na stół Slytherinu, gdzie Draco patrzył na nią z uśmiechem wymalowanym na twarzy i podniósł dłoń, by jej pomachać. Odwróciła się z powrotem do Filiusa. - Nie wiem, jak znalazłeś czas, żeby tak szybko się tym zająć.

Nigdy nie zwracała uwagi na plan lekcji nauczycieli, dopóki sama nie dołączyła do ich grona. Plany były horrendalnie przepełnione. Prawie pięćdziesiąt godzin lekcji w klasie plus sprawdzanie wypracowań, nadzór szlabanów, patrolowanie korytarzy i w przypadku niektórych - obowiązki Głowy Domu. Filius uśmiechnął się i wyjaśnił:

- Nie miałem jeszcze żadnych wypracowań do ocenienia, więc to nie był żaden problem - powiedział i udał się na swoje miejsce.

Nie mogła już dłużej zwlekać. Czuła na sobie wyczekujące spojrzenia Dracona i Severusa. Jęknęła, gdy otworzyła paczuszkę. W środku leżała para podręcznych zegarków wysadzanych rubinami i szmaragdami, każdy ze srebrnym łańcuszkiem. Takie mniejsze wersje zegara z kuchni pani Weasley - zamiast liczb miały słowa: klasa, dom, patrol, podróż, niebezpieczeństwo, śmiertelne zagrożenie. Spojrzała promiennie na męża.

- Są dokładnie takie, o jakich marzyłam. Skąd wiedział?

Dwie noce temu tak bardzo pragnęła jakiegoś sposobu, by dowiedzieć się, że Severus jest bezpieczny gdzieś w szkole i teraz go miała. Nie mogła zapomnieć o tym, że przepowiednia mówiła może, a nie na pewno, a ich związek opierał się na nadziei, nie obietnicach,

- Myślę, że zgadł. Wie o mnie trochę więcej niż przeciętny uczeń. 

Wyciągnął z pudełka zegarek wysadzany szmaragdami i włożył do kieszeni.

- Bardzo wygodny prezent. To musisz mi przyznać.

- Muszę, oczywiście. - Podniosła wzrok, by znaleźć Dracona i zauważyła, że wstał i własnie idzie w jej stronę. Zgryzła wargi, gdy to spostrzegła. Chłopak był wyprostowany, na jego twarzy nie było już śladu uśmiechu. Hermiona nie mogła nie przypomnieć sobie nienawiści, jaką Draco ją darzył.

- Matko chrzestna, ojcze chrzestny, mam nadzieję, że przyjmiecie te drobne upominki - powiedział grzecznie. Znowu ją tytułował, choć naprawdę jeszcze na to nie zasłużyła. Jednak mówiąc do niej, nie patrzył jej w oczy, lecz na dłonie. - Proszę, wybaczcie to opóźnienie. Czas od zawiadomienia o ślubie do samej ceremonii był zbyt krótki, by znaleźć wcześniej odpowiedni prezent.

- Wspaniale wybrałeś, Draco. Nie mogłeś lepiej trafić.

Wciąż się nie uśmiechał.

- Możesz dodać do zegarka dodatkową osobę, jeśli chcesz. Na razie oba są ustawione tylko na waszą dwójkę, ale zmiana nie jest trudna. Profesor Flitwick może ci pomóc. - Chłopak ukłonił się, odwrócił i odszedł, nie patrząc nawet na swojego ojca chrzestnego. Odwróciła wzrok od maszerującego nieustępliwie Malfoya i spojrzała na męża, który zmarszczył brwi.

- Jest na ciebie zły - zdumiała się. - Dlaczego? Bo wziąłeś ze mną ślub?

Severus skrzywił się, wciąż patrząc na Dracona, który właśnie opuszczał Wielką Salę. 

- Jest rozgoryczony. Powody nie powinny cię interesować.

- Zawsze mnie nienawidził - powiedziała. - Przypuszczam, że jest na ciebie zły, bo poślubiłeś mugolaczkę.

- Może za poślubienie osoby, która przyczyniła się do umieszczenia jego ukochanego rodzica w Azkabanie? Czyż to nie byłby wystarczający powód?

Jej dłonie zacisnęły się na pudełku, gdzie leżał samotnie jeden ze srebrnych zegarków.

- To nie moja wina, że jego ojciec to kryminalista!

- Żaden z powodów jego rozżalenia nie jest twoją winą. - Severus wyciągnął zegarek i spojrzał na niego, zaciskając usta. - Znam Dracona od kiedy się urodził. Będzie traktował cię z całkowitym szacunkiem, bo jesteś moją żoną i będzie chronił ciebie zamiast mnie, jeśli tego wymagać będzie sytuacja. To i tak o niebo więcej niż wiele osób mogłoby się spodziewać.

Oczy Hermiony zaszczypały, gdy wyczuła w głosie męża zimną nutę. Opuściła głowę.

- Rozumiem.

- Nie - powiedział. - Nie rozumiesz.

W tonie jego głosu wyczuła zdanie, którego nie wypowiedział. I nigdy nie zrozumiesz.

Rozdział 10. Zimna odraza

Profesor Snape stał pochylony nad próbkami Eliksiru Eterycznego, które zostały wykonane i oddane przez jego uczniów. Czekał, aż siódmioklasiści się spakują. Gdy pierwszy z nich otworzył drzwi, by wyjść, przemówił:

- Potter, na słówko.

Harry Potter zdjął torbę z ramienia i spojrzał na nauczyciela, który właśnie obrócił w palcach jedną z fiolek, spojrzał na nią po światło i potrząsnął nią z powątpiewaniem. Eliksir powinien mieć fioletową barwę i konsystencję gęstej śmietany. Ten wywar przypominał raczej powidła.

Między Harrym a Snape'em wciąż toczyła się wojna, podobnie jak w zeszłym roku. Harry zastanawiał się, czy odchrząknąć, by przykuć uwagę nauczyciela czy próbować opuścić klasę, podczas gdy tłustowłosy dupek odłożył fiolkę, wpisał krótką notatkę do dziennika i wziął w palce kolejną. Gdyby chłopak odezwał się jako pierwszy, musiałby odnotować to jako porażkę. Jednak z drugiej strony jakiejkolwiek odezwy zostałby przyjęty jako nieposłuszeństwo i ukarany wieczorowym szorowaniem kociołków. To też byłaby klęska.

Gdy wszyscy oprócz tej dwójki opuścili już klasę, Snape w końcu podniósł głowę, spojrzał na Harry'ego i zamknął klasę.

- W przyszłym tygodniu zaczynam uczyć moją żonę Oklumencji. Hermiona chce, żebyś do niej dołączył.

Harry zesztywniał. Miał nadzieję, że w swoim repertuarze miał śmiercionośne spojrzenie godne samego bazyliszka, ale tak nie było. Potrząsnął ponuro głową.

- Nie zapomniałem, jak skończyły się nasze ostatnie sesje - ciągnął Snape. - Ale jeśli nie zechcesz kontynuować lekcji, może to zaważyć na życiach każdego członka Zakonu, w tym na moim.

Usta Harry'ego wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu. O tak.

- Chciałbyś tego, prawda, Potter? - wycedził Snape i spojrzał na swojego rozmówcę z zimną odrazą. - Nawet, jeśli przez to Hermiona i jej bezbronni rodzice byliby torturowani razem ze mną. Ilu przyjaciół chcesz jeszcze stracić?

Szmaragdowe oczy płonęły gniewem, gdy patrzyły na bladą twarz profesora. Harry wbił paznokcie w skórę, ale nie odezwał się. Znienawidzony głos znienawidzonego profesora kontynuował. 

- Weasley'ów? Lupina? Pannę Tonks?

- To, że Syriusz nie żyje... To twoja wina! - warknął Harry.

- Czy na pewno? Czy to ja nie ćwiczyłem? Czy to ja byłem tym nieposłusznym głupkiem, który wgłębiał się w swoje sny, chociaż miał się tego wystrzegać? Czy to ja rzuciłem się w pułapkę, bo nie uwierzyłem, że członkowie Zakonu się tym zajmą? Przez kogo zginęli pańscy przyjaciele. panie Potter? Który z nas jest za to odpowiedzialny?

Harry'emu drżały wargi, ale nie spuścił wzroku.

- Nigdy wcześniej nam nie pomogłeś - powiedział.

- Nigdy nie prosiłeś o pomoc. Ba, nawet jej nie chciałeś!

Harry pochylił się do przodu z zaciśniętymi pięściami i iskrami w oczach.

- To nieprawda! A co było na moim czwartym roku, gdy powiedziałem panu, że potrzebuję Dumbledore'a, a pan go nie wezwał? Później, gdy znaleźliśmy Croucha, był już martwy i transmutowany w kość.

Oczy Mistrza Eliksirów zwęziły się ze skupienia.

- O czym ty gadasz? Wiedziałem, że Dumbledore za chwilę wychodzi. I miałem zamiar oduczyć cię tego głupiego przywileju biegania ze wszystkim do dyrektora, Potter.

Harry skierował na profesora swój wzrok.

- Skąd mogłem to wiedzieć? Myślałem, że u Umbridge tylko grał pan głupie... - zacisnął usta i spiął ramiona. - Próbowałem powiedzieć o panu o Syriuszu w gabinecie Umbridge. Nie dał mi pan żadnego znaku, że wie, o co mi chodzi.

- Może twój mózg jest na tyle niezaradny, że tego nie zakodował? - zadrwił Snape.

Harry cofnął się pamięcią do tamtego wydarzenia. Według tego, co pamiętał, Snape powiedział mu, że wygaduje głupstwa i kazał Crabbe'owi nie trzymać Nevilla tak mocno, bo nie chce mu się wypełniać papierkowej roboty po uduszeniu Gryfona. Potem wyszedł z sali.

Chwila... Powiedział Ślizgonowi, żeby nie krzywdził Gryfona? Och...

- Pomyślę o tym - wymamrotał.

- Szacunek, Potter. Masz mnie tytułować - sir albo profesorze.

- Sir - wycedził Harry i podniósł z ziemi torbę.

- Zaczynamy w przyszłym tygodniu. Będziemy na ciebie czekać w moim gabinecie w poniedziałek o dwudziestej.

Snape przysunął do siebie fiolki i jedną z nich podniósł. Eliksir w niej miał kolor błota z pomarańczowymi przebłyskami.

- Okropny, oczywiście... - wymamrotał profesor z uśmieszkiem na ustach. - Zapomniałeś wyłączyć palnik po dodaniu golterii, Potter. Może powinienem załatwić ci korepetycje z Eliksirów? Miałbyś na nie czas, gdybyś zrezygnował z Quidditcha.

Harry zacisnął zęby, a w myślach uspokajał się, mówiąc sobie, że to tylko puste groźby. Po chwili opuścił klasę i zamknął za sobą cicho drzwi.

Potter kipiał ze złości przez resztę dnia i unikał nawet Rona. Gdy zbliżała się godzina ciszy nocnej, wsunął na siebie pelerynę niewidkę i przemierzał korytarze, aż upewnił się, że wszyscy śpią. Rano zszedł na śniadanie i dowiedział się, że nie był jedynym Gryfonem, z którym Snape odbył rozmowę.

- CO powiedział?

Neville pochylił głowę i rozdziabywał na talerzu jajko, gdy Harry'ego wzrok na nim spoczął.

- Powiedział, że mógłby pozwolić mi wrócić na jego lekcje, jeśli tylko spędzałbym cały tydzień na warzeniu eliksirów z szóstego roku z Malfoy'em i nie wysadził ani jednego kociołka. Później, gdy już byśmy z Malfoy'em skończyli, dwa razy w tygodniu Snape robiłby mi próby. Wiesz, jestem dobry w Zielarstwie, a w Eliksirach roślin jest dość dużo, więc to mi pewnie pomoże...

- On sobie z ciebie żartuje. Wiesz, że on nie przepuszcza na swoje lekcje nikogo, kto miał ocenę poniżej W na SUMach - powiedział Harry.

- To jest Snape, Harry, a nie bracia Rona. On nigdy nie żartuje. - Neville podniósł wzrok znad talerza. - Zapytał mnie, czy wciąż jest moim boginem. Odpowiedziałem, że nie, bo nie jest nawet w połowie tak straszny, jak Bellatrix. Powiedział, że chciałby zobaczyć, czy fakt, że stałem się pewniejszy siebie wpłynie na to, bym był mniej beznadziejny. - Przy ostatnim słowie Neville starał się jak mógł, by odwzorować szyderczy ton głosu profesora.

- Ale dlaczego? Przecież on nienawidzi cię prawie tak bardzo, jak mnie.

- To proste - wtrącił się Dean. - Założę się, że to dzięki Hermionie. Ron mówił, że Hermiona już rozstawia Snape'a po kątach. Podobno tak mu wczoraj powiedziała.

Harry pochylił głowę, a czoło i usta ściągnął w wyrazie niedowierzania. Snape nienawidził Hermiony od zawsze. Fakt, że wzięli ślub, nie oznaczał, że miał być dla niej milszy niż dotychczas. Gdzie w ogóle był Ron? Rozejrzał się po sali i zobaczył go, podrywającego Hannę Abbott.

Lavender roześmiała się srebrzystym, złośliwym śmiechem.

- Przecież ma to, czego potrzebuje Snape, nie? I założę się, że profesor nie znalazłby nigdzie chętniejszej partnerki.

- Przypuszczam, że durzyła się w nim od lat - dodała Parvati. - Zawsze była skryta, więc nawet nie mogliśmy tego podejrzewać.

- Zawsze było wiadomo, że zrobiłaby wszystko dla dobrych ocen - powiedziała Lavender. Dziewczyna wciąż nie zapomniała, że Hermiona nie pochwalała jej związku z Ronem w zeszłym roku i chowała o to do niej cichą urazę.

- Mam nadzieję, że Snape będzie w lepszym nastoju, gdy zaliczy Herm kilka razy... - zapowiedział Dean i dodał, gdy Harry odwrócił się do niego z podniesionymi pięściami. - Ej, Harry, nie atakuj. W końcu są małżeństwem, mogą robić, co chcą, nie?

Żołądek Harry'ego zwinął się w ciasny, twardy supeł. Nie chciał nawet myśleć o czymś takim. To nie było w porządku. Po prostu nie było. Hermiona i ten tłustowłosy, oślizgły, ohydny dupek... Wolał zmienić temat.

- Malfoy ci nie pomoże - zwrócił się do Neville'a. - Nienawidzi nas.

Neville wzruszył ramionami i spojrzał na stół Ślizgonów. Malfoy nawet nie udawał, że na nich nie patrzy. Mrugnął do nich i zaśmiał się. Żołądek Harry'ego ścisnął się jeszcze bardziej.

- Powiedział, że mógłby, bo w końcu będzie podlizywać się nauczycielowi, jak na dobrego Ślizgona przystało.

- HA! Przecież nie ma dobrych Ślizgonów.

Niespodziewanie Neville zarumienił się.

- Też coś takiego powiedziałem. On odpowiedział sztywno i uprzejmie, że ma nadzieję, iż nasza współpraca będzie miła i już nie może się doczekać.

- Nie rób tego, stary - powiedział Ron, który własnie pojawił się przy stole i zajął miejsce obok Harry'ego. - Przecież to sztuczka. Jestem pewien!

- Sztuczka? - nie dowierzał Neville.

- Tak. Rozmyślałem o tym całą noc i według mnie już chyba wszystko zrozumiałem. Próbują do nas przeniknąć, a gdy już opuścimy nasze mury obronne - BUM! Odwrócą się przeciwko nam i zaprowadzą do wrogów. Pomyślcie - dlaczego Snape zgodził się na ślub z Hermioną? Cholera, on jej nigdy nie lubił.

Harry pokiwał entuzjastycznie głową. W końcu ktoś gadał z sensem.

Sowia poczta rzuciła na jego tosty najnowszy numer Proroka. Sięgnął do kieszeni po kilka Knutów.

- Och, Ron, na litość Kirke! Daj sobie spokój... - Kilka miejsc dalej Ginny usłyszała końcówkę rozmowy brata z Potterem. - Snape nie wyda Hermiony ani żadnego z nas Voldemortowi. Nie myślicie chyba, że Dumbledore nie zdążył przez szesnaście lat zorientować się, komu Snape jest posłuszny? Och, i przestańcie rozmawiać o nauczycielach Obrony. Żaden z nich nie wytrzymał na tej posadzce dłużej niż rok.

- Ale Snape zawsze nienawidził Hermiony. Wyśmiewał jej zęby, gdy Malfoy je zaczarował - Ron wycelował w nią swoją bułką z masłem, a później wziął dużego gryza.

- Ludzie się zmieniają. - Ginny odgarnęła jasne włosy z twarzy, by spojrzeć na brata. - Herm powiedziała mi, że nazwałeś ją koszmarem, a to nie popsuło całkowicie waszej przyjaźni. Jeśli nie przeszkadza jej, że mąż jej nie lubi, to tobie tym bardziej nie powinno to wadzić. Poza tym, Snape musi chociaż trochę o nią dbać, bo inaczej zabroniłby jej się z nami zadawać albo robiłby z tego wielki problem. I dba o nią - powiedział mi o tym, gdy go zapytałam - uśmiechnęła się z rozrzewnieniem. - Chociaż tak dokładnie, to powiedział, że nie jest jej opiekunem i zapytał, dlaczego oczekiwałam czegoś innego.

Szczęka Harry'ego, gdyby mogła, uderzyłaby z hukiem o podłogę. Czy wszyscy przymilali się do tego dupka?

- Zapytałaś go? Kiedy? - zażądał odpowiedzi. Był pewny, że ktoś rzucił na nią Confundusa.

- Po wczorajszej lekcji. Powiedział, że moglibyśmy spędzać ze sobą niedzielne popołudnia na wspólnej herbacie, bo Hermiona potrzebuje kilka godzin przerwy, ale w zamian za to mamy jej nie zatrzymywać na przerwach między lekcjami, gdy jest zajęta.

- On też będzie brał udział w tych herbatkach? - zapytał zdziwiony Neville.

- Chyba nie sądzisz, że on chciałby spędzać z nami czas?

Przetrawiając wstrząsające informacje, Harry spojrzał na zwiniętą w dłoniach gazetę i rozwinął ją, by zobaczyć pierwszą stronę. Pod ogromnym nagłówkiem znalazł równie duże zdjęcie Hermiony sprzed dwóch czy trzech lat. Jej włosy były rozwichrzone jak przy silnym wietrze. Obok znajdowało się zdjęcie wysokiego, szczupłego mężczyzny z prostymi, czarnymi włosami, który stał tyłem do aparatu.

SZKOLNA AFERA

Notoryczna łamaczka serc, Hermiona Granger - pisze Rita Skeeter, Specjalna Korespondentka - która jako czternastolatka uwodziła jednocześnie Harry'ego Pottera i bułgarskiego gracza Quidditcha Wiktora Kruma, może dodać kolejną osobę do swojej listy. Tym razem zuchwała nastolatka chyba złapała się w swoją własną pułapkę. Nie będzie jej w końcu łatwo pozbyć się męża, który potrafi wyczuć każdą truciznę.

To był podejrzanie szybki ślub. Niegrzeczna nastolatka i jej nauczyciel, Hogwarcki Mistrz Eliksirów i Głowa Slytherinu, profesor Severus Snape, zawarli małżeństwo podczas prywatnej ceremonii, zaledwie kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego. Rzekomo miało to na celu umożliwienie dziewczynie ubiegania się bez zastrzeżeń o stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Taka oferta zaskoczy każdego, kto nie słyszał wcześniej o ekscentrycznych ofertach pracy, jakie składał dyrektor szkoły, Albus Dumbledore.

Trudniejsza do wytłumaczenia jest pieczęć Ministerstwa Magii na akcie małżeństwa tej bardzo osobliwej pary...

Nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, Harry podał Ronowi gazetę. Chłopak przeczytał artykuł, trzymając papier w rękach, jakby ten go parzył, a później zgniótł go w kulkę.

- Co się stało? - zapytała Ginny, patrząc na brata. Ron pochylił głowę, wskazując na stół nauczycielski i obrócił kulkę w dłoniach. - O nią chodzi? O Hermionę? - spytała ponownie, wychyliła się zza Colina i Deana, zabrała bratu Proroka i ostrożnie rozprostowała.

- Hermiona ZABIJE Ritę - z przekonaniem odpowiedział jej Ron.

Rozdział 9. Każdy mały spór

Ron złapał ją po obiedzie. Myślał, że będzie bardzo sprytny, jeśli czekał na Hermionę, podczas gdy jej mąż był pogrążony w rozmowie z profesorem Flitwickiem. Zaciągnął ją do mało używanego korytarza, bo chciał uniknąć spojrzeń i kiwnięć głową pełnych aprobaty, które niechybnie czekałyby ich w Wielkiej Sali.

- Już cię skrzywdził, prawda? Mówiłem ci, że popełniasz błąd. Wyglądasz okropnie!

W innych okolicznościach naskoczyłaby na niego za to stwierdzenie, ale teraz była po prostu szczęśliwa, że znów chciał z nią rozmawiać.

- To tylko dlatego, że przeżyłam swoją pierwszą lekcję Obrony Slytherin - Gryffindor, Ron - powiedziała. Kątem oka spojrzała na grupkę uczniów stojących w kącie, a ta zaraz się rozpierzchła. - I za chwilę będę mieć kolejną.

Mówiła o Mrocznych Znakach i Voldemorcie (wszyscy wręcz piszczeli na dźwięk tego imienia) oraz o Tiarze Przydziału i jej pieśni o zjednoczeniu domów.

- Odwaga jest istotnym czynnikiem obu waszych domów. Odwaga i gotowość do podejmowania działań. Jednak Gryfoni sami siebie pakują w niebezpieczeństwo, a Ślizgoni manipulują innymi. Puchoni i Krukoni też mogą być tak odważni, ale prawdopodobnie lepiej nadawaliby się na zwolenników niż liderów. Bardziej cenią sobie inne wartości - lojalność i obowiązkowość lub logiczne myślenie, naukę i indywidualność. Potrzebujemy was wszystkich, serc i głów domów, myślicieli i wykonawców, zwolenników i liderów. Już trzeci rok z kolei Tiara śpiewała o zjednoczeniu. Nie robiłaby tego bez powodu.


Później uczyła ich zaklęcia Expelliarmus - trudnego dla pierwszorocznych, lecz wartego wysiłku.


- Harry Potter powiedział mi kiedyś, że użył tego zaklęcia przeciw Voldemortowi. Słuchajcie uważnie. Ex-pell-ii-AR-mus. Ex-pell-ii-AR-mus. Powtórzcie.


Wtedy podzieliła ich w pary gryfońsko-ślizgońskie, by użyli zaklęć na sobie. Oczywiście Jamison usiłował rzucić zaklęcie na nią. Severus ostrzegał ją, by spodziewać się czegoś takiego po tym chłopaku, więc była na to gotowa.


Zadała karne eseje trzem Gryfonom - w tym Jamisonowi - i dwóm Ślizgonom, a całej klasie esej na temat "Docenianie innych domów". Teraz miała robić mniej więcej to samo na innych lekcjach. Z tym wyjątkiem, że teraz będzie jej pilnować Rolanda, a nie Minerwa.


- Co? Gryfoni i Ślizgoni razem? Od kiedy? - zapytał zdziwiony Ron. Gryfoni nigdy nie mieli Obrony ze Slytherinem.


- Nie martw się. Tak mają tylko moje klasy. Tak mi ułożyli plan lekcji. Kiedyś muszę mieć trochę wolnego czasu, inaczej w życiu nie zdam owutemów. - To znaczyło, że inni nauczyciele musieli siedzieć dłużej w klasach. Ron skrzywił się.

- Musisz uczyć się do owutemów i je zdać? Przecież jesteś profesorem!

Hermiona spojrzała na niego. Czy już zapomniał jej walizki tamtego dnia na Pokątnej? Najwidoczniej tak. Późniejsze wiadomości musiały sprawić, że tak się stało.

- Asystentką profesora, Ron. W tym roku zdaję Eliksiry, Zaklęcia i Transmutację, a za rok Obronę, Runy i Numerologię. Wszystko jest omówione.

Uważała, że powinna zdawać Obronę w tym roku, bo w końcu na stanowisko nauczyciela tego przedmiotu została przyjęta. Severus odpowiedział jej na to, że ubogi poziom nauczania w poprzednich latach sprawił, że potrzebuje więcej czasu, by poprawić swoje umiejętności, zanim on narzuci jej bardziej wymagający program. Tym argumentem postanowiła pozwolić mu wygrać. Nie chciała się kłócić o tak błahą sprawę, choć Severus i tak nie zdołał jej przekonać do swoich racji. Nie widziała powodu, dla którego miałaby potrzebować więcej czasu do nauki niż reszta siódmiorocznych.

- Bardzo mądrze, Hermiono. Ale i tak nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Próbujesz zmienić temat. Co Snape zrobił ci ostatniej nocy, że wyglądasz tak źle? - Pięści Rona zacisnęły się, a czubki uszu poczerwieniały.


- Ron, myślę, że nie chcesz słyszeć o tym, co ja i Severus robimy razem w nocy - powiedziała znacząco i pozwoliła mu zinterpretować jej słowa, jak tylko chciał. Nie musiał wiedzieć, że Severus nigdy nie posunął się dalej niż do pocałunku na ślubie.

Ron zbladł tak bardzo, jak na drugim roku, gdy wymiotował ślimakami.

- Fuj! Nie, dzięki. Ale nie zwiedziesz mnie. Musiałaś płakać godzinami, żeby mieć tak zaczerwienione oczy.

I płakała. Nawet Krzywołap zwinięty w kłębek przy jej stopach nie mógł powstrzymać łez płynących po jej policzkach. Może bardziej by pomógł, gdyby miała go na swoich kolanach i mogła przytulić, ale nie lubiła mokrego futra. Odcięła się od wszystkich swoich przyjaciół. I dla kogo? Dla niemożliwego, kłótliwego człowieka, który prędzej by umarł niż ustąpił.

- Spójrz, nie możesz obwiniać Severusa o każdy mały spór, jaki między nami wynika. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Z tobą też się kłóciłam, a nawet przez ciebie płakałam.


Przestąpił z nogi na nogę i wzruszył ramionami.

- Och, to tylko dlatego, że jesteś taka apodyktyczna - wymamrotał.

- I dokładnie o to pokłóciłam się wczoraj z Seveusem. O to, że jestem apodyktyczna.

Severus wrócił około drugiej w nocy z ponurym wyrazem wymalowanym na twarzy i zmęczeniem w oczach. Stał dłużej w drzwiach i myślała, że znów wyjdzie, ale jednak zamknął je za sobą i wszedł do pokoju.


- Powinnaś być w łóżku - odezwał się.


- Ty też. - Hermiona przełknęła ślinę, gdy jego brwi niebezpiecznie podjechały do góry i wtedy dodała: - Nie mogłam spać - pociągnęła nieelegancko nosem i spojrzała mu w oczy. - Nie jestem pomocna, gdy się martwię. Ale nie mogę się nie martwić. Nie po tym, co widziałam w snach. Widziałam, jak umierasz i co potem się działo z twoim ciałem.


Skrzywił się i spojrzał na nią, stojąc tak blisko, że mogła złapać go za szaty i przyciągnąć tak, by stał jeszcze bliżej, owinąć mu ręce wokół szyi i uspokoić, czując jego naturalne ciepło. Severus nawet nie zdawał sobie sprawy, jak Hermiona była bliska temu, by tak uczynić.


- Spróbuję zrobić coś, by powiadamiać cię, gdy będę wzywany - obiecał. - Często patroluję korytarze po nocach, a ty rozchorujesz się, jeśli za każdym razem będziesz na mnie czekać.


- Myślałam, że to przeze mnie tak długo nie wracałeś.


Zacisnął usta w cienką linię, wzrok przeniósł na półkę z książkami po jej lewej stronie, ale już nie odpowiedział.


- Chodziło o nas? - zapytał Ron, patrząc na nią z taką koncentracją, jak na tłuczka podczas meczu Quidditcha. - Znowu pastwił się nad Harry'm tak, jak zwykle?

Hermiona zmusiła się do uśmiechu.

- Nie. Poszło o lekcje.

- Przepraszam. Nie pytałabym cię o nic, gdyby to nie było ważne - usiłowała się uśmiechnąć. - Przecież to nie tak, że proszę cię o możliwość powrotu Neville'a na twoje lekcje lub o to, byś przyznał punkty Gryffindorowi. Wiesz, że poruszyłam ten temat tylko dlatego, że to może wyjść ci na dobre.

- Układałem sobie życie bez twojego mieszania się w nie przez wiele lat. Uwierz mi, jestem zdolny do podejmowania decyzji dotyczących tego, co jest dla mnie dobre, a co nie.


- I kto miał rację?


- Ja. On dobrze o tym wiedział i nie miał nic do mówienia.

- Przepraszam - wyszeptała ponownie. - Wiem, że nie chcesz tych lekcji, ale wiem też, że i tak je wznowisz. 

- Dlaczego tak uważasz? - powiedział, podnosząc książkę ze stolika i obracając ją w dłoniach.


- Jeśli miałeś jakiś dobry powód, by nie ponawiać tych lekcji, to już mi go podałeś.


- Założę się, że i tak powiedział coś o Harry'm - stwierdził Ron.


- Nie do końca. Jest dla mnie bardzo uprzejmy od czasu ślubu. To ty ubzdurałeś sobie, że on wyładowuje na mnie swoje nerwy.

Ron schował swoje dłonie do kieszeni szat i powiedział:

- Wiesz, dzięki za ostrzeżenie. Syriusz powiedział kiedyś, że możesz ocenić kogoś po tym, jak traktuje swoich podopiecznych. I co by to powiedziało o Snapie?

Jej wzrok zapłonął.

- A co to mówi o Syriuszu? Ostatecznie to nie mój mąż próbował nakarmić kolegą wilkołaka tylko dlatego, że był oślizgły i tłustowłosy i to nie Severus wściubił nos w nieswoje sprawy!

- Racja. Snape chciał go wydać dementorom!

- Nie, dopóki nie zaczęli z niego szydzić. Na początku chciał ich tylko wysłać do Azkabanu. I miał ku temu właściwy powód! Nie możesz go winić za to, że myślał, że Syriusz był mordercą i to na dodatek w zmowie z Lupinem. Tak właściwie to Severus i tak nikogo nie wydał, choć miał okazję. Harry i ja widzieliśmy, jak się obudził. Nawet nie pomyślał o tym, żeby wezwać dementorów. On po prostu wziął nas wszystkich, nawet Syriusza, na nosze i przelewitował do zamku.

Zadbał wtedy o nas, nawet jeśli tego nie chcieliśmy, a teraz jest moja kolej, by mu się odwdzięczyć.

Ron spojrzał na nią z dezaprobatą.


- Rzucił na ciebie Imperiusa czy co? - zapytał.

- Szczerze, Ron. Czy ja wyglądam na zaczarowaną?

- No wiesz, bronisz go! - uskarżył się.

Hermiona wyprostowała się i rzuciła mu sceptyczne spojrzenie spod przymrużonych powiek.

- Zawsze go broniłam - zaznaczyła.

Ron chwycił swoją torbę, zarzucił ją na ramię i skrzywił się.

- Tak, ale chociaż zgadzałaś się w kwestii, że jest paskudnym dupkiem. Teraz zdajesz się go traktować jak pępek świata.

Być może dla obojga było lepiej, że tak bardzo spieszyli się na swoje lekcje, że Hermiona nie zdążyła odpowiedzieć.

Liebster Award


Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na pytania otrzymane od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz kilka osób, informujesz je o tym oraz zadajesz im pytania. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Nominację otrzymałam od wiele kropek z bloga:

Szczerze, nie bardzo wiem, co mogę powiedzieć. Jest mi bardzo miło, że zostałam dostrzeżona i doceniona. Dziękuję!

Czas odpowiedzieć na pytania...

1. Przez jeden dzień masz możliwość używania magii. Jak to wykorzystasz?

Wstyd przyznać, ale jestem bałaganiarą. Zapewne próbowałabym wykombinować, jak sprawić, żeby Chłoszczyść działało przez cały czas w moim pokoju ;)

2. Który z żywiołów jest najbliższy twojej osobowości?

Myślę, że ogień. Jestem dość temperamentna.

3. Którego z bohaterów HP zabrałabyś na romantyczną kolację we dwoje?

Z tych, którzy przeżyli Voldemorta, chyba żadnego. Gdybym mogła kogoś wskrzesić i wtedy się z nim umówić, to byłby to Sev albo Fred. 

4. Złoto czy srebro?

Srebro, zdecydowanie.

5. Co przeniosłabyś z mugolskiego świata do magicznego i na odwrót?

Z mugolskiego do magicznego chyba gumową kaczkę. Artur by się ucieszył :D
Z magicznego do mugolskiego... Hm, dość trudny wybór. Jednak chyba sklep bliźniaków. Zawsze by można znaleźć tam coś do poprawy humoru.

6. Najlepsze wakacje życia?

Nad morzem ze znajomymi. Choć myślę, że gdybym miała okazję pojechać do Anglii, to takie wakacje byłyby dla mnie najlepsze.

7. Miejsce, które chciałabyś zobaczyć?

Jest wiele takich miejsc. Najbardziej z nich wszystkich chyba właśnie Anglię, a nawet całą Wielką Brytanię.

8. Gdybyś miała papugę.... jakiego słowa chciałabyś ją nauczyć?

Och, ja bym jej nauczyła wielu słów, nie tylko jednego!

9. Czego pragniesz najbardziej?

Teraz, w tym momencie? Wyspać się.

10. Marzenie, które udało ci się spełnić to...

Byłam na meczach moich ulubionych polskich drużyn piłkarskich i siatkarskich. Naprawdę, to były wspaniałe przeżycia.

Bardzo miło jest mi nominować:



Teraz to ja zadam pytania:

1. Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?
2. Jakie pairingi należą do Twoich ulubionych?
3. Kawa czy herbata?
4. Wolisz film czy książkę?
5. Jaki jest Twój sposób na spędzenie wolnego czasu?
6. Co sprawia Ci największą radość?
7. Co jest Twoją słabością?
8. Który kolor jest Twoim ulubionym?
9. Pesymistka czy optymistka?
10. Jaka jest twoja ulubiona postać książkowa?

Życzę powodzenia w odpowiadaniu!
I jeszcze raz dziękuję za nominację. :)

Rozdział 8. Większy kontakt

Ku czci zmarłemu Alanowi Rickmanowi...

Hermiona przyglądała się Ceremonii Przydziału z zainteresowaniem większym niż dotychczas. Jako uczennica, nawet po otrzymaniu tak cennej odznaki prefekta, zajmowała się raczej identyfikacją potencjalnych kolegów z domu, ale jako nauczycielka będzie miała większy kontakt z uczniami wszystkich domów. Będzie w końcu prowadzić po trzy lekcje w każdej z tych klas przez trzy lata.

- Benson, Zoaida... Deloraine, Frank... Dubonnet Amandine... - Hufflepuff, Slytherin, Ravenclaw.

- Zobacz, jaka malutka - powiedziała Hermiona, patrząc na ciemnoskórego skrzata z dredami o wszystkich kolorach tęczy. - Nie może mieć więcej niż siedem lat. - Tyle, że nie byłoby jej tu, gdyby nie miała skończonych jedenastu.

W tym momencie do Wielkiej Sali wleciał Irytek i rzucił bombę szlamu pomiędzy piszczących pierwszorocznych. Krwawy Baron skierował się w stronę poltergeista i przegonił go z sali. Minerwa sprawnie rzuciła zaklęcie czyszczące i kontynuowała ceremonię. Niestety, musiała ponownie przerwać, ponieważ dwie dziewczynki popłakały się, bo ich szaty uczniowskie w jakiś sposób zniknęły. Chudy chłopiec z niewyróżniającą się urodą i uśmiechem wymalowanym na twarzy powtórzył zaklęcie na kolegach stojących obok niego.

- Pięć punktów od domu, do którego zostaniesz przydzielony! - głos Minerwy wyrażał, jaka była wściekła. - Dodatkowo szlaban jutro wieczorem - sprzątanie bez magii korytarzy i sal, chłopcze. Pamiętaj, żeby nigdy nie rzucać zaklęć na inne osoby!

- Będzie w Gryffindorze - szepnął Snape, śmiejąc się. - Cóż za obiecujący początek roku.

Więcej imion, więcej dzieci. Dowcipnisiem okazał się być Martin Jamison, przydzielony, według przewidywań, do Gryffindoru, a jego ofiarami - Cathie Keaney i Annette Lety, późniejsze Puchonka i Krukonka.

- Newfoil, Melanie.

- Kolejna twoja, zobaczysz - Severus powiedział Hermionie, patrząc na pełną energii dziewczynkę z krzywym nosem. I rzeczywiście dołączyła do Gryffindoru.

- Patil, Argave. - Z tym chłopcem Tiara nie miała problemu. Padma i Parvati spojrzały na swojego kuzyna, gdy tryumfująco przybił piątkę pierwszorocznym kolegom ze Slytherinu. Blaise spojrzał na grupkę chłopców surowo, a Draco z lekką dezorientacją.

- On jest chyba zbyt mugolski dla Slytherinu - Hermiona szepnęła do Severusa, który w odpowiedzi parsknął.

- Jesteś po prostu zazdrosna, że jest u mnie.

Z jego drugiej strony zaśmiała się Pomona.

- Zawsze uważasz, że masz najlepszych z możliwych, ale jakoś od sześciu lat nie przyniosło ci to pucharu, czyż nie?

Hermiona drgnęła. Wiedziała, że Severus obwiniał o to Harry'ego.

- Ten mi wygląda na Krukona - próbowała zgadnąć, ale chwilę po tym Tiara zawołała: "Gryffindor!".

W końcu ostatnie dziecko zostało przydzielone do Hufflepuffu, a żołądek Hermiony ścisnął się z nerwów, gdy profesor Dumbledore wstał, by wygłosić coroczne przemówienie. Zakaz wejścia do Zakazanego Lasu, rzucania zaklęć na korytarzach i oczywiście przygotowana przez Filcha, wciąż wydłużająca się Lista Przedmiotów Zakazanych. Na samym końcu nadeszło to, czym tak się stresowała.

- Dzisiejszego wieczora witamy naszą najmłodszą nauczycielkę od 1784 roku, panią Hermionę Snape, praktykującą profesorkę Zaklęć, Transmutacji i Obrony. Pojawiła się tutaj dzięki jednej z reguł powstałych przy założeniu naszej szkoły, a mianowicie Zasadzie Zastępstwa. Mówi ona: Kiedy nie zaoferuje się żaden kandydat na nauczyciela danego przedmiotu, dyrektor może wybrać ucznia z siódmego roku na asystenta profesora pod warunkiem, że ten uczeń poślubi innego nauczyciela Hogwartu z przynajmniej pięcioletnim stażem. Pierwszeństwo ma najmłodszy nauczyciel stanu wolnego odpowiedniej płci. Rzadko kiedy zdarzało się, by na siódmym roku był tak wybitny uczeń jak Hermiona, lecz tym razem mieliśmy takie szczęście. W związku z tym mogliśmy wykorzystać tę regułę. Mam nadzieję, że dołączycie się do moich gratulacji profesorowi i pani Snape ich niedawnego ślubu.

Państwo Snape wstali - Hermiona rumieniąc się, a jej mąż patrząc groźnie na uczniów. Snape skinął ironicznie głową, dziękując za uprzejme oklaski. Trzeba wspomnieć, że te, które dało się słyszeć od stołu nauczycielskiego były głośniejsze niż uczniów z jakiegokolwiek domu. Przynajmniej nikt nie odważył się ich wygwizdać, chociaż w kilku miejscach sali dało się słyszeć złowieszcze pomruki. Severus skinął do żony, dając jej znak, że powinna usiąść pierwsza. Odczekał, aż wypełniła jego niemą prośbę i dopiero wtedy zajął miejsce obok niej.


~*~

Hermiona ziewnęła nad notatkami, gdy jej mąż wrócił z tradycyjnego powitania uczniów w Slytherinie. Nie zabrało mu to dużo czasu. Dziesięć minut, by przedstawić pierwszorocznym prefektów, resztę Ślizgonów i siebie i czterdzieści minut swobodnej rozmowy. Oczywiście w tym roku dotyczyła ona w całości niej, jako w pewnym stopniu Drugiej Głowy Slytherinu.

- Jak to przyjęli? - zapytała, gdy tylko przekroczył próg.

- Dokładnie tak, jak każdy by się spodziewał - z wewnętrzną pogardą, a publicznymi gratulacjami. Chyba nie myślałaś, że któreś z nich będzie mi prawić kazania na temat mojego prywatnego życia? - zapytał, siadając w swoim fotelu, z którego uprzednio zdjęła książki, gdy robiła to także ze swoim fotelem. Wewnętrznie pogratulowała sobie, że zachęciła męża do siebie na tyle, że siedział blisko niej.

- Żadne z nich nie jest na tyle odważne, by ci pyskować, prawda?

- Wręcz przeciwnie. Potter zaczął na pierwszej lekcji i wciąż się nie oduczył. Jest zupełnie jak jego ojciec.

Hermiona wstrzymała się przed odpowiedzią. Powinna powiedzieć mu to, co myśli, ale nie chciała wysłuchiwać już krytyki na temat jej przyjaciół na nowo. Powinna mu powiedzieć, że nie chce tego słuchać? Coś, co powiedział jej rodzicom, powstrzymało ją: Kłótnie i wymiany zdań lepiej pasują do szczęścia niż cichy gniew. W tych słowach była prawda. Może powinna delikatnie przekonać go, że źle ich ocenił? Ostatecznie to ona znała lepiej swoich przyjaciół niż on.

- Wszyscy tak mówią, ale jakim cudem Harry mógłby być jak ojciec? Jestem pewna, że James nie był trzymany w schowku pod schodami i nie był traktowany jak służący.

- Nie. James Potter był rozpieszczony, zepsuty i zarozumiały, a innych traktował jak służących. - Severus przewrócił stopą stos książek, ale leniwy ruch różdżki poskładał je z powrotem.

- No cóż - powiedziała, jak gdyby był to wystarczający argument. - Harry nigdy nikogo tak nie traktował.

- Nie traktuje mnie o wiele lepiej.

Przygryzła wargę.

- Tylko dlatego, że od kiedy się spotkaliście po raz pierwszy, robisz wszystko, żeby go do siebie zrazić. Zawsze myślałam, że znienawidziłeś go od pierwszego wejrzenia.

- Głupia dziewczyno. Już ci mówiłem, że żadnego z moich uczniów nie nienawidzę. Musiałbym życzyć im jak najgorzej, a uwierz mi, że tego nie robię. Kłamałaś, gdy mówiłaś rodzicom, że wierzysz w to, że zaryzykowałbym własne życie dla waszego bezpieczeństwa?

- Oczywiście, że nie! I postąpiłabym nieinteligentnie, gdybym zmieniła zdanie. Ratowałeś Harry'ego na każdym roku, od kiedy jest w Hogwarcie. - Ponownie przygryzła wargę, spojrzała w dół na notatki i zaczęła je wygładzać, choć nie było to potrzebne.

- Jakoś chyba tego nie zauważył - skomentował Severus, podnosząc książkę z najbliższego stosu i obracając ją w dłoniach.

- Jesteś dobry w ukrywaniu prawdy, wiesz o tym. Myślę, że robisz to, by utrzymać swoją maskę. Ale Harry o tym wie. W głębi serca zdaje sobie z tego sprawę.

Prychnął.

- Szkoda mi tego chłopca. On jest naszą jedyną nadzieją?! Zbyt nieostrożny, by pomyśleć, zanim wpakuje się w kłopoty. Zbyt zarozumiały i arogancki, żeby zdobyć umiejętności, których będzie potrzebował, by przeżyć.

Hermiona zacisnęła dłonie na kolanach. Harry nie był lekkomyślny ani zarozumiały, tylko samodzielny i zdecydowany. Musiał taki być u Dursley'ów. Nie miał nikogo, na kim mógłby polegać. Dlatego teraz, kiedy widział, że coś trzeba zrobić - robił to. Jeśli przez to ludzie, którzy go nie znali, uważali go za impulsywnego i pochopnego - niech tak zostanie. Fakt, że poświęcał swoje życie i zdrowie i tak pewnie nie zmieni opinii tych ludzi. Chciała powiedzieć o tym Severusowi, jednak wolałaby porozmawiać o czymś innym niż naprawianiu jego skostniałych relacji z jej przyjacielem. Tym bardziej nie miała zamiaru udawać, że nie zrozumiała ostatniego zarzutu.

- Masz na myśli lekcje Oklumencji, prawda? Zawsze zastanawiałam się, dlaczego je zakończyliście. Harry zawsze mówił, że powiedziałeś mu, że umie już wystarczająco dużo, ale widziałam, że kłamał. Inaczej nie miałby wciąż tych snów.


Czarne oczy spojrzały na nią oceniająco i ze zdziwieniem. 

- Nie powiedział ci?

- Czego mi nie powiedział?

- Zazwyczaj przed każdą lekcją myśli, których nie chciałem, by widział, umieszczałem w Myślodsiewni. Jednej nocy zostałem wezwany, a gdy wróciłem, zastałem go podczas ich oglądania - przyznał gorzko jej mąż. Odwrócił się jeszcze raz i odłożył książkę na stół. Hermiona siedziała w milczeniu i przyswajała nowe informacje, gdy jej ręce nerwowo zadrżały.

- Co zrobił? Jak on mógł?! Nie dziwię się, że nie chciał się przyznać! Musiałeś być wściekły!

Severus spojrzał na stos książek, który leniwie przesuwał lewą nogą.

- Zrzuciłem mu słoik martwych karaluchów na głowę i powiedziałem, żeby już nigdy nie wracał na lekcje.

Hermiona stanowczo skinęła głową.

- Należało mu się! Nie sądzę, bym ja skończyła na jednym słoiku.

Spojrzała na swoje rozłożone dłonie. W duchu modliła się o to, by nie powiedziała czegoś, przez co między nimi znów wyrośnie bariera. Jego następne słowa nieco ją zdziwiły.

- Spoliczkowałabyś go jak kiedyś Dracona?

- Gdybym przyłapała kogoś na czytaniu mojego pamiętnika, to postarałabym się zrobić mu coś, co zapamiętałby dalece dłużej niż spoliczkowanie. A przecież Myślodsiewnia to rzecz jeszcze bardziej intymna niż pamiętnik! - Hermiona przerwała i spojrzała na swojego rozmówcę. - Czy Sam-Wiesz-Kto jest Mistrzem Legilimencji, Severusie?

Jego twarz przyjęła nagle nieugięty wyraz.

- Nie. Będę. Go. Uczył.

Zmusiła się do kontynuacji.

- Sam ślub nie wystarczy, by zmienić twój los. Wszystkie zmiany, jakie przynosi małżeństwo mają stanowić różnicę. Myślałam o tym, co mogłoby działać na taką wielką skalę, by uchronić cię od śmierci. I to może być to.

- Zdecydowanie za dużo myślisz - warknął.

- Ale...

- Nauczanie go jest niebezpieczne. Jeśli Czarny Pan spojrzałby przez jego oczy w nieodpowiednim momencie...

- Brak nauki jest bardziej niebezpieczny. Twoje sekrety w jego głowie są łatwe do przejęcia...

- Potter jest bardziej zniechęcony do nauki ze mną niż ja do nauczania go. Nie, żeby on kiedykolwiek chciał wznowić te lekcje. Nawet Albus mnie już o to nie prosi. - Severus zerwał się z krzesła i zaczął chodzić dookoła pokoju. Przez nieuwagę przewrócił jeden ze stosów książek. Na jego skroni dostrzegła pulsującą, fioletową żyłę, a jego zęby zgrzytnęły tak mocno, że mogła to usłyszeć.

- Albusowi najbardziej zależy na dobru Harry'ego. Tak jak mi na twoim. Nie brałam z tobą ślubu, żeby zaraz wyprawiać twój pogrzeb!

- Nie prosiłem cię o ślub.

- Nie, ale się zgodziłeś - zaznaczyła.

- Dziecko nie będzie mi matkować! Jesteś moją żoną, nie opiekunką!

Zamrugała kilkakrotnie, ale i tak nie powstrzymała łez, które piekły ją w oczy. Otarła je jednak i spróbowała ponownie.

- Pozwolisz Czarnemu Panu wygrać tylko dlatego, że nie mogłeś dogadać się z Harrym? Nie możecie po prostu dojść do porozumienia? To, co zrobił, było złe, szokujące i jestem przez to na niego wściekła, ale czy zobaczył coś gorszego, niż robiłeś na lekcjach? Myślisz, że gdyby mógł, to nie zostawiałby swoich myśli w Myślodsiewni przed lekcjami? Że nie zrobiłby wszystkiego, żeby zachować je dla siebie?

- Najwidoczniej nie, skoro zaniedbał jedyną rzecz, którą mógł zrobić, czyli treningi! - wysyczał zza zaciśniętych zębów.

- Ja tylko chcę, żebyś żył. - Nie mogła już powstrzymać łez, które co chwilę ścierała.

- Nie chcę dalej o tym rozmawiać. - I już go nie było. Pozostał po nim tylko trzask zamykających się za nim drzwi.

Rozdział 7. Ogromna głowa Godryka

Hermiona spojrzała na swoją klasę. Uczniowie byli teraz spokojni. Jeden z nich, drobny uczeń, patrzył na nią z wytrzeszczonymi oczyma, przez co ona przez nieuwagę warknęła.

- Kto może mi powiedzieć, która część Mantykor jest najbardziej niebezpieczna? - zapytała.

Siedzący za nim wysoki kolega podniósł rękę, machając nią z taką desperacją, że mogła poczuć powiewy wiatru, jakie powodował. Przewróciła oczami, ale pozwoliła mu mówić. Nikt inny nawet się nie zgłosił. Uczeń wstał i zaczął recytować formułkę:

- Mantykory to bardzo niebezpieczne greckie bestie z głową człowieka, tułowiem lwa i ogonem skorpiona. Skóra Mantykor odpiera prawie każde znane zaklęcie. Użądlenie bestii powoduje natychmiastową śmierć. Mantykory są tak niebezpieczne jak Chimery i tak samo rzadkie. One...

- Tyle wystarczy. Nie musisz prowadzić za mnie lekcji - spojrzała na niego, ale on tylko uśmiechnął się i wciąż stał. - Proszę usiąść, panie Snape. I dwa punkty od Slytherinu za bycie panem Wiem-To-Wszystko.

Inna uczennica wyskoczyła z krzesła z rękoma podpartymi na biodrach.

- To niesprawiedliwe! On tylko udzielił odpowiedzi na pani pytanie. Nie może go pani za to karać!

- Mogę robić w mojej klasie to, co mi się podoba, panno McGonagall. Pięć punktów od Gryffindoru za pani nieuprzejmość. Jeśli usłyszę od pani jeszcze słowo, załatwię pani weekendowy szlaban u Filcha.

- Ależ pani Snape!

- Cisza. Wszyscy usiądźcie i otwórzcie podręczniki na stronie 219. - Odczekała, aż wszyscy wykonali jej polecenie z ponurymi minami i pokręciła głową ze smutkiem. - W porządku. Powiedzcie mi, co znowu zrobiłam źle. - Spojrzała na męża ostrzegawczo. - Tylko nie ty. Już wystarczająco się od ciebie nasłuchałam. Byłam aż tak beznadziejna?

- Gorzej - powiedział z wyższością.

- Och, Severusie, nie dokuczaj biednej dziewczynie. Choć muszę przyznać, że na moich lekcjach wyglądałeś tak, jak teraz to przedstawiłeś.

- Nie wierzę, że kiedykolwiek tak podskakiwałem, prosząc wybierz mnie!, nawet jako pierwszoroczny.

- Wiesz, że może wyjść ci na niekorzyść pamiętanie wszystkich szczegółów z przeszłości, Severusie? - ostrzegła Hermiona. - Wiedz, że ja także mogę pamiętać twoje hm... mniej doskonałe momenty. Na przykład lekcja o wilkołakach, kiedy powiedziałeś Deanowi lub Seamusowi, że Wodniki Kappa żyją w Mongolii - mówiąc, uniosła brew, a w zamian on zaszczycił ją swoim spojrzeniem.

- Nie musisz obawiać się o swoje nauczanie - pisnął Filius. Nie lubił kłótni. - Jesteś w tym naprawdę dobra.

- Tylko pamiętaj, żeby objąć dowództwo w klasie od pierwszej chwili, gdy do niej wejdziesz - podpowiedziała Minerwa. - Nawet, jeśli będzie to równoznaczne z byciem surową.

- I nigdy nie odwracaj się tyłem do uczniów, chyba że wyczarujesz sobie oczy z tyłu głowy - dodał Severus,

Hermiona skinęła głową. Nauczyła się tego wszystkiego na własnej skórze.

- Dzięki, że nauczyłeś mnie tego zaklęcia, którego używasz do pisania instrukcji na tablicy. - Skoro mogła użyć magii do pisania na tablicy, nie będzie musiała odwracać się od uczniów.  Spojrzała na dwie pozostałe Głowy Domów. - I dziękuję wam obojgu za poświęcenie mi czasu, gdy sami musieliście się przygotować do roku szkolnego. - Oni także musieli się dobrze przygotować. Hermiona miała uczyć młodsze klasy przedmiotów tej dwójki i Obrony, a oni w zamian w starszych klasach dodatkowo uczyli jej przedmiotu.

- Na całe szczęście Severus przygotował genialne notatki, z którymi możemy pracować - zaznaczył Filius.

Nauczyciele przez ostatnie trzy dni przygotowywali plan lekcji, od czasu do czasu robiąc sobie przerwy na takie sesje treningowe dla Hermiony jak ta. Nie byliby w stanie tego robić, gdyby konikiem Severusa nie było przepisywanie programu nauczania Obrony dla własnej satysfakcji. Gdy zapytała go, dlaczego to robi, wydął usta i odpowiedział, że to bezpieczniejsze hobby niż wymyślanie kar dla mało lubianych uczniów. Postanowiła więc milczeć.

- Mamy godzinę do Ceremonii Przydziału - zauważyła Hermiona, gdy już była sama ze swoim mężem w ich salonie. Na początku nie wiedziała, czego spodziewać się po jego komnatach, ale okazały się dość przytulne. Jedyny jej przytyk dotyczył tego, że za każdym razem, gdy chciała usiąść musiała zdejmować z fotela książki. Teraz także musiała to zrobić. - Boję się reakcji uczniów, gdy zobaczą mnie przy stole nauczycielskim.

- Powinnaś skorzystać z okazji do odpoczynku - powiedział. Wiedział, że jego młoda żona posiada energię charakterystyczną dla jej wieku, ale nie była tak wytrzymała, jak osoby starsze. Od ich ślubu, codziennie opuszczała sypialnię o 7:30 i wracała ziewając o 22:30. - Nie byłoby chyba najlepiej, gdybyś usnęła z głową w puddingu. Musiałbym cię lewitować przez całą Wielką Salę do twojego pokoju.

- Nie. Położyłbyś mnie raczej na noszach - powiedziała nieostrożnie, przypominając sobie swój trzeci rok nauki w Hogwarcie. Przygryzła wargę, a Severus nienaturalnie się wyprostował.

- Byłaś wtedy nieprzytomna.

- Miałam zmieniacz czasu - powiedziała nieśmiało. Nie było sensu udawać, że nie wie, o co chodzi. - Druga ja patrzyłam na ciebie.

Przez dłuższą chwilę miała nadzieję, że Snape nie miał zamiaru mówić już nic więcej, bo nagle zainteresował się zdzieraniem skóry z odcisków. Bolało, ale nie przestał.

- Wiedziałem o zmieniaczu. Użyłaś go do uratowania osoby, która, jak podejrzewam, poobijała moją głowę i ręce, gdy byłem nieprzytomny. Wróciłaś, żeby zobaczyć to jeszcze raz? Bez wątpliwości był to bardzo przyjemny widok - powiedział głosem pozornie łagodnym.

- Nie! Jak możesz tak myśleć? Nie oglądałam tego kolejny raz. Jesteś pewien, że... - Tak, zapewne był pewien, że ocknął się bardziej poobijany niż spowodowało to uderzenie zaklęcia. I było tylko jedno miejsce, gdzie te obrażenia mogły powstać. - Ok, przyznaję. To był Syriusz. On przelewitował twoje ciało przez przejście. Przypuszczam, że trudno było mu to wykonać tak, by się przy tym nie posiniaczyć.

- Widzę. Oczywiście nie zasłużyłem na nosze.

Utkwiła wzrok w kamiennej podłodze.

- Nie - przyznała. Jej żołądek ścisnął się ze wstydu na wspomnienie, jak długo Severus leżał na podłodze, zanim ktokolwiek pomyślał, by sprawdzić, czy żyje. Nie była pewna, czy nosze zmieściłyby się w przejściu, ale nie mogła zaprzeczyć, że nie zadbali o jego bezpieczeństwo. - Nie pomyślałam o tym. Przepraszam. Teraz postąpiłabym inaczej.

- Muszę przyznać, że dla mnie twoje zachowanie jest dość dziwne. Teraz byś mnie uratowała, choć wtedy byłaś tak bardzo obojętna na mój los. Ewidentnie bardziej ufałaś jakiemuś przypadkowemu mężczyźnie, który okazał się być wilkołakiem.

- Lupin nie był przypadkowym mężczyzną - zaprotestowała cicho. - To nie było dokładnie tak, że ci nie ufaliśmy. Ale podkreślałeś, że zamierzasz oddać Remusa i Syriusza w ręce dementorów, a my nie mogliśmy na to pozwolić. Co, jeśli później okazaliby się niewinni? A byli! Nie mogę powiedzieć, że dziś nie zrobiłabym tego ponownie, bo wciąż myślę, że w tamtych okolicznościach pewnie i tak bym cię rozbroiła. Jedynie lepiej bym o ciebie zadbała i upewniła, że jesteś przytomny, żebyś chociaż usłyszał, jak było naprawdę. Wszystko byłoby inaczej, gdybyśmy tak zrobili. Glizdogon zostałby złapany, Syriusz oczyszczony z zarzutów, a Sam-Wiesz-Kto nie odrodził się.

Severus wyciągnął się na swoim krześle, prostując swoje długie nogi. To był jeden z tych niewielu momentów, w których zachowywał się swobodnie.

- Możliwe.

Przez dłuższy czas Hermiona gładziła palcem słoje na drewnianym stole.

- Wciąż wydałbyś sekret Lupina?

Snape odpowiedział, śmiejąc się uprzednio.

- On prawie zjadł całą waszą trójkę, a ty wciąż masz wątpliwości, czy dobrze uczyniono, wyrzucając go z roboty? On sam przyznał się, że oszukiwał Dumbledore'a przez cały rok, mówiąc, że nie wie, jak morderca dostał się do szkoły.

- Syriusz nie był mordercą!

- Już myślałem, że jesteś choć trochę inteligentna... Skąd Lupin mógł wiedzieć, że Syriusz był niewinny, gdy go chronił? - powiedział, ponownie siadając prosto.

- Och... Już chyba rozumiem twój punkt widzenia. Czyli nie jest ci przykro. - Spodziewała się, że ostatnie zdanie sprawi, że Severus wybuchnie, ale myliła się.

- Nie wiem - odpowiedział wolno, pocierając usta szczupłym palcem. - Ale muszę przyznać, że spomiędzy Lupina, Barty'ego i drogiej Dolores, to on był najmniejszym złem.


~*~

Hałas oznaczający przyjazd uczniów do szkoły po ciszy kilku ostatnich dni był jak obudzenie się w kinie z dźwiękiem przestrzennym. Uczniowie tłoczyli się i wołali nawzajem, gdy znaleźli swoje miejsca przy czterech długich stołach. Hermiona spojrzała na nową prefekt naczelną, Morag MacDougal, która akurat konfiskowała pudełko petard braci Weasleyów jakiemuś irytującemu czwartorocznemu. Poczuła ucisk w gardle i pieczenie w oczach. Plakietka prefekt naczelnej byłaby teraz jej, gdyby nie wyszła za Severusa. Spojrzała na niego z ukosa. On z kolei patrzył oczywiście na stół swoich ukochanych Ślizgonów, gdzie Millicenta Bulstrode rozdzielała małą grupkę buntowników, sadzając ich na odległych siebie miejscach.

- Co szlama robi przy stole nauczycielskim? - jeden z głosów wybił się ponad wszystkie.

Nagle w ciszy około trzystu głów odwróciło się w jej stronę i zaczęło gapić, oczekując odpowiedzi. Udzielił jej Draco, którego delikatny głos był idealnie słyszalny.

- Wątpię, by nasza Głowa Domu była z ciebie dumna, skoro ubliżasz jego żonie, Parkinson. Lepiej pilnuj swojego języka. - Draco odwrócił się do reszty osób w sali, a jego odznaka zamigotała w blasku świec. Hermiona zamrugała z niedowierzaniem. Wybrali go? Nie pomyślała, by zapytać o wybór prefektów kogokolwiek, bo nie spodziewałaby się w życiu, że Draco zostanie wybrany. Chociaż musiała przyznać, że był w zeszłym roku tak pracowity jak ona i tak samo rzadko spotykany na korytarzach. - To tyczy się was wszystkich. Każdy obraźliwy komentarz będzie przekazywany profesorowi Snape'owi.

Prawdopodobnie pierwszy raz w historii nikt nie odwrócił się, żeby zobaczyć wejście pierwszorocznych. Nawet pieśń Tiary Przydziału była rozczarowująca.

Już tysiąc lat mija, od kiedy oddzielam
Żółty, niebieski i zielony od czerwieni.
Robię to od kiedy Salazar upatrzył mnie
Na wspaniałej głowie Godryka.

Znad stołu Ślizgonów dało się słyszeć śmiechy. Hermiona spojrzała pytająco na Severusa.

- Ślizgoński żart - parsknął. - No wiesz, Tiara jest dość duża*.

Hermiona zakrztusiła się, powstrzymując śmiech.

Ale niewiele zdziałała wiedza Założycieli.
Między czwórką zjednoczonych przyjaciół
Zakiełkowało ziarno nienawiści,
Co podzieliło ich domy.

Gryffindor najbardziej cenił odwagę,
Uwielbiał ludzi dzielnych i śmiałych,
A Slytherin faworyzował przebiegłość
I chłodną kalkulację.

Ravenclaw ukochała intelekt,
Ludzi najzdolniejszych i najlepszych,
A Hufflepuff brała resztę uczniów
- lojalnych i cierpliwych.

Minęło wiele lat, wy dorastaliście osobno,
Nie potrafiliście zaufać drugiemu,
Do teraz nienawiść pali każde serce
Każdej siostry i każdego brata.

Stoicie obok siebie, spadek został podzielony,
Lecz to nic nie zmienia.
Dobre społeczeństwo jest tym, czego potrzebujemy,
Bo bez tego pewnie zginiemy.

Macie przed sobą dobry przykład
Dopasowania i jedności.
Głowa Slytherinu i Gryfonka 
Żyją wspólnie w harmonii.

Przy stołach Gryffindoru i Slytherinu zawrzało. Dało się słyszeć głuche krzyki. Jednak tylko Draco i Ginny swój wzrok skierowali na Hermionę.

Niech oczy skrzyżują wzrok, znajdując przyjaźń,
Pozwólmy uścisnąć sobie dłonie z zaufaniem,
Niech wszystkie domy staną razem
Bo to zrobić możemy, a nawet - musimy.

* gra słów - great po angielsku znaczy wspaniały, ale też wielki