Severus spojrzał znad kociołka na wchodzącą do sali żonę i szybko odwrócił wzrok.
- Wcześnie wstałaś - zauważył.
Hermiona patrzyła tępo w jego wyprostowane plecy i długie, śliskie włosy. Zwykle zastanawiała się, czy ich przetłuszczenie spowodowane jest tłustą skórą głowy czy codziennym używaniem Balsamu do Włosów Mistrzów Eliksirów, ale dziś miała ważniejsze sprawy na głowie.
- Nie mogłam spać - wyjaśniła.
Severus dodał do wywaru dwie szczypty czegoś, czego nazwy nie była pewna i odezwał się.
- Czyli dlatego jesteś taka blada i masz zaczerwienione oczy. Mogę dać ci eliksir na ból głowy, ale jeśli to nie pomoże, o coś mocniejszego będziesz musiała poprosić Poppy.
Zamieszał wywar dziesięć razy i dodał kolejną szczyptę.
Hermiona przełknęła ślinę i zamknęła za sobą drzwi.
- Nie jestem chora, tylko zdenerwowana. Nie wiem, co robić.
- Mówiłem ci od samego początku, że będziesz żałować, że za mnie wyszłaś.
Przygryzła wargę. Niezbyt dobrze zaczęli rozmowę. Ruszyła się z miejsca i stanęła u boku męża.
- Nie żałuję tego! Nawet jeśli miałabym być nieszczęśliwa przez resztę swojego życia, to i tak wolę cię widzieć żywego niż martwego.
Spojrzał na nią krzywo. Po chwili wziął pół garści posiekanych korzeni i wrzucił każdy z nich po kolei do wywaru. Mikstura przybrała zielony kolor, a nad kociołkiem wzrastały opary, które Severus rozproszył, mieszając w kociołku po pięć razy w prawo i lewo. Proces powtórzył, a ze słoiczka po jego lewej stronie wyjął dwa szczurze ogony.
- Nie ma potrzeby, żebyś była melodramatyczna.
- Nie jestem - zaprotestowała cicho, patrząc, jak jej mąż tnie ogony w półcalowe kawałki. - Myślałam o tym całą noc i rozważyłam każde słowo. Nawet jeśli do końca życia nie usłyszę od ciebie nic miłego i tak będę wolała to, niż życzliwość z obowiązku. Wolę nie mieć u ciebie żadnych względów, niż zastanawiać się, czy nie mają one jakiegoś drugiego dna.
- Każesz mi wzbraniać się od swoich obowiązków? - Severus dodał do kociołka świeżo przygotowane składniki, które chlupnęły po napotkaniu cieczy. Eliksir stopniowo przybierał niebieskawą barwę.
- Nie każę; proszę. Proszę, Severusie. Nie zachowuj się względem mnie, jak sługa. Bądź sobą.
- Bądź sobą? Cóż, ja nie uciekam od obowiązków.
Hermiona wzięła długi, głęboki oddech.
- Czy ty musisz mieć taki trudny charakter? - zaczęła marudzić, ale za chwilę pożałowała swoich słów. - Znaczy... Nie to miałam na myśli. Po prostu... Dlaczego wszystko odnośnie tego musi być zawsze takie trudne?
Severus zgasił ogień pod kociołkiem i zaczął sprzątanie.
- Myślałaś, że nasze charaktery magicznie się zmienią w momencie wsunięcia na nasze palce obrączek? Nawet gdybyśmy wzięli ślub z miłości, a nie z konieczności, to przyzwyczajenie się do wspólnego życia byłoby zadaniem dość kłopotliwym i trudnym.
Hermiona zamrugała, czując w oczach narastające pieczenie, ale wciąż przyglądała się pracowitym dłoniom Severusa, który właśnie sprawdził szczelność zamkniętych słoiczków i włożył deskę do krojenia do zlewu.
- Więc tak o mnie myślisz? Obowiązek pełen kłopotów i trudności?
Rzucił jej lakoniczne spojrzenie i uniósł brwi.
- Gdy piszesz eseje, oczekujesz, że zdania same się ot tak ułożą? Czy miałaś nadzieję, że w pierwszej książce, jaką przeczytałaś, znajdziesz wszystkie informacje, jakich szukałaś, a po pierwszej wykonanej pracy, że będzie idealna? Dlaczego więc myślałaś, że nasze małżeństwo będzie łatwe? - Wziął głęboki oddech. - Typowe gryfońskie dziecko.
- A ty nienawidzisz Gryfonów - odpowiedziała, dusząc w sobie szloch. Nie była dzieckiem! Nie była!
- Jest niewielu ludzi, których nienawidzę, a ty się do nich nie zaliczasz - powiedział stanowczo. - Proszę, oszczędź mi zgadywania i zdecyduj się, czego ode mnie chcesz. Nie podoba ci się, gdy staram się wyświadczyć ci przysługę. Nie podoba ci się, gdy tego nie robię. Więc czego właściwie ode mnie oczekujesz?
Podążyła za Severusem do magazynu, pocierając nos, który dawał jej ostrzegawcze sygnały, że zaraz może zacząć z niego ciec.
- Chcę, żebyś był szczęśliwy. Bezpieczny, zdrowy i wolny. - Chcę, byś mnie lubił.
Prychnął. Jego ręka zawisła w powietrzu, gdy wybierał słoik. Po chwili wybrał jeden z nich i jeszcze kolejny z półki obok.
- Małżeństwo i wolność poniekąd się wykluczają. Pomyśl jeszcze raz.
- Więc... chcę, żebyś był na tyle wolny, na ile pozwala na to małżeństwo. Chcę wprowadzić w twoje życie poprawki, a nie kolejne trudności.
Severus spojrzał na nią nad ramieniem. Hermiona starała się spojrzeć mu w oczy, będąc świadomą, że jej są czerwone i podrażnione. Niespodziewanie wyraz jego twarzy złagodniał.
- Nigdy w to nie wątpiłem - odpowiedział.
- Więc tak o mnie myślisz? Obowiązek pełen kłopotów i trudności?
Rzucił jej lakoniczne spojrzenie i uniósł brwi.
- Gdy piszesz eseje, oczekujesz, że zdania same się ot tak ułożą? Czy miałaś nadzieję, że w pierwszej książce, jaką przeczytałaś, znajdziesz wszystkie informacje, jakich szukałaś, a po pierwszej wykonanej pracy, że będzie idealna? Dlaczego więc myślałaś, że nasze małżeństwo będzie łatwe? - Wziął głęboki oddech. - Typowe gryfońskie dziecko.
- A ty nienawidzisz Gryfonów - odpowiedziała, dusząc w sobie szloch. Nie była dzieckiem! Nie była!
- Jest niewielu ludzi, których nienawidzę, a ty się do nich nie zaliczasz - powiedział stanowczo. - Proszę, oszczędź mi zgadywania i zdecyduj się, czego ode mnie chcesz. Nie podoba ci się, gdy staram się wyświadczyć ci przysługę. Nie podoba ci się, gdy tego nie robię. Więc czego właściwie ode mnie oczekujesz?
Podążyła za Severusem do magazynu, pocierając nos, który dawał jej ostrzegawcze sygnały, że zaraz może zacząć z niego ciec.
- Chcę, żebyś był szczęśliwy. Bezpieczny, zdrowy i wolny. - Chcę, byś mnie lubił.
Prychnął. Jego ręka zawisła w powietrzu, gdy wybierał słoik. Po chwili wybrał jeden z nich i jeszcze kolejny z półki obok.
- Małżeństwo i wolność poniekąd się wykluczają. Pomyśl jeszcze raz.
- Więc... chcę, żebyś był na tyle wolny, na ile pozwala na to małżeństwo. Chcę wprowadzić w twoje życie poprawki, a nie kolejne trudności.
Severus spojrzał na nią nad ramieniem. Hermiona starała się spojrzeć mu w oczy, będąc świadomą, że jej są czerwone i podrażnione. Niespodziewanie wyraz jego twarzy złagodniał.
- Nigdy w to nie wątpiłem - odpowiedział.
~*~
- Jestem - powiedział Harry, wchodząc do gabinetu Mistrza Eliksirów, robiąc wystarczająco długą przerwę, by kolejne dwa słowa, które wypowie nabrały dość obraźliwego znaczenia. - Proszę pana.
Harry spojrzał na Hermionę, która siedziała obok Snape'a i trzymała zwój pergaminu, który najwidoczniej czytali wspólnie i skinął jej głową. Odwrócił się, gdy posłała mu powitalny uśmiech, a kątem oka zauważył, że zwiesza z dezaprobatą głowę, jakby to on był winien rozpadu ich przyjaźni, a nie ona. Wtedy jej wzrok znów powędrował do tłustowłosego dupka, którego poślubiła, a jej twarz znowu rozświetlił uśmiech, jakby podobało jej się to, co widziała. Robiła tak wielokrotnie podczas obiadu i kolacji dzisiejszego dnia. Harry'ego przyprawiało to o dreszcze.
- Siadaj, Potter i zetrzyj ze swojej twarzy ten uparty wyraz - odezwał się Snape. - Wierzę, że teraz w końcu masz pojęcie, jak ważna jest nauka Oklumencji i nie zmarnujesz mojego czasu po raz kolejny. Co pamiętasz z poprzednich lekcji?
Harry usiadł i zacisnął pięści na kolanach. Rzucił Hermionie oskarżycielskie spojrzenie, a ta jedynie wzruszyła ramionami przepraszająco.
- Oklumencja to sposób, w który możemy ochronić nasz umysł przed złymi czarodziejami, którzy chcą się do niego dostać, profesorze.
- Niezbyt obszernie się wypowiedziałeś, ale najgorzej nie było. Jestem zaskoczony, że opisałeś dyrektora Dumbledore'a jako złego czarodzieja. Musisz wiedzieć, Potter, że on jest znakomitym Mistrzem Legilimencji. Ty również możesz mieć jakieś uzdolnienia w tym kierunku - powiedział Snape.
Harry spojrzał na nauczyciela spod przymrużonych powiek.
- Powiedziałeś mi, że jestem słaby. Powiedziałeś, że jestem łatwą zdobyczą.
- I tak pozostanie, dopóki nie przyłożysz się do nauki. To nie powinno być najtrudniejsze. Na czwartym roku wyswobodziłeś się spod Imperiusa; najwidoczniej musisz umieć rozpoznać i wyrzucić z głowy intruza, skoro udało ci się przełamać ten urok. Jeden raz dostałeś się do mojej głowy, używając Protego. Dlaczego nigdy więcej tego nie spróbowałeś?
Harry zamrugał ze zdziwieniem. Nigdy nie brał tego pod uwagę. Gdy niedługo po wspomnianym wydarzeniu znów używał Oklumencji, pierwszy raz miał widzenie drzwi Departamentu Tajemnic, jednak wizję przerwał mu krzyk zwalnianej Trelawney. Gdy pobiegł do Wielkiej Sali, zobaczył starcie dyrektora z Umbridge. Kto po czymś takim pomyślałby jeszcze o Oklumencji?
Snape skrzywił się.
- Jakkolwiek dużą przyjemność sprawia mi widok twojej pustej ekspresji i otwartych ze zdziwienia ust, Potter, to jednak moglibyśmy już zacząć. Przypuszczam, że nie powinienem mieć dużej nadziei na to, że wziąłeś sobie do serca mojej rady, żebyś oczyszczał umysł przed snem i nie zastosowałeś jej?
Harry także się skrzywił. Nie przegapił pełnego wyrzutu spojrzenia Hermiony, skierowanego do starego nietoperza, jednak czego ona oczekiwała? Założę się, że Snape co noc bierze ją do łóżka i dlatego Herm nie ma mdłości, gdy on podchodzi blisko niej - pomyślał złośliwie.
- Nie jestem całkowicie głupi! Oczywiście, że to robiłem. Od kiedy... od kiedy ktoś postanowił mi wytłumaczyć, co to daje - kontynuował niezręcznie. Spodziewał się kpiny na temat niego i Syriusza, ale ta nie nadeszła.
- Bardzo dobrze. Więc zaczniemy od sprawdzenia, czy przez ostatnie półtora roku zrobiłeś jakieś postępy. Wstań, Potter.
- Severusie, czy stanie jest konieczne? - zapytała Hermiona.
Harry czekał na sarkastyczną odzywkę, ale głos Snape'a był tylko lekko zirytowany, gdy odpowiedział.
- Muszę patrzeć w jego oczy. Jeśli będzie stał, będzie mi łatwiej.
- Ale moglibyście oboje usiąść, prawda? Wtedy Harry byłby mniej narażony na ewentualne urazy, jeśli by upadł.
To było niespodziewane, że Hermiona kłóciła się z nauczycielem. Cóż, teraz sama była nauczycielem.
- Na piątym roku przetrwał trzy miesiące lekcji bez poważniejszych obrażeń. Jeśli ty chcesz, to proszę - usiądź.
- Ale...
- Nie, Hermiono. On będzie stał. Myślisz, że Czarny Pan zaproponuje mu miejsce siedzące?
- Nigdy dotąd jeszcze tego nie robił - mruknął Harry, zmieniając wyraz twarzy.
- Skoro jesteś gotowy, Potter... Raz, dwa, trzy. Legilimens.
Szary obłok wysnuł się z różdżki Harry'ego, a Lupin na to patrzył...
Ciocia Petunia mieszała coś w zlewie...
Jęcząca Marta płynęła przed nim, chichocząc, gdy jego oddech zmienił się w bańkę...
Harry siedział na dachu swojej podstawówki...
Ron obmył resztką herbaty fusy i wlał je do ust...
Ginny w bibliotece...
Nie! Nie Ginny! Wyjdź!
Zacisnął oczy, a gdy ponownie je otworzył, był już w obskurnym gabinecie Mistrza Eliksirów i patrzył prosto na dobrze znany, duży, haczykowaty nos.
- Lepiej - przyznał kwaśno Snape. - Wyrzuciłeś mnie dopiero pod koniec, pozwoliłeś mi zajść zbyt daleko. Następnym razem postaraj się wyrzucić mnie na samym wstępie. Hermiono, co zauważyłaś podczas naszej pierwszej próby?
Harry spojrzał na dziewczynę, potem na jej męża i znów na nią. Wiedział, że Snape próbował go upokorzyć tym, że to jego przyjaciółka będzie go krytykować. Zastanawiał się, czy Hermiona znała plany swojego męża. Założę się, że następnym razem przywlecze tu tego cholernego Malfoya - pomyślał.
- Harry zdawał się nie móc odwrócić wzroku - zaczęła Hermiona. - Zauważyłam drganie mięśni jego oczu, jakby próbował nimi ruszyć, ale nie mógł. Ale zaraz przed tym, gdy cię wyrzucił,... Nie umiem tego wytłumaczyć, ale jego twarz... jakby się zmieniła.
Snape przejechał palcem wskazującym po wargach. Harry'emu zrobiło się niedobrze, gdy zauważył, jak ochoczo Hermiona wodzi za nim wzrokiem.
- Rzeczywiście. W większości przypadków kontakt wzrokowy jest kluczem praktyki Legilimencji, więc uważaj, gdy patrzysz wrogowi lub wątpliwemu sprzymierzeńcowi w oczy. Unikanie kontaktu wzrokowego nie zawsze jest możliwe. Przejdźmy do kolejnego kroku. Pamiętajcie - wasze myśli są atakowane. Zanim mnie wyrzucicie, zobaczycie wszystko to, co ja wybiorę do oglądania. Dla was będzie to wyglądać, jakbyście zatracali się we wspomnieniach. Musicie mnie wypchnąć ze swojej głowy w każdy możliwy sposób: jeśli nie siłą umysłu, to różdżką lub fizycznie. Jesteś gotowa, Hermiono? Będziesz stać czy siedzieć?
Hermiona zacisnęła rękę na różdżce i stanęła naprzeciw męża.
- Czarny Pan raczej nie zaoferuje mi miejsca siedzącego, prawda? - odpowiedziała półżartem.
- Raczej nie pozwoliłby ci się zbliżyć na tyle. by mógł użyć na tobie Legilimencji, jeśli tylko nie będziesz działać z mniejszą niż dotychczas dyskrecją. Dobrze... Raz, dwa, trzy. Legilimens.
Ręka Harry'ego zacisnęła się na różdżce, gdy zobaczył Hermionę patrzącą w oczy tego dupka. To było dziwne - widzieć, jak zaklęcie jest rzucane na kogoś innego. Powieki Hermiony także trzepotały jak skrzydła ptaka. Zaczynała blednąć, wyglądała na przestraszoną. Spojrzał na Snape'a akurat w momencie, gdy więź została zerwana, co przejawiło się błyskiem złości w oczach profesora i zaciśnięciem przez niego ust.
- Więc to byłaś ty - powiedział powoli. - Byłaś częścią tego haniebnego planu.
- Hermiono? - wyszeptał Harry. Hermiona posłała mu przepraszające i zawstydzone spojrzenie. Z ruchu jej ust wyczytał: ELIKSIR WIELOSOKOWY.
Harry głośno wciągnął powietrze. Zastanawiał się, czy Snape widział Hermionę warzącą eliksir w łazience Jęczącej Marty czy gorzej - wykradającą ingrediencje z jego magazynku.
- Nie obwiniaj Harry'ego, Severusie. Kradzież była moim pomysłem - jęknęła, wyciągając drżącą dłoń w stronę mężczyzny, ale to tylko wzmogło niebezpieczne błyski w jego oczach.
- Wiedziałem o twojej kradzieży, od kiedy wylądowałaś z kocim ogonem w skrzydle szpitalnym - zauważył lekceważąco. - Tym, czego nie wiedziałem, przed tym, jak spojrzałaś na Pottera, gdy wróciłaś na lekcje, był fakt, kiedy to się stało i jak. Czyim pomysłem było wrzucenie petardy do klasy?
Hermiona dwa razy zwilżyła usta, dziko błądząc oczami między mężczyznami. Harry otworzył usta, żeby wziąć winę na siebie, ale przyjaciółka go uprzedziła.
- Poprosiłam chłopców, by odwrócili twoją uwagę. Ja ponoszę za to odpowiedzialność.
- Spodziewałem się po tobie czegoś lepszego, Hermiono. To było bardzo niebezpieczne - wysyczał.
Harry nie mógł uwierzyć własnym uszom. To wszystko? Żadnych wybuchów złości, krzyków i gróźb zemsty?
- Przepraszam. - Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie i utkwiła wzrok w kamiennej podłodze. - Próbowaliśmy znaleźć dziedzica Slytherina, zanim ktokolwiek zginie - broniła się.
- I prawie zabiłaś połowę swoich kolegów z klasy! Powiedz mi, Hermiono, jak szybko złamie ci się kark, gdy głowa zacznie ci nagle rosnąć z zadziwiającą szybkością? Jak szybko się udławisz, jeśli gardło stanie się zbyt wąskie, by móc przełknąć antidotum?
- Um... ja nigdy...
- Nigdy o tym nie pomyślałaś? Więc pomyśl teraz. Oboje pomyślcie! - dodał, odwracając się do Harry'ego. - Co, gdybyś nie trafił do kociołka? Wiesz, co dzieje się z osobą stojącą obok petardy, która ląduje w ogniu?
Harry poczuł się źle.
- Rozrywa ją na kawałki, profesorze - wymamrotał.
- Dokładnie. Rozrywa. Albo podpala ubrania. Gdyby coś stało się w rękę Goyla, nie obeszłoby cię to, prawda? Wydawałeś się być nawet rozbawiony - dodał uszczypliwie. - Nigdy więcej nie róbcie takich rzeczy.
Harry nie wierzył, że Snape na tym odpuszcza.
- Groził pan, że jeśli znajdzie winowajcę, to postarałby się o wyrzucenie go ze szkoły.
- Jeśli wciąż nie jesteś świadomy, że wasza dwójka i pan Weasley jesteście ostatnimi osobami, na których wydalenie ze szkoły pozwoliłby dyrektor Dumbledore, to musisz być znacznie głupszy, niż myślałem.
- Czy to w ogóle możliwe? - wymsknęło się Harry'emu, zanim zdążył się powstrzymać.
- Prawdopodobnie nie, Potter. Prawdopodobnie nie.
Harry zamrugał ze zdziwieniem. Nigdy nie brał tego pod uwagę. Gdy niedługo po wspomnianym wydarzeniu znów używał Oklumencji, pierwszy raz miał widzenie drzwi Departamentu Tajemnic, jednak wizję przerwał mu krzyk zwalnianej Trelawney. Gdy pobiegł do Wielkiej Sali, zobaczył starcie dyrektora z Umbridge. Kto po czymś takim pomyślałby jeszcze o Oklumencji?
Snape skrzywił się.
- Jakkolwiek dużą przyjemność sprawia mi widok twojej pustej ekspresji i otwartych ze zdziwienia ust, Potter, to jednak moglibyśmy już zacząć. Przypuszczam, że nie powinienem mieć dużej nadziei na to, że wziąłeś sobie do serca mojej rady, żebyś oczyszczał umysł przed snem i nie zastosowałeś jej?
Harry także się skrzywił. Nie przegapił pełnego wyrzutu spojrzenia Hermiony, skierowanego do starego nietoperza, jednak czego ona oczekiwała? Założę się, że Snape co noc bierze ją do łóżka i dlatego Herm nie ma mdłości, gdy on podchodzi blisko niej - pomyślał złośliwie.
- Nie jestem całkowicie głupi! Oczywiście, że to robiłem. Od kiedy... od kiedy ktoś postanowił mi wytłumaczyć, co to daje - kontynuował niezręcznie. Spodziewał się kpiny na temat niego i Syriusza, ale ta nie nadeszła.
- Bardzo dobrze. Więc zaczniemy od sprawdzenia, czy przez ostatnie półtora roku zrobiłeś jakieś postępy. Wstań, Potter.
- Severusie, czy stanie jest konieczne? - zapytała Hermiona.
Harry czekał na sarkastyczną odzywkę, ale głos Snape'a był tylko lekko zirytowany, gdy odpowiedział.
- Muszę patrzeć w jego oczy. Jeśli będzie stał, będzie mi łatwiej.
- Ale moglibyście oboje usiąść, prawda? Wtedy Harry byłby mniej narażony na ewentualne urazy, jeśli by upadł.
To było niespodziewane, że Hermiona kłóciła się z nauczycielem. Cóż, teraz sama była nauczycielem.
- Na piątym roku przetrwał trzy miesiące lekcji bez poważniejszych obrażeń. Jeśli ty chcesz, to proszę - usiądź.
- Ale...
- Nie, Hermiono. On będzie stał. Myślisz, że Czarny Pan zaproponuje mu miejsce siedzące?
- Nigdy dotąd jeszcze tego nie robił - mruknął Harry, zmieniając wyraz twarzy.
- Skoro jesteś gotowy, Potter... Raz, dwa, trzy. Legilimens.
Szary obłok wysnuł się z różdżki Harry'ego, a Lupin na to patrzył...
Ciocia Petunia mieszała coś w zlewie...
Jęcząca Marta płynęła przed nim, chichocząc, gdy jego oddech zmienił się w bańkę...
Harry siedział na dachu swojej podstawówki...
Ron obmył resztką herbaty fusy i wlał je do ust...
Ginny w bibliotece...
Nie! Nie Ginny! Wyjdź!
Zacisnął oczy, a gdy ponownie je otworzył, był już w obskurnym gabinecie Mistrza Eliksirów i patrzył prosto na dobrze znany, duży, haczykowaty nos.
- Lepiej - przyznał kwaśno Snape. - Wyrzuciłeś mnie dopiero pod koniec, pozwoliłeś mi zajść zbyt daleko. Następnym razem postaraj się wyrzucić mnie na samym wstępie. Hermiono, co zauważyłaś podczas naszej pierwszej próby?
Harry spojrzał na dziewczynę, potem na jej męża i znów na nią. Wiedział, że Snape próbował go upokorzyć tym, że to jego przyjaciółka będzie go krytykować. Zastanawiał się, czy Hermiona znała plany swojego męża. Założę się, że następnym razem przywlecze tu tego cholernego Malfoya - pomyślał.
- Harry zdawał się nie móc odwrócić wzroku - zaczęła Hermiona. - Zauważyłam drganie mięśni jego oczu, jakby próbował nimi ruszyć, ale nie mógł. Ale zaraz przed tym, gdy cię wyrzucił,... Nie umiem tego wytłumaczyć, ale jego twarz... jakby się zmieniła.
Snape przejechał palcem wskazującym po wargach. Harry'emu zrobiło się niedobrze, gdy zauważył, jak ochoczo Hermiona wodzi za nim wzrokiem.
- Rzeczywiście. W większości przypadków kontakt wzrokowy jest kluczem praktyki Legilimencji, więc uważaj, gdy patrzysz wrogowi lub wątpliwemu sprzymierzeńcowi w oczy. Unikanie kontaktu wzrokowego nie zawsze jest możliwe. Przejdźmy do kolejnego kroku. Pamiętajcie - wasze myśli są atakowane. Zanim mnie wyrzucicie, zobaczycie wszystko to, co ja wybiorę do oglądania. Dla was będzie to wyglądać, jakbyście zatracali się we wspomnieniach. Musicie mnie wypchnąć ze swojej głowy w każdy możliwy sposób: jeśli nie siłą umysłu, to różdżką lub fizycznie. Jesteś gotowa, Hermiono? Będziesz stać czy siedzieć?
Hermiona zacisnęła rękę na różdżce i stanęła naprzeciw męża.
- Czarny Pan raczej nie zaoferuje mi miejsca siedzącego, prawda? - odpowiedziała półżartem.
- Raczej nie pozwoliłby ci się zbliżyć na tyle. by mógł użyć na tobie Legilimencji, jeśli tylko nie będziesz działać z mniejszą niż dotychczas dyskrecją. Dobrze... Raz, dwa, trzy. Legilimens.
Ręka Harry'ego zacisnęła się na różdżce, gdy zobaczył Hermionę patrzącą w oczy tego dupka. To było dziwne - widzieć, jak zaklęcie jest rzucane na kogoś innego. Powieki Hermiony także trzepotały jak skrzydła ptaka. Zaczynała blednąć, wyglądała na przestraszoną. Spojrzał na Snape'a akurat w momencie, gdy więź została zerwana, co przejawiło się błyskiem złości w oczach profesora i zaciśnięciem przez niego ust.
- Więc to byłaś ty - powiedział powoli. - Byłaś częścią tego haniebnego planu.
- Hermiono? - wyszeptał Harry. Hermiona posłała mu przepraszające i zawstydzone spojrzenie. Z ruchu jej ust wyczytał: ELIKSIR WIELOSOKOWY.
Harry głośno wciągnął powietrze. Zastanawiał się, czy Snape widział Hermionę warzącą eliksir w łazience Jęczącej Marty czy gorzej - wykradającą ingrediencje z jego magazynku.
- Nie obwiniaj Harry'ego, Severusie. Kradzież była moim pomysłem - jęknęła, wyciągając drżącą dłoń w stronę mężczyzny, ale to tylko wzmogło niebezpieczne błyski w jego oczach.
- Wiedziałem o twojej kradzieży, od kiedy wylądowałaś z kocim ogonem w skrzydle szpitalnym - zauważył lekceważąco. - Tym, czego nie wiedziałem, przed tym, jak spojrzałaś na Pottera, gdy wróciłaś na lekcje, był fakt, kiedy to się stało i jak. Czyim pomysłem było wrzucenie petardy do klasy?
Hermiona dwa razy zwilżyła usta, dziko błądząc oczami między mężczyznami. Harry otworzył usta, żeby wziąć winę na siebie, ale przyjaciółka go uprzedziła.
- Poprosiłam chłopców, by odwrócili twoją uwagę. Ja ponoszę za to odpowiedzialność.
- Spodziewałem się po tobie czegoś lepszego, Hermiono. To było bardzo niebezpieczne - wysyczał.
Harry nie mógł uwierzyć własnym uszom. To wszystko? Żadnych wybuchów złości, krzyków i gróźb zemsty?
- Przepraszam. - Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie i utkwiła wzrok w kamiennej podłodze. - Próbowaliśmy znaleźć dziedzica Slytherina, zanim ktokolwiek zginie - broniła się.
- I prawie zabiłaś połowę swoich kolegów z klasy! Powiedz mi, Hermiono, jak szybko złamie ci się kark, gdy głowa zacznie ci nagle rosnąć z zadziwiającą szybkością? Jak szybko się udławisz, jeśli gardło stanie się zbyt wąskie, by móc przełknąć antidotum?
- Um... ja nigdy...
- Nigdy o tym nie pomyślałaś? Więc pomyśl teraz. Oboje pomyślcie! - dodał, odwracając się do Harry'ego. - Co, gdybyś nie trafił do kociołka? Wiesz, co dzieje się z osobą stojącą obok petardy, która ląduje w ogniu?
Harry poczuł się źle.
- Rozrywa ją na kawałki, profesorze - wymamrotał.
- Dokładnie. Rozrywa. Albo podpala ubrania. Gdyby coś stało się w rękę Goyla, nie obeszłoby cię to, prawda? Wydawałeś się być nawet rozbawiony - dodał uszczypliwie. - Nigdy więcej nie róbcie takich rzeczy.
Harry nie wierzył, że Snape na tym odpuszcza.
- Groził pan, że jeśli znajdzie winowajcę, to postarałby się o wyrzucenie go ze szkoły.
- Jeśli wciąż nie jesteś świadomy, że wasza dwójka i pan Weasley jesteście ostatnimi osobami, na których wydalenie ze szkoły pozwoliłby dyrektor Dumbledore, to musisz być znacznie głupszy, niż myślałem.
- Czy to w ogóle możliwe? - wymsknęło się Harry'emu, zanim zdążył się powstrzymać.
- Prawdopodobnie nie, Potter. Prawdopodobnie nie.
Tak strasznie się cieszę że wróciłaś do tłumaczenia! Nie mogłam się doczekać tego rozdziału. Uwielbiam to opowiadanie i ten parring ;)
OdpowiedzUsuńPiękne! Kiedy nastepny rozdzial?
OdpowiedzUsuń@Anonim: Rozdział już przetłumaczony w zeszycie, teraz muszę go tylko przepisać. Nie powinno to zająć dużo czasu :)
OdpowiedzUsuńSuper! Czekamy ;p
OdpowiedzUsuńNo to dodałam kolejny rozdział. ;) Miłego czytania!
Usuń