Rozdział 20. Pokuta

Gdy kolejnego ranka Hermiona weszła do pracowni, Severus akurat rozczłonkowywał frynosomę rogatą.

- Przyszłaś coś uwarzyć? - zapytał, nie przerywając pracy. Odciął ogon i posiekał na drobne kawałki. Zręcznie unikał kolców, znajdujących się po każdej stronie gada.

Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i stanęła obok męża.

- Chciałam porozmawiać, ale z chęcią mogę ci pomóc.

Nie wypadając w rytmu, Severus kiwnął głową i wskazał na odległy kąt pomieszczenia, gdzie stała duża tuba, a obok niej mniejszy worek.

- Mam cysternę traszek bladoskórych, które czekają na wypatroszenie. Jeśli chcesz się za to zabrać, polecam założyć rękawice.

Skrzywiła się. On nie używał rękawic, ale przypuszczała, że skóra jego dłoni była wystarczająco stwardniała i nie wyczuwał ewentualnego kłucia.

- To rodzaj pracy, którą zwykle dajesz na szlabanach. 

- Raczej nie powinienem posuwać się do tego, żeby własnej żonie dawać karę - powiedział gładko. Była niemal pewna, że za kurtyną włosów uśmiechał się złośliwie.

- Nawet jeśli na to zasłużyłam? - zapytała.

- Jeśli odczuwasz potrzebę pokuty, mógłbym oczywiście wyświadczyć ci przysługę, ale nie będę się narzucał. Uważasz, że zasłużyłaś?

- Tak, uważam - odpowiedziała, zamykając oczy na dłuższą chwilę. - Nie mogę uwierzyć, że mówiłam ci takie okropne rzeczy! Naprawdę nie miałam tego w planach. - Zgniotła trzymany między palcami materiał szat, rozluźniła dłoń i zacisnęła ją ponownie. - Chciałam być opanowana, sympatyczna i... powiedzieć same dobre rzeczy. Ale coś jakby przejęło kontrolę nad moim językiem i przez to byłam tak nieuprzejma i powiedziałam same kłamstwa!

Uniósł głowę, jego ręce wciąż jednak pracowały.

- Coś?

Spojrzała na jego twarz. Zdawał się być zaabsorbowany tym, co robił.

- Nie dosłownie. Nie twierdzę, że byłam pod wpływem Imperiusa czy czegoś tak absurdalnego. Po prostu wczoraj nie byłam sobą. Ja... nie czułam, jakbym to ja mówiła te straszne rzeczy. - Przygryzła wargę. - Ale to byłam ja. Przepraszam.

- Mówiłem ci, że nie musisz przepraszać. - Przelotnie spojrzał na nią z ukosa. Zaciśnięte przedtem usta powoli się rozluźniały. - To niespodziewane, ale rozumiem. Podejrzewam, że siła, która przejęła nad tobą kontrolę, to była zwykła zazdrość.

- Nie jestem zazdrosna!

- Mimo to odczułaś potrzebę, by spytać, czy nie dbam bardziej o Malfoyów niż o ciebie. Nie spodobało ci się, że rozmawiałem z Draconem o jego ojcu szybciej niż z tobą.

Spojrzała na jego dłonie, bo nie mogła już na twarz. Jego nóż zabłysnął podczas krojenia. Czuła, jak puls wybija w jej gardle stały rytm. Zamrugała kilkakrotnie i przełknęła ślinę. 

- Czemu twoja złość na mnie nie jest większa? Niemal powiedziałam, że ci nie ufam...

- Dwa razy.

Skrzywiła się. Najpierw wścibsko wypytywała go o starych przyjaciół, a później wymijająco odpowiedziała na pytanie, czy mu ufa. Nie chciała, by zabrzmiało to oskarżycielsko, lecz on tak to odebrał. Ponagliła się, by kontynuować.

- A to nawet nie jest prawda. Zawsze ci ufałam. No, może poza kilkoma miesiącami w pierwszej klasie.

Spojrzał na nią, zaciskając przy tym wargi i zabrał się za traszki.

- Kilka miesięcy? Co najmniej siedem, jeśli dobrze pamiętam. Podpaliłaś moje szaty w listopadzie i do czerwca miałaś mnie za łajdaka. Ale chyba nie ma co wyciągać stare brudy...

- Tak najpierw myślałam. Teraz nie jestem pewna - przyznała.

- Nie byłaś taka ciekawska, gdy wchodziłaś w nasze małżeństwo. Nie przypominam sobie, byś zadawała jakieś pytania, które odnosiłyby się do mojej przeszłości. Byłaś raczej przekonana co do mojego honoru. Co się zmieniło?

- Nic! Oczywiście, że wciąż w niego wierzę i mu ufam!

Złapał nogę traszki i przeciął wzdłuż stawu. Tak zrobił też z drugą. 

- Nic? W takim razie nie poczyniliśmy żadnego postępu w naszych relacjach. Żadnego kroku w stronę lepszego porozumienia. 

- Znaczy... Nie zmieniło się nic, żebym w ciebie zwątpiła. Wiadomo, że poczyniliśmy postęp w poznawaniu siebie nawzajem. - Przerwała i zamyśliła się. - Chociaż to nie tak duży postęp, jakbym chciała. Wciąż wymigujesz się od odpowiedzi na każde bezpośrednie pytanie, jakie ci zadaję.

- Czyżby?

W jego oczach pojawił się drażniący błysk. Westchnęła z ulgą i podeszła krok bliżej.

- Wiesz, co mam na myśli. Trudno jest wydobyć z ciebie jakąś jasną odpowiedź. 

- Bardzo trudno?

Severus spojrzał na żonę z ukosa. Ona zrobiła to samo.

- Bardzo - odpowiedziała. Przypomniała sobie twardość mięśni jego rąk pod dotykiem jej palców wczorajszej nocy. Te same silne ręce otaczały ją po jego ostatnim powrocie z wezwania. To było poniekąd w jego stylu - tej samej siły używał do odpierania ataku i ochrony.

Jej oddech przyspieszył, gdy nagle zauważyła, że jego wargi drżą.

- Znów się ze mną droczysz! - poskarżyła się.

Zaśmiał się złośliwie. 

- Jeżeli nie chcesz patroszyć traszek, mam worek chrząszczów, którym trzeba usunąć rogi i oczy. Jest ich zaledwie sto. Powinnaś bez problemu skończyć przed śniadaniem.

- To wciąż brzmi jak szlaban - mruknęła nieufnie. 

- To nie kara, skoro robisz to z własnej woli. Podążając za twoim tokiem rozumowania, może ja też dałem sobie szlaban?

Skrzywiła się.

- Och, dobra. Sama się zaoferowałam.

- Prawda, ale nie będę cię tu trzymał siłą. Nie wątpię, że znalazłbym innego niewychowanego Gryfona, by podjął się tego zadania. Mam dziś zajęcia z siódmym rokiem.

Spojrzała na niego wilkiem. Znów złośliwie się uśmiechał. Ten uśmiech przyspieszył bicie jej serca i zmiękczył kolana. Nawet przeszła jej ochota, by go spoliczkować. 

- Niech zgadnę. Wziąłbyś Harry'ego lub Rona. Albo Neville'a.

- Pana Longbottoma raczej nie. Jest niesamowicie praworządny, chyba że reszta jego przyjaciół sprowadzi go na złą drogę. Jednakże są na to małe szanse, bo chłopak pracuje przy biurku Dracona. 

- Jak wychodzi im współpraca? - zapytała, podnosząc worek z chrząszczami i zaniosła go na drugi koniec biurka Severusa. Rozluźniła sznurki i spojrzała do środka. Owady były dorosłymi samcami i wszystkie wyglądały na martwe. Przynajmniej nie było szans, że któryś ją ugryzie. 

- Lepiej, niż się spodziewałem. Chłopak dorósł. Może jeszcze stać się kompetentnym warzycielem. - Wziął w obroty kolejną traszkę. 

- Nigdy bym nie przypuszczała, że z twoich ust padnie pochwała dla Neville'a. - Wyłożyła około dwudziestu chrząszczy na stół. Wydłubywanie oczu wymagało niesamowitej zręczności. Im więcej o tym myślała, tym bardziej wątpiła, że Severus powierzyłby tę robotę któremuś z jej przyjaciół. Nie byli aż tak staranni. Znów się ze mną drażnił!

- Nigdy byś nie przypuszczała, że będziesz moją żoną. - Uniósł brew. - Mam nadzieję...

Zaśmiała się i uniosła głowę. Szybko się uspokoiła.

- Czy to byłoby aż tak złe? - zapytała, wyczarowując lampę, która płonęła niebieskim światłem i postawiła ją w miejscu, gdzie tego światła dawała najwięcej. Jedną ręką podniosła chrząszcza, a drugą pęsetę. - Nigdy bym nie przypuszczała, że zainteresujesz się głupimi snami uczennicy.

- To nie byłoby aż tak złe. Jednak powszechnie wiadomo, że namiętność zniekształca osąd, a ja raczej wolałbym, żeby twoja decyzja o ślubie wynikała z rozsądku niż uwielbienia.

- W ogóle nie rozumiem - przyznała szczerze. - Jak dla mnie to zawsze jest tak, że branie ślubu z osobą, którą kochasz jest lepsze niż małżeństwo z... kalkulacji. Związek jest zbyt ważną rzeczą, by podchodzić do niego z wyrachowaniem! - Zapłonęła rumieńcem. - Nawet jeśli sami uczyniliśmy inaczej. Nie powiem, że jest mi przykro, że tak wyszło, bo nie jest. Jedynie uważam, że byłoby znacznie łatwiej, gdybyśmy na samym początku czuli do siebie sympatię. Nie, to nie to... - Położyła ręce na stole i zwiesiła głowę. - Chyba powinnam się zamknąć.

- Z każdym słowem kopiesz sobie coraz głębszy grób.

- Wiem, co chcę powiedzieć, przynajmniej przeważnie, a zawsze i tak wychodzi źle - wymamrotała.

- Może dobrze się złożyło, że mam szesnaście lat doświadczenia w rozumieniu nielogicznych wypowiedzi nastolatków.

Zajęła się kolejnym chrząszczem.

- Byłoby miło, gdybyś przestał mi wciąż wypominać, że jestem dzieckiem.

- Może mógłbym to zrobić, gdyby twoje zachowanie ciągle mi o tym nie przypominało.

Wzdrygnęła się i mocno przygryzła wnętrze policzka.

- Przepraszam - powiedziała stłumionym głosem. - Zasłużyłam sobie po wczorajszym.

Nie odpowiedział od razu.

- Nie. Nie zasłużyłaś.

Spojrzała na niego. Zauważyła, że przyglądał się jej z tą rzadką uprzejmością, która zmieniła jego twarz. Gdyby jej ręce nie były ubrudzone cząstkami owadów, wyciągnęłaby je w stronę męża. 

- Prędzej czy później chciałabyś znać wszystkie moje młodzieńcze głupoty i przyjaźnie. Klapki idealizmu właśnie opadły i doświadczyłaś realnego życia - kontynuował. - Jak mogę porzucić przeszłość, skoro wciąż muszę udawać, że jestem jej częścią?

Westchnęła.

- Nie możesz.

- Musisz zaakceptować moje granice, Hermiono. Jest wiele rzeczy, o których nie mogę z tobą rozmawiać, bo nawet cisza może być wtedy zbyt dużą informacją. Upór to twoja cecha rozpoznawalna, ale musisz go powstrzymać. Wiem, że to będzie trudne. - Teraz już się nie drażnił. - Zdaję sobie sprawę, że jeśli przestaniesz mnie o wszystko przepytywać, zrobisz to wbrew sobie. Ale musisz to zrobić.

- Spróbuję. - Gdy patrzył na nią w ten sposób jak teraz, nie potrafiła odwrócić wzroku. - Kiedy moja Oklumencja się polepszy...

- To nie kwestia Oklumencji, tylko zaufania. 

- Zawsze ci ufałam! - przypomniała.

- Ufasz mojemu honorowi. Ale czy ufasz mojemu osądowi?

Spuściła wzrok, widząc blask w jego oczach.

- Przepraszam.

- Nie wiesz o tym, ale nie możesz próbować tego naprawić. Wiem, że masz dobre zamiary, ale czasem to nie wystarcza. Obiecaj mi. 

- Obiecuję. 

- A ja przyrzekam, że będę z tobą szczery we wszystkim innym. Myślę, że jest to nam potrzebne. 

- To chyba będzie dla ciebie tak samo trudne jak dla mnie powstrzymanie się od pytań.

- Czasami zapominam, że to, co przez sześć lat było właściwe, teraz jest niestosowne. - Spojrzał w dół na swoje ręce i wznowił odkrawanie nóżek od krwawego bezkształtu leżącego przed nim. - Jednak znałaś mój temperament, zanim postanowiłaś za mnie wyjść. Myślę, że nie spodziewałaś się niczego lepszego.

- Nie - przyznała, kontynuując swoją pracę. - Szczerze? Myślałam, że będzie gorzej. 

- A jednak mimo wszystko mnie poślubiłaś, głupia dziewucho. - Szybkimi, zdecydowanymi ruchami odcinał kolejne nogi. 

- Nie żałuję - powiedziała. 

Odpowiedział tak delikatnie, że nie była pewna, czy dobrze usłyszała.

- Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz.

8 komentarzy:

  1. Oooo jak cudownie! Nawet nie zauważyłam, kiedy dodałaś rozdział. A tu taka miła niespodzianka. Jak zwykle pieknie przetlumaczony! Jula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam czas, to i rozdział został szybko dodany. Cieszę się, że Ci się podoba! :)

      Usuń
  2. AAA! Cudownie jest obserwować rozwój tej relacji. Czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Ciesze się, że ich relacja się poprawia ale nie mogę się doczekać co bedzie dalej. Życzę dużo chęci do dalszego tłumaczenia. Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. O bojku to zakończenie sprawiło, że się rozpłynęłam i wołam GDZIE KOLEJNY ROZDZIAŁ!!!! Uwielbiam Twoje tłumaczenie, bo tak płynnie się je czyta, że nawet nie wiem kiedy a cały jeden rozdział mam za sobą. Najbardziej obawiam się tego, że coraz bliżej końca i co ja wtedy pocznę :(
    Weny, dużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, bardzo prawdopodobne, że teraz rozdziały będą pojawiać się rzadziej. Rok szkolny się zaczął, co oznacza mniej czasu, niż miałam w wakacje. :/ Cieszę się, że tłumaczenie tak bardzo Ci się podoba :) Nie wiem, co poczniesz, gdy opowiadanie się skończy. :c Ja z resztą też nie wiem :D

      Usuń
  5. Dzisiaj znalazłam Twoje tłumaczenie, przeczytałam je ''jednym tchem''! To wspaniała historia i juz nie moge doczekać sie kolejnych rozdziałów ;) Życze weny (i czasu ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki bardzo! :) I zapraszam na nowy rozdział :)

      Usuń