- Zwykle to ja roztapiam kociołki - powiedział delikatnie. - Ma to coś wspólnego z nocą? Jest coś, o czym... chciałbyś porozmawiać?
Draco Malfoy zgasił ogień i z użyciem Evanesco unicestwił intensywnie zieloną miksturę, zanim wydobywający się z niej dym urósłby zbyt mocno.
- Dlaczego miałbym ci cokolwiek mówić? - prychnął. Ostrożnie sprawdził kociołek. Raczej nie powinien się roztopić, ale przydałoby mu się porządne szorowanie. Odstawił przedmiot do zlewu, by zająć się nim później.
Neville spojrzał na spięte ramiona, zaciśnięte pięści z pobielałymi knykciami i bladą, zamkniętą twarz kolegi. Przygryzł wargę.
- Bo możesz - zaproponował. - Jestem... lepszy w utrzymywaniu tajemnic, niż mogłoby się wydawać.
- Mówisz, jakbyś znał jakiekolwiek tajemnice warte wyjawienia. - Chochla, którą Draco trzymał w dłoniach była dziwnie poszarpana na końcach. Chłopak zastanawiał się, czy warto jest użyć Reparo.
- Wiem, że z twojego punktu widzenia może się tak zdawać. - Neville włożył ręce do kieszeni i oparł się o ścianę. - Jedyne, jakie mógłbym ci powiedzieć, to te, które już znasz. Twoje własne.
- Nic o mnie nie wiesz. - Draco spojrzał na chochlę pod światło, obracając ją we wszystkie strony. Nie, raczej nie warto. Jego ojciec chrzestny mógłby nie być zachwycony.
- Nic? Wiem, jak to jest kochać rodziców całym sercem, nawet jeśli inni mają ich za kompletnie ogłupiałych.
Chochla upadła na podłogę. Draco odwrócił się do Neville'a i zacisnął dłoń na uniesionej różdżce.
- Nawet nie próbuj porównywać... Moi rodzice nie są świrami!
Neville spojrzał łagodnie na kolegę. Longbottom także trzymał różdżkę w dłoni, ale luźniej. Zdawał się spodziewać takiej odpowiedzi.
- Twój ojciec jest Śmierciożercą - wytknął. - Nie można być już bardziej głupim. Każdy, kto myśli, że krew czyni nas lepszymi od mugolaków, jest głupi. Wystarczy spojrzeć na Hermionę...
- Nigdy na nią nie patrzę, jeśli mogę temu zaradzić.
Na blade policzki chłopaka wpełzły dwa rumieńce.
- Chyba, że nie możesz temu zaradzić. Wtedy patrzysz na nią nawet zbyt często - powiedział Neville.
Draco wstrzymał się chwilę z odpowiedzią, rozglądając się po sali w poszukiwaniu pomysłu na złośliwy komentarz.
- Może po prostu korzystam z okazji, żeby popatrzeć na coś, co niedługo zniknie? Kiedy nasza strona wygra, nie będzie żadnych mugolaków ani w Hogwarcie, ani nigdzie indziej - powiedział, ale chyba sam nie był przekonany do swoich słów.
Neville tylko patrzył na Dracona, aż chłopak w końcu opuścił różdżkę i drżącą dłonią wygładził włosy.
- Jak się dowiedziałeś? - wymamrotał. Nie mógł uwierzyć, że ze wszystkich ludzi na świecie to z tym cholernym Longbottomem miał rozmawiać o swoich uczuciach.
Neville wzruszył ramionami.
- Wiesz co? Ludzie coraz częściej sprawiają, że chce mi się z nich śmiać. Myślicie, że jak mnie nie widzicie, gdy z wami jestem, to ja też was nie widzę. Zwykłem zwracać na ciebie uwagę, by mieć pewność, że mnie nie przeklniesz albo coś w tym rodzaju. Zauważyłem, bo nie miałeś zamiaru rzucać na mnie żadnego uroku.
Draco przygryzł drżące wargi. Włożył różdżkę do kieszeni i zaczął przygotowywać składniki do kolejnej mikstury.
- Dlaczego ty w ogóle chcesz ze mną rozmawiać? - zapytał. - Myślałem, że gardzisz mną tak samo, jak ja gardziłem tobą, gdy byliśmy dziećmi. Kiedyś powiedziałeś, że jesteś wart dwanaście razy więcej niż ja.
- Gardziłem tobą, gdy byliśmy dzieciakami. Myślałem, że wyrośniesz na takiego samego szaleńca jak twoja ciotka Bellatrix. Ona sprawiła, że moi rodzice wylądowali w Świętym Mungu. - Neville podniósł pęk asfodelusów i wybrał dwie łodygi. Podał jedną Draconowi, a drugą zaczął ciąć w pólcalowe kawałki. - Ale jesteśmy jak dwie strony medalu. Ty spędziłeś większość swojego życia na próbach bycia kimś, kim nie jesteś. Ja spędziłem większość mojego życia na próbach nie bycia kimś, kim jestem. - Neville zgarnął w stosik pokrojoną przez siebie łodygę i połączył ze stosikiem Dracona. - Wiesz, nie jesteś swoim ojcem. Spotkałem was obu po drugiej stronie różdżki i widzę różnicę.
Draco spojrzał na Neville'a, jakby się wzbraniał.
- Jesteś chyba tak samo niepoczytalny jak twoi rodzice. Dobra... Do czego zmierzasz?
- Wszyscy w naszym wieku podzielili się na pary najlepszych przyjaciół, ot co - powiedział Gryfon i zauważył, że szczęka Malfoya rozluźnia się. - Ron i Harry, Dean i Seamus, Crabbe i Goyle...
- Są MOIMI przyjaciółmi - syknął Draco.
- Naprawdę? Są dobrą widownią, ale raczej nigdy nie wyglądało to tak, jakbyś miał im wiele do powiedzenia. Przynajmniej nie rzeczy, które mogliby zrozumieć.
- Nie myślisz racjonalnie. - Draco spojrzał z ukosa na Neville'a. - Malfoy i Longbottom? To niemożliwe!
- Dlaczego?
- Ty jesteś typowym Gryfonem, a ja typowym Ślizgonem. A Gryfoni i Ślizgoni się nie przyjaźnią.
- To jakoś nie powstrzymało Hermiony przed ślubem ze Snape'em. Tiara Przydziału powiedziała, że powinniśmy brać z nich przykład. Niech wszystkie domy staną razem - zacytował. - Bo to zrobić możemy, a nawet - musimy. Śmieszne, że akurat ten fragment utkwił mi w pamięci, gdy reszta tak po prostu uciekła.
Draco zgarbił ramiona. Wziął kolejną łodygę i ustawił kociołek na ogniu.
- Możesz dodać trzy pierwsze składniki. Po dodaniu każdego z nich, zamieszaj siedem razy zgodnie ze wskazówkami zegara. Potem mnie zawołaj - powiedział. Następnie odmierzył pół litra żółci pancernika i wybrał trzy zgniecione karaczany. Zaczekał, aż mikstura przybierze kolor indygo.
- Myślisz, że jest szczęśliwa? - wymamrotał. Nie był pewien, czy chciał, by była czy nie.
- Takie sprawia wrażenie - przyznał Neville, dodając pierwszą szczyptę asfodelusa do mikstury i zamieszał ją siedem razy zgodnie ze wskazówkami zegara. - W każdym razie patrzy na Snape'a z czymś na kształt uśmiechu na twarzy, gdy myśli, że nie patrzymy. Innym razem nazwała go przy nas słodkim.
Draco parsknął, odruchowo kręcąc głową i zaciskając wargi.
- Słodki? Ona myśli, że on jest słodki? - Tak samo słodki jak prawa głowa widłowęża.
- Tak, tak uważa! - Neville przewrócił oczami. - Snape zaproponował nam, żebyśmy odwiedzali Hermionę w niedziele. Dla niej była to duża niespodzianka. Kiedy sobie uświadomiła, co Snape dla niej zrobił, stwierdziła, że jest słodki. - Skrzywił się. - Rozumiem, że mówiła to w dużych emocjach, ale od razu nazywać go słodkim?
Draco podniósł głowę, gdy Neville dodawał drugą szczyptę asfodelusa i wymieszał eliksir kolejne siedem razy. I tak znowu. Mikstura zaczęła gęstnieć i powoli ciągnęła się za chochlą.
- Wiadomo, dlaczego on ją poślubił - powiedział Draco, zmniejszając ogień. - Wszyscy wiedzą, że zrzekł się swojego życia, zanim się urodziliśmy. - Nie miał wyboru. Tak mi powiedział. - Ale dlaczego ona za niego wyszła? Longbottom, patrz teraz. Tutaj popełniliśmy błąd poprzednim razem. - Zebrał resztę kawałków asfodelusa i powoli wrzucił je do kociołka. Potem zamieszał piętnaście razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, robiąc pół obrotu w przeciwną stronę po każdych pięciu. - Nie sądzę, żeby zrobiła to dla pozycji.
- Założę się, że dyrektor powiedział jej, że taka jest potrzeba. Zawsze się na to nabierała. Zauważ, ile razy mi pomagała, chociaż wiedziała, że będzie miała przez to kłopoty.
- Też tak myślę - gwałtownie wtrącił się Draco. - Nigdy bym nawet nie pomyślał, że ona może go lubić. Czy była taka potrzeba czy nie, jak mogła poślubić kogoś, kogo nawet nie lubi? Mówisz, że widzisz tak wiele! Czy kiedykolwiek zauważyłeś, żeby go lubiła?
Eliksir miał teraz odcień kremowego różu. Wyglądał jak budyń malinowy, ale śmierdział zgniłymi pomarańczami.
- Nie powiedziałbym, że go lubi. W zeszłym roku czasami na niego patrzyła, jakby zastanawiała się, czy by mogła, ale za każdym razem potrząsała głową i układała usta, jakby mówiła nie. - Neville wzruszył ramionami. - Czy to ma teraz znaczenie? Żaden z nas nigdy nie miał u niej szans. Nawet Krum nie miał, bo Ron i Harry potrzebowali jej non-stop do wyciągania z niebezpieczeństw.
Draco utkwił spojrzenie w miksturze.
- Zawsze mnie nienawidziła. Zawsze.
- Może gdybyś nie nazywał jej szlamą...
- Niewiele wiesz. - To był czas, żeby zamieszać. Pięć razy w prawo, pół obrotu w lewo. - To ona zaczęła. Nie przezwałem jej, dopóki nie zaczęła rozpowiadać, że kupiłem miejsce w drużynie.
- A tak nie było? - wytknął Neville.
- Myślałem, że wiesz. Oczywiście, że nie! Dostałem się do drużyny uczciwie. Dopiero wtedy tata zdecydował się nas sponsorować. Ona powiedziała, że wkupiłem się do drużyny i nikt nie chciał uwierzyć, że tak nie jest, choć wygraliśmy tak wiele meczów przeciwko Hufflepuffowi i Ravenclawowi.
- Zaatakowałeś Harry'ego, dlatego to powiedziała. Wiesz, zrobiłaby wszystko dla niego i Rona.
- To też nie jest prawda. Próbowałem zaprzyjaźnić się z Harry'm dwukrotnie, ale on chyba znienawidził mnie od pierwszego spojrzenia. Tak samo z resztą zrobiliście i wy wszyscy. - Kolejna sesja mieszania. Draco patrzył na eliksir bez mrugania. Ten wyglądał teraz jak jagodowy pudding i śmierdział stęchłymi cytrynami. - Nigdy nie mam tego, czego chcę - wymamrotał. - Nigdy nie dostaję tego, czego naprawdę pragnę.
- Dla nas to wyglądało inaczej - jakbyś miał wszystko - wytknął Neville. - Bogata rodzina, rodzice, którzy żyją i mają się dobrze, miejsce w drużynie Quidditcha, najlepsza loża na Mistrzostwach Świata...
- Skąd o tym wiesz? Nie przypominam sobie, żebyś tam był.
- Widziałem w gazecie. Babcia w życiu nie kupiłaby mi biletów.
- Och... - Źrenice Dracona bardzo się zwęziły, a ręce rozbolały od zbyt mocnego trzymania chochli. - Zawsze dostawałem to, co tata chciał mi dać; nie to, o co prosiłem.
- Ale twój tata żyje i jest w stanie dawać ci prezenty! A twoja mama codziennie wysyłała ci słodycze! Moi rodzice nawet nie wiedzą, kim jestem. Jedyne, co od nich mam, to papierek od gumy i stara różdżka mojego taty, której prawie nie mogę użyć. Czego chciałeś, a nigdy nie dostałeś?
- Przed drugim rokiem zatrzymaliśmy się u Borgina i Borgesa - powiedział Draco, bardziej do siebie niż do Neville'a, mieszając miksturę, która teraz wyglądała jak jagodowy dżem i śmierdziała zgniłym grejpfrutem. Eliksir był już prawie gotowy. - Miał Rękę Glorii, prawdziwą Rękę Glorii! Rozumiesz, jak świetne by to było, żeby być jedyną osobą, która zna drogę w ciemnościach i jedyną osobą, której ona by słuchała!? - Jego twarz nagle się rozpromieniła, ale blask szybko zgasł. - Tata powiedział, że to dla złodziei i włamywaczy. Stwierdził też, że z takimi ocenami, jakie wtedy dostawałem, byłoby to dobre zajęcie dla mnie.
- Śmieszne! Przecież on sam taki jest - powiedział zgryźliwie Neville. - Powinien być szczęśliwy, że idziesz w jego ślady, nie?
Draco spojrzał na niego, kilkakrotnie otwierając usta, by coś powiedzieć, ale ostatecznie zaśmiał się słabo.
~*~
- Ginny? Co ty tu robisz? - Hermiona spojrzała na nią znad biurka Severusa, gdy drzwi trzasnęły o ścianę po jej wejściu smoka. Dziewczyna stała w ich biurze, z nerwowo unoszącą się klatką piersiową i błyszczącymi oczami.
- Twój mąż... Czy mogę powiedzieć: kompletny dupek czy muszę najpierw ukończyć szkołę, by móc być szczerą? Twój mąż dał mi szlaban. Za nic!
Ginny wygładziła włosy i wysunęła szczękę do przodu.
Hermiona posłała jej długie spojrzenie.
- Dał ci szlaban ze mną? - zapytała.
Ginny potrząsnęła głową.
- Tak, on... Och! Z tobą? To dlatego u was w biurze? - Gniew natychmiastowo zniknął z jej twarzy. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i podeszła kilka kroków do przodu.
- Tak, Severus ma teraz spotkanie z innymi Głowami Domów i poprosił mnie, żebym przejęła jego szlabany. Teraz wiem, dlaczego.
Wiadomość o ucieczce Lucjusza Malfoya była niemiłym zaskoczeniem. Nie chciała nawet myśleć, że jest takie prawdopodobieństwo, że jej mąż mógł mu w tym pomagać. Jej pierwszym uczuciem było przerażenie, że najpierw poinformował o sytuacji Draco, a nie ją. Potem ona też chciała uprzedzić przyjaciół.
- Potter dowie się tego rano, tak samo, jak reszta szkoły - mruknął, a Hermiona mu odwarknęła.
- Gdy Ginny zaczynała pierwszy rok, ten facet dał jej przeklęty dziennik, który prawie ją zabił. Nie uważasz, że ona też zasługuje, by wiedzieć, że Malfoy jest na wolności, tak samo jak twój szlachetny Draco?
Severus zignorował prowokujące określenie, przypominając Hermionie, co już mówił jej o Weasleyach i dyskrecji.
- Powierzyłabym Ginny moje życie - powiedziała, przypominając, jak razem walczyły przeciw Śmierciożercom.
- Czyżby? - zapytał. - A powierzyłabyś moje?
To zakończyło kłótnię. Hermiona pamiętała również, że Severus zaryzykowałby dla niej swoje życie, gdyby tylko go o to poprosiła i że poślubiła go dla tego specyficznego celu: żeby wciąż żył. Wygląda na to, że znalazł możliwość, by mogła podnieść przyjaciółkę na duchu. Uśmiechnęła się.
- Jeśli naprawdę chcesz być szczera - zagadnęła - będziesz musiała przyznać, że nie do końca jest dupkiem.
Ginny usiadła na niewygodnym krześle o prostym oparciu i parsknęła z irytacji.
- Każdy, kto dla swoich gości ma przygotowane tak niewygodne krzesła, jest dupkiem - mruknęła. - Kipiałam ze złości przez cały dzień, a ty mówisz, że wyświadcza mi tym przysługę. Nie mógł po prostu kazać mi zostać po lekcji i zaprosić na odwiedziny do ciebie?
Hermiona wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu.
- Och, oczywiście, że mógł. - Jeśli tylko nie miałby nic przeciwko spowiadaniu się z tego totalnemu psychopacie dzień czy dwa później. - Ale nie byłoby w tym dla niego tyle zabawy, nie uważasz? - Zero zabawy. Zero.
- Och, ha ha.