Rozdział 13. Obowiązek

Severus spojrzał znad kociołka na wchodzącą do sali żonę i szybko odwrócił wzrok.

- Wcześnie wstałaś - zauważył.

Hermiona patrzyła tępo w jego wyprostowane plecy i długie, śliskie włosy. Zwykle zastanawiała się, czy ich przetłuszczenie spowodowane jest tłustą skórą głowy czy codziennym używaniem Balsamu do Włosów Mistrzów Eliksirów, ale dziś miała ważniejsze sprawy na głowie.

- Nie mogłam spać - wyjaśniła.

Severus dodał do wywaru dwie szczypty czegoś, czego nazwy nie była pewna i odezwał się.

- Czyli dlatego jesteś taka blada i masz zaczerwienione oczy. Mogę dać ci eliksir na ból głowy, ale jeśli to nie pomoże, o coś mocniejszego będziesz musiała poprosić Poppy.

Zamieszał wywar dziesięć razy i dodał kolejną szczyptę.

Hermiona przełknęła ślinę i zamknęła za sobą drzwi.

- Nie jestem chora, tylko zdenerwowana. Nie wiem, co robić.

- Mówiłem ci od samego początku, że będziesz żałować, że za mnie wyszłaś.

Przygryzła wargę. Niezbyt dobrze zaczęli rozmowę. Ruszyła się z miejsca i stanęła u boku męża.

- Nie żałuję tego! Nawet jeśli miałabym być nieszczęśliwa przez resztę swojego życia, to i tak wolę cię widzieć żywego niż martwego.

Spojrzał na nią krzywo. Po chwili wziął pół garści posiekanych korzeni i wrzucił każdy z nich po kolei do wywaru. Mikstura przybrała zielony kolor, a nad kociołkiem wzrastały opary, które Severus rozproszył, mieszając w kociołku po pięć razy w prawo i lewo. Proces powtórzył, a ze słoiczka po jego lewej stronie wyjął dwa szczurze ogony.

- Nie ma potrzeby, żebyś była melodramatyczna. 

- Nie jestem - zaprotestowała cicho, patrząc, jak jej mąż tnie ogony w półcalowe kawałki. - Myślałam o tym całą noc i rozważyłam każde słowo. Nawet jeśli do końca życia nie usłyszę od ciebie nic miłego i tak będę wolała to, niż życzliwość z obowiązku. Wolę nie mieć u ciebie żadnych względów, niż zastanawiać się, czy nie mają one jakiegoś drugiego dna.

- Każesz mi wzbraniać się od swoich obowiązków? - Severus dodał do kociołka świeżo przygotowane składniki, które chlupnęły po napotkaniu cieczy. Eliksir stopniowo przybierał niebieskawą barwę.

- Nie każę; proszę. Proszę, Severusie. Nie zachowuj się względem mnie, jak sługa. Bądź sobą.

- Bądź sobą? Cóż, ja nie uciekam od obowiązków.

Hermiona wzięła długi, głęboki oddech.

- Czy ty musisz mieć taki trudny charakter? - zaczęła marudzić, ale za chwilę pożałowała swoich słów. - Znaczy... Nie to miałam na myśli. Po prostu... Dlaczego wszystko odnośnie tego musi być zawsze takie trudne?

Severus zgasił ogień pod kociołkiem i zaczął sprzątanie.

- Myślałaś, że nasze charaktery magicznie się zmienią w momencie wsunięcia na nasze palce obrączek? Nawet gdybyśmy wzięli ślub z miłości, a nie z konieczności, to przyzwyczajenie się do wspólnego życia byłoby zadaniem dość kłopotliwym i trudnym.

Hermiona zamrugała, czując w oczach narastające pieczenie, ale wciąż przyglądała się pracowitym dłoniom Severusa, który właśnie sprawdził szczelność zamkniętych słoiczków i włożył deskę do krojenia do zlewu.

- Więc tak o mnie myślisz? Obowiązek pełen kłopotów i trudności?

Rzucił jej lakoniczne spojrzenie i uniósł brwi.

- Gdy piszesz eseje, oczekujesz, że zdania same się ot tak ułożą? Czy miałaś nadzieję, że w pierwszej książce, jaką przeczytałaś, znajdziesz wszystkie informacje, jakich szukałaś, a po pierwszej wykonanej pracy, że będzie idealna? Dlaczego więc myślałaś, że nasze małżeństwo będzie łatwe? - Wziął głęboki oddech. - Typowe gryfońskie dziecko.

- A ty nienawidzisz Gryfonów - odpowiedziała, dusząc w sobie szloch. Nie była dzieckiem! Nie była!

- Jest niewielu ludzi, których nienawidzę, a ty się do nich nie zaliczasz - powiedział stanowczo. - Proszę, oszczędź mi zgadywania i zdecyduj się, czego ode mnie chcesz. Nie podoba ci się, gdy staram się wyświadczyć ci przysługę. Nie podoba ci się, gdy tego nie robię. Więc czego właściwie ode mnie oczekujesz?

Podążyła za Severusem do magazynu, pocierając nos, który dawał jej ostrzegawcze sygnały, że zaraz może zacząć z niego ciec.

- Chcę, żebyś był szczęśliwy. Bezpieczny, zdrowy i wolny. - Chcę, byś mnie lubił.

Prychnął. Jego ręka zawisła w powietrzu, gdy wybierał słoik. Po chwili wybrał jeden z nich i jeszcze kolejny z półki obok.


- Małżeństwo i wolność poniekąd się wykluczają. Pomyśl jeszcze raz.

- Więc... chcę, żebyś był na tyle wolny, na ile pozwala na to małżeństwo. Chcę wprowadzić w twoje życie poprawki, a nie kolejne trudności.

Severus spojrzał na nią nad ramieniem. Hermiona starała się spojrzeć mu w oczy, będąc świadomą, że jej są czerwone i podrażnione. Niespodziewanie wyraz jego twarzy złagodniał.

- Nigdy w to nie wątpiłem - odpowiedział.


~*~

- Jestem - powiedział Harry, wchodząc do gabinetu Mistrza Eliksirów, robiąc wystarczająco długą przerwę, by kolejne dwa słowa, które wypowie nabrały dość obraźliwego znaczenia. - Proszę pana.

Harry spojrzał na Hermionę, która siedziała obok Snape'a i trzymała zwój pergaminu, który najwidoczniej czytali wspólnie i skinął jej głową. Odwrócił się, gdy posłała mu powitalny uśmiech, a kątem oka zauważył, że zwiesza z dezaprobatą głowę, jakby to on był winien rozpadu ich przyjaźni, a nie ona. Wtedy jej wzrok znów powędrował do tłustowłosego dupka, którego poślubiła, a jej twarz znowu rozświetlił uśmiech, jakby podobało jej się to, co widziała. Robiła tak wielokrotnie podczas obiadu i kolacji dzisiejszego dnia. Harry'ego przyprawiało to o dreszcze.

- Siadaj, Potter i zetrzyj ze swojej twarzy ten uparty wyraz - odezwał się Snape. - Wierzę, że teraz w końcu masz pojęcie, jak ważna jest nauka Oklumencji i nie zmarnujesz mojego czasu po raz kolejny. Co pamiętasz z poprzednich lekcji?

Harry usiadł i zacisnął pięści na kolanach. Rzucił Hermionie oskarżycielskie spojrzenie, a ta jedynie wzruszyła ramionami przepraszająco.

- Oklumencja to sposób, w który możemy ochronić nasz umysł przed złymi czarodziejami, którzy chcą się do niego dostać, profesorze.

- Niezbyt obszernie się wypowiedziałeś, ale najgorzej nie było. Jestem zaskoczony, że opisałeś dyrektora Dumbledore'a jako złego czarodzieja. Musisz wiedzieć, Potter, że on jest znakomitym Mistrzem Legilimencji. Ty również możesz mieć jakieś uzdolnienia w tym kierunku - powiedział Snape.

Harry spojrzał na nauczyciela spod przymrużonych powiek.

- Powiedziałeś mi, że jestem słaby. Powiedziałeś, że jestem łatwą zdobyczą. 

- I tak pozostanie, dopóki nie przyłożysz się do nauki. To nie powinno być najtrudniejsze. Na czwartym roku wyswobodziłeś się spod Imperiusa; najwidoczniej musisz umieć rozpoznać i wyrzucić z głowy intruza, skoro udało ci się przełamać ten urok. Jeden raz dostałeś się do mojej głowy, używając Protego. Dlaczego nigdy więcej tego nie spróbowałeś?

Harry zamrugał ze zdziwieniem. Nigdy nie brał tego pod uwagę. Gdy niedługo po wspomnianym wydarzeniu znów używał Oklumencji, pierwszy raz miał widzenie drzwi Departamentu Tajemnic, jednak wizję przerwał mu krzyk zwalnianej Trelawney. Gdy pobiegł do Wielkiej Sali, zobaczył starcie dyrektora z Umbridge. Kto po czymś takim pomyślałby jeszcze o Oklumencji? 

Snape skrzywił się.

- Jakkolwiek dużą przyjemność sprawia mi widok twojej pustej ekspresji i otwartych ze zdziwienia ust, Potter, to jednak moglibyśmy już zacząć. Przypuszczam, że nie powinienem mieć dużej nadziei na to, że wziąłeś sobie do serca mojej rady, żebyś oczyszczał umysł przed snem i nie zastosowałeś jej?

Harry także się skrzywił. Nie przegapił pełnego wyrzutu spojrzenia Hermiony, skierowanego do starego nietoperza, jednak czego ona oczekiwała? Założę się, że Snape co noc bierze ją do łóżka i dlatego Herm nie ma mdłości, gdy on podchodzi blisko niej - pomyślał złośliwie.

- Nie jestem całkowicie głupi! Oczywiście, że to robiłem. Od kiedy... od kiedy ktoś postanowił mi wytłumaczyć, co to daje - kontynuował niezręcznie. Spodziewał się kpiny na temat niego i Syriusza, ale ta nie nadeszła.

- Bardzo dobrze. Więc zaczniemy od sprawdzenia, czy przez ostatnie półtora roku zrobiłeś jakieś postępy. Wstań, Potter.

- Severusie, czy stanie jest konieczne? - zapytała Hermiona. 

Harry czekał na sarkastyczną odzywkę, ale głos Snape'a był tylko lekko zirytowany, gdy odpowiedział.

- Muszę patrzeć w jego oczy. Jeśli będzie stał, będzie mi łatwiej.

- Ale moglibyście oboje usiąść, prawda? Wtedy Harry byłby mniej narażony na ewentualne urazy, jeśli by upadł.

To było niespodziewane, że Hermiona kłóciła się z nauczycielem. Cóż, teraz sama była nauczycielem.

- Na piątym roku przetrwał trzy miesiące lekcji bez poważniejszych obrażeń. Jeśli ty chcesz, to proszę - usiądź.

- Ale...

- Nie, Hermiono. On będzie stał. Myślisz, że Czarny Pan zaproponuje mu miejsce siedzące?

- Nigdy dotąd jeszcze tego nie robił - mruknął Harry, zmieniając wyraz twarzy.

- Skoro jesteś gotowy, Potter... Raz, dwa, trzy. Legilimens.

Szary obłok wysnuł się z różdżki Harry'ego, a Lupin na to patrzył... 
Ciocia Petunia mieszała coś w zlewie...
Jęcząca Marta płynęła przed nim, chichocząc, gdy jego oddech zmienił się w bańkę...
Harry siedział na dachu swojej podstawówki...
Ron obmył resztką herbaty fusy i wlał je do ust...
Ginny w bibliotece...
Nie! Nie Ginny! Wyjdź!

Zacisnął oczy, a gdy ponownie je otworzył, był już w obskurnym gabinecie Mistrza Eliksirów i patrzył prosto na dobrze znany, duży, haczykowaty nos.

- Lepiej - przyznał kwaśno Snape. - Wyrzuciłeś mnie dopiero pod koniec, pozwoliłeś mi zajść zbyt daleko. Następnym razem postaraj się wyrzucić mnie na samym wstępie. Hermiono, co zauważyłaś podczas naszej pierwszej próby?

Harry spojrzał na dziewczynę, potem na jej męża i znów na nią. Wiedział, że Snape próbował go upokorzyć tym, że to jego przyjaciółka będzie go krytykować. Zastanawiał się, czy Hermiona znała plany swojego męża. Założę się, że następnym razem przywlecze tu tego cholernego Malfoya - pomyślał.

- Harry zdawał się nie móc odwrócić wzroku - zaczęła Hermiona. - Zauważyłam drganie mięśni jego oczu, jakby próbował nimi ruszyć, ale nie mógł. Ale zaraz przed tym, gdy cię wyrzucił,... Nie umiem tego wytłumaczyć, ale jego twarz... jakby się zmieniła. 

Snape przejechał palcem wskazującym po wargach. Harry'emu zrobiło się niedobrze, gdy zauważył, jak ochoczo Hermiona wodzi za nim wzrokiem.

- Rzeczywiście. W większości przypadków kontakt wzrokowy jest kluczem praktyki Legilimencji, więc uważaj, gdy patrzysz wrogowi lub wątpliwemu sprzymierzeńcowi w oczy. Unikanie kontaktu wzrokowego nie zawsze jest możliwe. Przejdźmy do kolejnego kroku. Pamiętajcie - wasze myśli są atakowane. Zanim mnie wyrzucicie, zobaczycie wszystko to, co ja wybiorę do oglądania. Dla was będzie to wyglądać, jakbyście zatracali się we wspomnieniach. Musicie mnie wypchnąć ze swojej głowy w każdy możliwy sposób: jeśli nie siłą umysłu, to różdżką lub fizycznie. Jesteś gotowa, Hermiono? Będziesz stać czy siedzieć?

Hermiona zacisnęła rękę na różdżce i stanęła naprzeciw męża. 

- Czarny Pan raczej nie zaoferuje mi miejsca siedzącego, prawda? - odpowiedziała półżartem.

- Raczej nie pozwoliłby ci się zbliżyć na tyle. by mógł użyć na tobie Legilimencji, jeśli tylko nie będziesz działać z mniejszą niż dotychczas dyskrecją. Dobrze... Raz, dwa, trzy. Legilimens.


Ręka Harry'ego zacisnęła się na różdżce, gdy zobaczył Hermionę patrzącą w oczy tego dupka. To było dziwne - widzieć, jak zaklęcie jest rzucane na kogoś innego. Powieki Hermiony także trzepotały jak skrzydła ptaka. Zaczynała blednąć, wyglądała na przestraszoną. Spojrzał na Snape'a akurat w momencie, gdy więź została zerwana, co przejawiło się błyskiem złości w oczach profesora i zaciśnięciem przez niego ust.

- Więc to byłaś ty - powiedział powoli. - Byłaś częścią tego haniebnego planu.

- Hermiono? - wyszeptał Harry. Hermiona posłała mu przepraszające i zawstydzone spojrzenie. Z ruchu jej ust wyczytał: ELIKSIR WIELOSOKOWY.

Harry głośno wciągnął powietrze. Zastanawiał się, czy Snape widział Hermionę warzącą eliksir w łazience Jęczącej Marty czy gorzej - wykradającą ingrediencje z jego magazynku.

- Nie obwiniaj Harry'ego, Severusie. Kradzież była moim pomysłem - jęknęła, wyciągając drżącą dłoń w stronę mężczyzny, ale to tylko wzmogło niebezpieczne błyski w jego oczach.

- Wiedziałem o twojej kradzieży, od kiedy wylądowałaś z kocim ogonem w skrzydle szpitalnym - zauważył lekceważąco. - Tym, czego nie wiedziałem, przed tym, jak spojrzałaś na Pottera, gdy wróciłaś na lekcje, był fakt, kiedy to się stało i jak. Czyim pomysłem było wrzucenie petardy do klasy?

Hermiona dwa razy zwilżyła usta, dziko błądząc oczami między mężczyznami. Harry otworzył usta, żeby wziąć winę na siebie, ale przyjaciółka go uprzedziła. 

- Poprosiłam chłopców, by odwrócili twoją uwagę. Ja ponoszę za to odpowiedzialność.

- Spodziewałem się po tobie czegoś lepszego, Hermiono. To było bardzo niebezpieczne - wysyczał.

Harry nie mógł uwierzyć własnym uszom. To wszystko? Żadnych wybuchów złości, krzyków i gróźb zemsty?

- Przepraszam. - Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie i utkwiła wzrok w kamiennej podłodze. - Próbowaliśmy znaleźć dziedzica Slytherina, zanim ktokolwiek zginie - broniła się.

- I prawie zabiłaś połowę swoich kolegów z klasy! Powiedz mi, Hermiono, jak szybko złamie ci się kark, gdy głowa zacznie ci nagle rosnąć z zadziwiającą szybkością? Jak szybko się udławisz, jeśli gardło stanie się zbyt wąskie, by móc przełknąć antidotum?

- Um... ja nigdy...

- Nigdy o tym nie pomyślałaś? Więc pomyśl teraz. Oboje pomyślcie! - dodał, odwracając się do Harry'ego. - Co, gdybyś nie trafił do kociołka? Wiesz, co dzieje się z osobą stojącą obok petardy, która ląduje w ogniu?

Harry poczuł się źle.

- Rozrywa ją na kawałki, profesorze - wymamrotał.

- Dokładnie. Rozrywa. Albo podpala ubrania. Gdyby coś stało się w rękę Goyla, nie obeszłoby cię to, prawda? Wydawałeś się być nawet rozbawiony - dodał uszczypliwie. - Nigdy więcej nie róbcie takich rzeczy.

Harry nie wierzył, że Snape na tym odpuszcza.

- Groził pan, że jeśli znajdzie winowajcę, to postarałby się o wyrzucenie go ze szkoły.

- Jeśli wciąż nie jesteś świadomy, że wasza dwójka i pan Weasley jesteście ostatnimi osobami, na których wydalenie ze szkoły pozwoliłby dyrektor Dumbledore, to musisz być znacznie głupszy, niż myślałem. 

- Czy to w ogóle możliwe? - wymsknęło się Harry'emu, zanim zdążył się powstrzymać.

- Prawdopodobnie nie, Potter. Prawdopodobnie nie.

Rozdział 12. Możecie wejść

- Możecie wejść - usłyszeli głos profesora Snape'a.

Neville odwrócił się do Ginny i spojrzał na nią oskarżycielsko. Co prawda, nie bał się człowieka, którego przed chwilą usłyszeli, ale nie znaczyło to wcale, że chciałby pić z nim przyjacielską herbatkę.

- Czy ty czasem nie mówiłaś, że go tu nie będzie, gdy przyjdziemy?

Ginny spuściła głowę i potrząsnęła nią.

- Bo tak myślałam. Wiesz, może on chce pokazać Hermionie, że potrafi być miły. - Dziewczyna niespodziewanie uśmiechnęła się. - Chciałabym to zobaczyć, a ty?

- Tak bardzo jak śpiewającą Mantykorę - mruknął. Każdy wiedział, że Mantykory robią to tylko wtedy, gdy pożerają swoją zdobycz. - A Snape wydaje dźwięki podobne do śpiewającej Mantykory, jeśli pytasz mnie o zdanie.

Drzwi przed nimi otworzyły się, zanim Ginny zdążyła odpowiedzieć.

- Czy do waszych licznych nieumiejętności zaliczacie także głuchotę, panno Weasley, panie Longbottom? - odezwał się Snape, stając w drzwiach. - Pozwoliłem wam wejść.

- I to by było na tyle z bycia miłym - mruknęła pod nosem Ginny, kryjąc uśmieszek. - Mam nadzieję, że jesteśmy na czas? - zapytała głośniej.

- Jesteście punktualnie. - Snape cofnął się wgłąb pokoju, by umożliwić im wejście, a potem odwrócił się do żony i powiedział: - Dokończymy po kolacji. Twoi przyjaciele przyszli cię odwiedzić.

Wyszedł, nie czekając na odpowiedź. Hermiona odprowadziła go wzrokiem.

- Czy to on zaaranżował waszą wizytę? To takie słodkie z jego strony! - powiedziała po chwili, gdy przypomniała sobie o obecności przyjaciół. Neville zachłysnął się powietrzem.

- Chciałabym zobaczyć, jak mu mówisz, że zrobił coś słodkiego! - wydusiła z siebie Ginny, z trudem dławiąc śmiech.

Hermiona potrząsnęła głową.

- Jak mu się odwdzięczycie? Severus może być tak złośliwy, że posłałby was na szlaban na przykład z Filchem. Jesteście pewni, że nasze spotkanie jest tego warte?

Hermiona podsunęła Neville'owi krzesło swojego męża, a Ginny posadziła bliżej siebie.

- Jeżeli masz się przez to z nim kłócić, to nie. Ale teraz to jest nieważne. Opowiadaj o swoim małżeńskim życiu. Wyglądasz na bardzo zmęczoną.

Hermiona ziewnęła.

- Bo trochę jestem. Dam wam radę: nigdy nie miejcie nawet najmniejszego zamiaru zostać nauczycielem. Nie macie pojęcia, jak ciężka jest to praca. Mój plan lekcji był zawsze dość przeładowany, ale godziny spędzone na nauczaniu to nawet nie połowa czasu, który muszę poświęcać - wyznała, układając pergaminy w rogu swojego biurka. - Severus pracuje nawet ciężej ode mnie. Codziennie rano wstaje przed piątą, żeby zacząć warzenie eliksirów i nigdy nie kładzie się spać przed północą. - Hermiona rozejrzała się dookoła i uśmiechnęła niepewnie. - Harry i Ron nie chcieli przyjść czy nie zostali zaproszeni?

Ginny i Neville wymienili spojrzenia.

- Może przyjdą później - odpowiedział chłopak. - Gdy wychodziliśmy, pracowali nad esejami z Transmutacji.

- Jasne... - westchnęła Hermiona i dodała nieco zmienionym głosem: - Podwieczorek dla trzech osób proszę.

Natychmiast na jej biurku znalazły się talerze z plackiem, rogaliki i paluchy, dzbanek herbaty i jeszcze jeden dzbanek z sokiem dyniowym. Trzy filiżanki i trzy talerzyki pojawiły się później. Dziewczyna skrzywiła się lekko.

- Wciąż źle się czuję, gdy wykorzystuję skrzaty domowe - wyjaśniła. - Ale naprawdę nie mam czasu na wiele czynności, a one chętnie pomagają.

Hermiona wskazała ręką na poczęstunek, zachęcając gości do degustacji.

- Koniec ze wszą? - zapytał Neville, podnosząc rogalika i smarując go porzeczkowym dżemem.

- To nie wesz, tylko W.E.S.Z.! - Hermiona odpowiedziała z tęgą miną, a po chwili westchnęła i dodała. - Nie, nie na zawsze. Minerwa przekonała Griggy, żeby ze mną rozmawiała. Jest najstarszą skrzatką w zamku i czasami wpędza mnie w niemałe zakłopotanie. Wiedziałeś, że skrzaty bały się sprzątać w wieży Gryffindoru po tym, jak zostawiałam im czapeczki i to Zgredek musiał brać całą pracę na siebie? Musiałam obiecać, że nie będę ich obdarowywać, dopóki nie będę miała żadnego z nich za współpracownika.

Jej policzki oblały się szkarłatem, gdy sobie o tym przypomniała. Była miło przyjęta do grona nauczycieli przez większość z nich - poza Sybillą, która przewidywała szczególnie makabryczne proroctwa i, co zaskakujące, Vereną Vector, która była postrzegana za raczej miłą - ale nie spodziewała się, aby którykolwiek z jej nowych kolegów zgadzał się z jej poglądem o uwolnieniu skrzatów. Severus nie komentował tego tematu, ale Hermiona podejrzewała, że on po prostu zachowywał treściwe komentarze na lepsze okazje.

- Wszyscy ci to mówiliśmy - zauważyła Ginny, mówiąc z buzią pełną ciasta. - Skrzaty domowe lubią swoją pracę. Do niej się urodziły.

- Fakt, że urodziły się w niewoli nie oznacza, że tak musi być! - stwierdziła Granger, nalewając sobie słodkiej herbaty z mlekiem.

- Ale może zmuszanie ich do samodzielności, podczas gdy one tego nie chcą i nie są na to gotowe, też nie jest dobrym postępowaniem - wtrącił Neville. - To tak, jakby zmuszać pisklę, by wyleciało z gniazda, gdy nie ma na to jeszcze wystarczająco dużo sił. Pisklak spadłby i zginął na miejscu. - Jego okrągła, wesoła twarz nagle przybrała poważniejszy wyraz. - To dlatego byłem taki słaby na lekcjach Snape'a. Bałem się być magiczny. Babcia i reszta rodziny zmuszała mnie, żebym był taki jak ojciec, poszedł w jego ślady. Tyle, że jedynym, co wiedziałem o tacie było to, że ostatecznie razem z mamą wylądowali w Mungu. Ja tego nie chcę.

- Ale to Severusa się bałeś. Na trzecim roku był twoim boginem, pamiętasz? - wytknęła Hermiona.

- To było głupie, prawda? - powiedział Neville, przypominając sobie jeden nieuważny moment jego dzieciństwa. - Mój wujek Algie, ten sam, który dał mi ropuchę, zwykle zrzucał mnie z mostu, żeby zmusić mnie do użycia magii. Profesor Snape nigdy nie podniósłby na mnie ręki i wątpię, by kiedykolwiek to zrobił.

- Groził ci, że otruje Teodorę - przypomniała Hermiona, nerwowo gniotąc rogalika w dłoni. Ginny odkroiła kolejny kawałek ciasta, obserwując swoimi jasnymi oczami okruchy spadające na talerz jej przyjaciółki.

- Tak, jak mówiłem - to było zmuszenie mnie do rzeczy, do której nie byłem gotowy. Patrząc na tamto zdarzenie z perspektywy czasu zakładam, że Snape miał pod ręką jakieś antidotum. W końcu przywrócił Teodorze normalne rozmiary dość szybko, nie? - uśmiechnął się ciepło do Hermiony. - Jeszcze nie zdążyłem ci podziękować.

- Za co?

- Myślałem, że nie mam już szans na kontynuację Eliksirów do OWTMów. Zbyt późno odkryłem, że jednak chciałbym zdawać ten przedmiot i nie nadrobiłbym pewnie całego materiału.

Hermiona skinęła głową. Wiedziała o tym.

- Musiałabyś widzieć, jak bardzo zdziwiony byłem, gdy Snape podszedł do mnie w poniedziałek i zaproponował jeszcze jedną szansę. Oczywiście przez cały rok będę musiał pracować z Malfoy'em, ale to jest odpowiednia cena. Teraz, gdy jesteś nauczycielką, Malfoy jest najlepszy w klasie.

- Severus dał ci drugą szansę? Pozwolił ci wrócić na lekcje? - zdziwiła się Hermiona.

- Tak. Ty go o to nie prosiłaś? Byłem prawie pewien, że ty za tym stoisz.

Przecież to nie tak, że proszę cię o możliwość powrotu Neville'a na twoje lekcje lub o to, byś przyznał punkty Gryffindorowi.

- Chyba jednak byłam to ja. Szczerze mówiąc, Severus nie przyznał, że ma zamiar dać ci szansę. Nawet nie przypuszczałam, że to zrobi. 

Powinna czuć się szczęśliwa, ale poczuła lodowate ukłucie w okolicy serca. Takie zachowanie nie było do niego podobne. Tak bardzo narzekał, że musiał mieć lekcje Oklumencji z Harrym, a Neville'a przyjął na Eliksiry ot tak? Małżeństwo - czy nawet sama wdzięczność za nie - nie powinno tak zmienić jej męża. Severus musiał mieć jakiś powód i cokolwiek to było, miała pewność, że nie była to taka przyczyna, jakiej by oczekiwała.

Głośne pukanie do drzwi wyrwało ją z wiru myśli.

- Proszę - powiedziała, a zza drzwi wyłoniły się dwie zawstydzone twarze - twarze Rona i Harry'ego.

- Och, jednak przyszliście! - wykrzyknęła z wielkim uśmiechem.

- No ba, że tak - powiedział Ron, spuszczając oczy z poczuciem winy. Ona go nie odwiedzała. Ale on i Harry do niej przyszli. To i tak dużo, prawda? Może nie do końca wybaczyli jej ślub ze Snape'em, ale teraz powinno już być tylko lepiej.


~*~

To nie było w porządku. Nie mogła tak tego zostawić. Odłożyła pióro. Eseje trzecioklasistów z Zaklęć mogą zaczekać. Odwróciła się do swojego męża, który także sprawdzał prace uczniów, choć ze znacznie większą wydajnością. Sprawdzał pięć esejów w czasie, w jakim ona zaledwie jeden. Miała nadzieję, że po kilku tygodniach nabierze wprawy, ale w tej chwili nie było to ważne.

- Severusie!

- Hm? - mruknął  i uśmiechnął się wrednie, gdy skreślił cały tekst pracy ucznia.

- Severusie, Neville powiedział mi dziś coś, co bardzo mnie zadziwiło.

Mężczyzna spojrzał na nią z ukosa.

- Nic, co zrobiłby ten chłopak, nie byłoby w stanie mnie zadziwić - odpowiedział kwaśno.

Próbował wcisnąć jej kit. Jej serce zamarło.

- To nie on coś zrobił, ale ty! - spauzowała, ale Severus wciąż tylko pochylał się nad tym samym esejem i niewątpliwie pisał na nim złośliwy komentarz dotyczący pojemności mózgu autora. - Powiedział mi, że przyjąłeś go z powrotem na lekcje.

- I? - Odłożył pracę, którą właśnie ocenił i zabrał się za kolejną.

- Przyjąłeś go... Dlaczego? - powiedziała i spojrzała w dół na stos pergaminów na jej biurku, a później znów na swojego męża. On jednak nie zaszczycił jej swoim spojrzeniem. - Dlatego, że cię o to prosiłam?

- Jeżeli mnie pamięć nie myli, to nie prosiłaś mnie o to.

Przygryzła wargę.

- Bezpośrednio nie. Ale poruszyłam ten temat. A ty następnego dnia dałeś mu drugą szansę. Nie uwierzę, że to zbieg okoliczności. Mam rację, prawda?

Jego ręka znieruchomiała.

- Tak.

- Więc dlaczego?

- Jestem pewien, że umiesz sama sobie na to pytanie odpowiedzieć.

- Proszę cię, nie bądź względem mnie taki sarkastyczny. Chcę wiedzieć.

- Oczywiście. A ja muszę spełnić wszystkie twoje zachcianki? - prychnął.

Zawsze mówię to, co mam na myśli, chyba że pewne względy na to nie pozwalają. To jego słowa. Czy to był jeden z takich momentów? Przełknęła ślinę i spojrzała na męża, a w jej umyśle zrodziło się okropne i szalone podejrzenie.

- Tak, musisz. Czyż nie? - Nie żartowała. Przyłożyła pięść do ust i zacisnęła powieki. - Och, co ja zrobiłam?

- O czym ty mówisz?

Nie sprawdzał już prac. Oczy Hermiony, które piekły od zbierających się łez, napotkały mętne spojrzenie Severusa.

- Myślałam, że mam cię chronić, a nie niewolić! - załkała. Od pierwszej klasy wiedziała, że Severus poważnie traktuje dług życia, ale w ostatnim czasie nawet o tym nie pomyślała. Jak mogła być tak głupia?

- Wiesz, te dwie czynności niekoniecznie się wykluczają - zaznaczył łagodnie.

- Więc to prawda! O cokolwiek poproszę, jakąkolwiek głupotę wymyślę - ty to zrobisz. Co do joty. Nawet dałbyś Gryffindorowi punty, gdybym o tym wspomniała!

- Lepiej by było, gdybym tego nie robił? Powinienem czuć się zadowolony, mogąc wyświadczyć ci przysługę.

Poczuła się źle.

- Oczywiście, że wolałabym, żebyś tego nie robił. Nie, jeśli robisz to tylko z poczucia obowiązku. Nie potrzebuję tego. Nie chcę tego!

Wzruszył ramionami.

- Może powinnaś szybciej myśleć o konsekwencjach swoich działań? - zapytał.

- Może powinieneś mi powiedzieć, jakie one będą? - odpowiedziała, chowając twarz w dłoniach.

- Czy to zmieniłoby twoje zdanie? Nie. Więc nie powinnaś mnie winić za to, że nie zwróciłem twojej uwagi na fakt, że nie chcę, abyś o tym wiedziała. - Podniósł kolejny esej. - Powinnaś wrócić do pracy, chyba że chcesz stracić całą noc. A może poprosisz mnie, żebym zrobił to za ciebie?

Drgnęła, słysząc pogardliwy ton. Nigdy nie chciała nikogo niewolić; ani skrzatów, ani tym bardziej Severusa. Teraz jednak niewoliła ich wszystkich.