Na zewnątrz panowało zimno. Nawet założone ciepłe płaszcze, szale i rękawiczki nie dawały rady w starciu z nieprzyjemną pogodą. Hermiona przytuliła Hannę, a Ron i Ginny chodzili w tę i we wtę po ganku. Tylko Neville i Luna zdawali się nie odczuwać zimna. Neville stał nieruchomo, ze wzrokiem skierowanym w podłogę i rękoma w kieszeniach, natomiast Luna spoglądała rozmarzonym wzrokiem w niebo. Nagle znajdujące się za nimi drzwi do Sali Wejściowej otworzyły się.
- Hermiona? Czy Severus poprosił cię, żebyś też tu na niego poczekała? - zapytała Minerwa. - Ależ czy nie powiedział ci też, że to informacja poufna aż do odwołania? Nie będzie zadowolony, gdy zobaczy tutaj twoich przyjaciół.
Hermiona poczuła tak silny uścisk w klatce piersiowej, że z trudem przychodziło jej oddychanie.
- Nie - wydusiła z siebie. - Nie dostałam od niego żadnej wiadomości. Wyszliśmy tutaj, ponieważ mój zegarek pokazał, że Severus jest w podróży, a to miejsce, jak nam się zdawało, jest najlepsze do oczekiwania na jego powrót. Co ci powiedział? Czy wszystko z nim w porządku? I co z Harry'm?
Minerwa rozejrzała się po grupce jej uczniów i zacisnęła usta.
- Trudno, co się stało, już się nie odstanie. Wszyscy mogą zostać, ale muszą przysiąc, że nie powiedzą ani słowa o tym, czego się teraz dowiedzą, aż zostanie im udzielone stosowne pozwolenie.
- Tak, tak, ale czego mamy się dowiedzieć? - pytanie Ginny wniosło się ponad chór zapewnień o zachowaniu tajemnicy. - Czy coś poszło źle? Co z Harry'm?
- Może zapyta go pani sama? - zaproponowała profesorka. - Czy to nie panowie Potter i Malfoy idą w naszą stronę?
Hermiona dotarła do nich pierwsza, odpychając drugiego chłopca, by móc przytulić pierwszego.
- Ty żyjesz! Tak bardzo się cieszę! Gdzie jest Severus, Harry?
Ręce, które ją oplatały, powoli osłabiły uścisk i puściły jej ciało.
- Wysłał nas przodem, bo miał pewne sprawy do przedyskutowania z moim ojcem i nie chciał, byśmy przy tym byli. Są kawałek za nami, idąc ścieżką na pewno ich znajdziesz. Oni nie są pod wpływem Eliksiru Wielosokowego, więc spokojnie, na pewno przytulisz właściwą osobę - wypowiedziała się osoba, która wyglądała jak Harry, z nutą goryczy w głosie.
- Co? Ja nie... Co ty masz na myśli? Kimkolwiek jesteś, powiedz mi, czy z Severusem jest wszystko w porządku!
- Tak, Hermiono, nic mu nie jest, obiecuję - odpowiedział drugi z chłopców. - Wszyscy wrócili cali i zdrowi. Pokonaliśmy Voldemorta. Prawdopodobnie został już wrzucony za Zasłonę Śmierci. Snape będzie tu za chwilę, ale jeśli chcesz, idź i spotkaj się z nim szybciej. Powinien być już na wysokości boiska od Quidditcha.
Dziewczyna spojrzała na drugiego chłopaka.
- Harry?
- Tak to ja. A przynajmniej znów będę Harry'm, gdy działanie Eliksiru się skończy i będę mógł zdjąć ten przeklęty ślizgoński strój.
- Grałeś dla Slytherinu? - zapytał zdziwiony Ron, ale Hermiona już nie słuchała, bo biegła do męża. Jej oczy szczypały ją niemiłosiernie od zimnego powietrza i chłodu rosnącego w jej sercu. Miała nadzieję, że Severus chociaż pośpieszy się, by jak najszybciej ją odnaleźć po swoim powrocie, ale nie, jak bardzo się myliła! Zastała go spacerującego powoli, jakby dla przyjemności, z Malfoyem! I na dodatek wysłał wiadomość Minerwie, ale jej nie. Jak on śmiał ją tak zlekceważyć? Gdy tylko ujrzała mężczyzn - czarnowłosego i platynowego blondyna - zatrzymała się i zacisnęła pięści. Zanim zdążyła się odezwać, jeden z mężczyzn podszedł do niej zamaszystym krokiem.
- Hermiona? Co ty sobie myślisz, spacerując nocą, sama, po szkolnych błoniach tak krótko po ataku na szkołę? - zapytał Severus, patrząc groźnie na dziewczynę.
- Dziś rano powiedziałeś: "Daj spokój, przecież to Hogwart". I przez ten cały czas wiedziałeś, że szkoła zostanie zaatakowana - powiedziała, a jej wargi zadrżały. Nie tak wyobrażała sobie to spotkanie, nie tak chciała go powitać, gdy wróci cały i zdrowy, ale nie mogła przytulić go przed Malfoyem i na dodatek nie była pewna, czy w ogóle tego chce. - Dlaczego powiedziałeś Minerwie, że wracasz, a mi nie?
- Uważałem, że najprawdopodobniej wciąż jesteś jeszcze w Londynie, w którym roi się od mugoli, więc wysłanie patronusa było wykluczone.
- Dlaczego? I tak by go nie zauważyli - wymamrotała.
- Proszę, wróć do naszych kwater i zaczekaj na mnie. Mam pewne pilne sprawy do załatwienia.
- Zaczekać na ciebie? - wybuchła. - Harry powiedział, że pokonaliście Voldemorta, więc dlaczego nadal nie masz dla mnie czasu? Powiedziałeś, że gdy wojna się skończy, nasze prywatne życie będzie na pierwszym miejscu.
- Czyżby problemy w raju, Severusie? - wtrącił starszy Malfoy. Hermiona spojrzała na niego z odrazą, a później skierowała swój gniewny wzrok z powrotem na Severusa.
- Z tego, co słyszałem, Azkaban jest całkiem przyjemny jesienią, Lucjuszu - odpowiedział koledze Severus, wciąż patrząc na swoją żonę. - Im bardziej będziesz mi przeszkadzał w rozmowie z moją małżonką, tym mniej będę się starał, byś ty mógł ujrzeć swoją w najbliższym czasie.
- Stałeś się bohaterem wojennym, ale widzę, że nie zmieniło to twojego temperamentu - mruknął Lucjusz. - To może ja tu zaczekam, dobrze? - powiedział, odsuwając się poza zasięg słuchu, nie zauważając nawet, że za jego plecami zostało rzucone zaklęcie wyciszające.
- Gdy brałaś ze mną ślub, Hermiono, poślubiłaś również Hogwart - odezwał się Severus, gdy już został sam na sam z żoną. - Jedyna prywatność, na jaką możemy sobie pozwolić, zaczyna się, gdy uczniowie wyjadą na wakacje, a kończy się, gdy z nich wrócą. Muszę porozmawiać z uczniami, których rodziców zabiłem lub których rodzice zostali złapani i zabrani do Azkabanu. Powinni się o tym dowiedzieć ode mnie, a nie od osób trzecich. Po tym, obiecuję, wrócę do ciebie.
- Och - wydusiła z siebie Hermiona, pocierając koniuszek nosa wierzchem dłoni. - To nie mogłeś mnie chociaż jakoś o tym uprzedzić i przynajmniej powiedzieć, że nic ci się nie stało?
- Może powinienem był tak zrobić. - Wziął jej ręce w uścisk swoich dłoni. - Chciałem powiedzieć ci o tym osobiście - przyznał. - Nie przez patronusa. Nie spodziewałem się, że będziesz chodzić po błoniach i mnie szukać. Myślałem, że będę miał może pół godziny więcej do naszego spotkania, a wtedy przyszedłbym do ciebie, zamknął za sobą drzwi do naszych kwater i zapomniał o wszystkim innym aż do jutrzejszego poranka.
- Myślałeś, że będziesz miał pół godziny więcej? Ja tu umierałam z każdą sekundą! - Wciąż czuła w sercu chłód, ale już jakby mniejszy. Severus nie miał nigdy nikogo, kto by dbał bardziej o jego bezpieczeństwo niż o sukces misji. Zapewne dlatego nie spodziewał się, że Hermiona będzie się tak bardzo o niego obawiać. - Tak bardzo się bałam, gdy wróciłam do Hogwartu, a ciebie tam nie było.
- Mówiłem ci, że będziesz żałować, że za mnie wyszłaś - wymamrotał, puszczając jej dłonie.
- Przestań - nakazała. - Nawet nie próbuj wchodzić w dyskusje na temat tego, czy nasze małżeństwo to błąd czy nie. Nawet się nie waż. - Dziewczyna nerwowo przełknęła ślinę i podniosła głowę. Zacisnęła oczy, gdy poczuła ściskanie w gardle. - Nie pozwoliłeś mi sobie pomóc. Wysłałeś mnie w zupełnie inne miejsce.
- Nigdzie cię nie wysłałem. To ty sama zadecydowałaś, że udasz się do Londynu, ja jedynie zgodziłem się z twoją decyzją.
- Gdybym wiedziała, co się stanie, nigdzie bym nie poszła.
Nagle zerwał się silniejszy podmuch wiatru i quidditchowy szalik Severusa zafalował na jego szyi. Musiała się powstrzymać i wcisnąć paznokcie mocniej we wnętrze zaciśniętych pięści, żeby nie zerwać tego szala i nie rzucić go pod nogi jej męża.
- Właśnie dlatego nie mogłem ci powiedzieć. Atak miał wyglądać na nieoczekiwany. Jak wyjaśniłabyś panu Longbottomowi swoją odmowę pomocy bez wzbudzania podejrzeń?
Przygryzła wargę.
- Coś by się wymyśliło - odparła z ponurą miną i obrażonym tonem. - Chciałeś się mnie pozbyć, żebym znalazła się w jakimś bezpieczniejszym miejscu.
- Nie miałem pewności, że Londyn będzie mniej niebezpieczny od Hogwartu, ale oczywiście, że chciałem, żebyś była bezpieczna. Gdybym mógł, zapewniłbym bezpieczeństwo całej szkole. Przepowiednia czy nie, nie powinienem brać dzieci do walki, jeżeli jest inne wyjście.
- Nie jestem dzieckiem. Po prostu myślałeś, że będę tylko obciążeniem.
Kolejny podmuch wiatru zmusił Hermionę do szczelniejszego opatulenia się płaszczem.
- Myślałem, że nie powinnaś tam ze mną być, ale nie dlatego, że byłabyś zbędna. Masz odwagę, silny charakter i determinację, ale nie jesteś wojownikiem. Twoi przyjaciele również. I nie powinniście być wojownikami.
- Jesteśmy wystarczająco dojrzali, by móc walczyć o to, w co wierzymy. Już kiedyś to zrobiliśmy!
Severus prychnął.
- I co wam to dało? Pięć z waszej szóstki wylądowało w skrzydle szpitalnym, a ty najbardziej potrzebowałaś pomocy Poppy.
- Jestem teraz o wiele lepsza niż wtedy.
Stali bardzo blisko siebie, stykając się stopami. Mimo to Severus nadal nie wykonał żadnego ruchu, by wziąć Hermionę w swoje objęcia. Przełknęła ślinę i przygryzła wnętrze policzka.
- Dopóki mam coś do powiedzenia w tej sprawie, nigdy nie będziesz mięsem armatnim. Poza tym nie rozumiem, po co się teraz kłócimy. Znalazłaś matkę swojego przyjaciela, powinnaś być z tego dumna, bo to też nie było łatwe zadanie.
Otwarła usta ze zdumieniem.
- Skąd wiesz, że ją znalazłam? - zapytała cicho, spoglądając najpierw na jego wąskie wargi, a później na zwężone powieki.
- Znam cię od kiedy byłaś dzieckiem i postanowiłaś sama poskromić trolla. Czy wróciłabyś tak szybko do zamku, jeżeli wcześniej nie znalazłabyś pani Longbottom?
~*~
Resztę drogi przebyli w milczeniu. Hermiona nie chciała, by Lucjusz Malfoy przysłuchiwał się jej rozmowom z mężem. Lucjusz z kolei, po tym jak zobaczył miny małżeństwa Snape'ów, zadecydował, że nie będzie nikogo zmuszać do konwersacji.
Gdy dotarli do zamku, usłyszeli narzekania Draco.
- Na brodę Merlina, Weasley! Z łaski swojej trzymaj swoje łapy precz od Pottera do czasu, aż wróci do swojego ciała. Wasz widok wypala mi oczy!
- To zdejmij okulary i nie patrzy - odpowiedziała Ginny.
- Ach, mogłem się spodziewać, że zobaczę twoich przyjaciół tam, gdzie bym ich nie chciał widzieć - wymamrotał Snape do żony. - Cóż, przynajmniej nie będziesz czekać na mnie w samotności.
Severus rozejrzał się po grupce swoich uczniów i zarządził:
- Natychmiast opuścić różdżki! Pan Malfoy jest sojusznikiem.
- Ach tak? - zapytała Minerwa, posyłając mężczyźnie pogardliwe spojrzenie.
- Zgadza się. Minerwo, czy pomożesz mi odeskortować Malfoyów, pana Pottera oraz pana Longbottoma do gabinetu dyrektora? Prosił, by tam na niego oczekiwali. Panno Lovegood, poinformuj profesora Flitwicka, że chcę się zobaczyć z Krukonami, o których mu wspominałem, w moim gabinecie za piętnaście minut. Zapytaj go również, czy mógłby im towarzyszyć. Panno Abbott, taka sama wiadomość, tylko o Puchonach i do profesor Sprout, jeżeli to nie problem. Profesorowie będą wiedzieli, o kogo mi chodzi. I nie mówcie nic nikomu albo będziecie czyścić baseny w Skrzydle Szpitalnym przez kolejny miesiąc.
~*~
- Przecież to prosta sprawa - upierał się Ron, gdy Hannah bawiła się ulubionym piórem Severusa, a Hermiona patrzyła na srebrny zegarek, który trzymała blisko piersi. Wskazówka właśnie zmieniła położenie z Gabinet dyrektora na Gabinet Mistrza Eliksirów. - Szukający Gryffindoru złapał znicza, więc Gryfoni wygrali mecz. To nie ma znaczenia, że Harry był pod postacią Ślizgona. Wygrana dalej nam się należy.
- Przestań już nawijać o tym Quidditchu - wtrąciła lekceważąco Ginny, trącając dużym palcem u stopy stos książek. - Powinieneś się teraz martwić Harry'm. Co on tam robi z tymi blond dupkami?
Na twarzy Luny pojawił się rozmarzony uśmiech, gdy malowała złote słoneczka na swoich paznokciach.
- Zadbaj o małe rzeczy, a duże rzeczy zadbają same o siebie - rozmyślała. - Czasem jest łatwiej kłócić się o coś, co nie ma znaczenia, niż o coś, co ma.
Ron spojrzał na dziewczynę zdziwiony. Wtem niespodziewanie usłyszeli pukanie do drzwi, co zakończyło rozmowę. To był Harry. Ale dla pewności zapytali, czy to na pewno on.
- W końcu! - ucieszyła się Ginny. Podskoczyła i podbiegła do swojego chłopaka, objęła go i pocałowała z uczuciem. Cała reszta odwróciła wzrok i patrzyła teraz na sufit albo regały. - I w końcu nie ma z nami Malfoyów!
- Neville'a też nie ma - zauważył Ron. - Co Snape od niego chciał?
- Powiedział, że jego rodzice byli rozdzieleni wystarczająco długo i wysłał go do Św. Munga, by razem z babcią odprowadził mamę na miejsce. Mnie przysłał tutaj. Przyszedłem od razu, gdy tylko Wielosokowy przestał działać i przebrałem się w swoje własne ciuchy. Gdy wychodziłem i McGonagall zamykała za mną drzwi, widziałem tatę Draco klęczącego przy kominku, rozmawiającego ze swoją żoną przez sieć Fiuu.
- No to teraz opowiedz nam wszystko - poprosiła go Ginny, oferując mu krzesło, na którym sama uprzednio siedziała.
Przez kolejne trzy kwadranse Harry opowiadał, a jego przyjaciele czasem wtrącali, co sami wiedzieli lub widzieli.
- A drużyna Ślizgonów poleciała od razu do szatni i nie wróciła na boisko aż do momentu, gdy wampiry odleciały - powiedziała Ginny. - Tchórze!
- Oni bardziej boją się Snape'a niż tego Belo... Belo-cośtam-cośtam. Tego dowódcy wampirów. Snape ostrzegł drużynę, żeby się schronili i nie ruszali z miejsca albo spotka ich gorsza kara niż skrobanie kociołków.
- Belododio? - zapytała Luna. - Ten, który napisał Krwawe pastwiska i Hodowlę tętnicy szyjnej dla zabawy i rozwiania spekulacji? Tatuś pisał o nim w Żonglerze trzy lata temu.
- Eeee, tak - potwierdził Harry. - Myślę, że to on.
Hermiona słuchała rozmowy przyjaciół, ale myślami była nieobecna. W dłoniach nadal trzymała srebrny zegarek. Wciąż siedzi w swoim gabinecie.
- Najsprytniejsza rzecz, jaką musieliśmy zrobić, to jakoś odzyskać nasze różdżki - mówił Harry, gdy upłynęło kolejne piętnaście minut. - Snape uznał, że warto oberwać za to Crucio. Co prawda ja mogłem walczyć i jedną i drugą różdżką, co wczoraj przetrenowaliśmy, ale Priori Incantatem jest tak rzadko spotykane, że nie wiedzieliśmy, co się stanie, gdy więź między moją różdżką a Voldemorta pojawi się po raz kolejny, a według Snape'a to było bardzo możliwe, że Draco utknąłby w jakiejś bańce magii z Voldemortem. Dlatego Draco na wszelki wypadek dostał Świstoklika, ale wciąż nie mieliśmy pewności, czy by zadział.
- To tobie powinni byli dać Świstoklika - stwierdziła Hannah.
Harry wzruszył ramionami.
- Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Mogłem się deportować i nikt ny nie zauważył, ale Draco nie miał takiej możliwości.
- Draco? - zakpił Ron. - Od kiedy ten oślizgły dupek to dla ciebie Draco?
Harry znów wzruszył ramionami. Draco wpuścił go do swojego umysły zanim Potter zgodził się zaakceptować go jako sojusznika. Harry postanowił jednak zatrzymać to w tajemnicy.
- Są pewne wydarzenia, których przeżycie z drugą osobą nie może się zakończyć inaczej jak polubieniem się - odparł. - Pobicie Czarnego Pana należy do takich wydarzeń.
~*~
Hermiona spojrzała na swojego męża. Przed chwilą odesłał jej przyjaciół i w końcu byli sami. Była zdenerwowana, bo obiecał, że wróci po pół godzinie, ale spotkania trwały ostatecznie trzy razy dłużej.
- Jak mogłeś ocalić Lucjusza Malfoya? Powinien siedzieć w Azkabanie!
- Od powrotu Czarnego Pana Lucjusz popełniał tak mało zbrodni, jak tylko to było możliwe, by przeżyć.
Zaśmiała się szyderczo.
- A przed powrotem Voldemorta wrzucał niewinnym jedenastolatkom przeklęte pamiętniki do kociołków! I próbował mnie zabić! Nie wierzę, że mu pomagasz. Czy cały czas miałeś taki plan?
- Oczywiście, że nie, ale potrzebowaliśmy dziś jego pomocy i ją otrzymaliśmy. Wiedziałem, że nam pomoże, jeżeli dobrze go podejdziemy. Dlatego go uratowałem. Albus tak chciał. Ja widziałem w tym szansę, by uratować przyjaciela, więc z niej skorzystałem - przyznał, patrząc jej w oczy.
- Zobaczyłeś szansę, by uratować mordercę i z niej skorzystałeś? - niedowierzała. - Dlaczego?
Spuścił wzrok.
- Myślałem, że ze wszystkich ludzi akurat ty zrozumiesz moją lojalność.
Ona również odwróciła wzrok i przygryzła wargę.
- Mówiłeś mi, że wasza przyjaźń się oziębiła!
- Bo to prawda.
- Ale mimo to uratowałeś go.
- Hermiono, nie proszę cię, byś się zbratała z Lucjuszem. Nawet nie proszę cię o to, żebyś mi pozwalała się z nim bratać. Ale pozwól mi chociaż pocieszyć się myślą, że dwójka moich najstarszych przyjaciół, ostatnich dwóch, wciąż żyje i mają się dobrze; że nie wszystkich przyjaciół zdradziłem i doprowadziłem do ich śmierci.
- Co będzie teraz? - zapytała, odganiając mruganiem łzy. Nie chciała słyszeć w głosie Severusa tego samotnego tonu głosu, chociaż wciąż się nie zgadzała z tym, co robił. - Święty Lucjusz Malfoy, patron mugolaków?
- Dokładnie.
- Co? - pisnęła i spojrzała na męża ze zdziwieniem.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolimy Lucjuszowi odejść ot tak? Dużo nam zawdzięcza. Ceną za ocalenie jego życia, duszy i reputacji jest porzucenie swojej dotychczasowej opinii o mugolakach i skierowanie swojej całej mocy politycznej w kierunku pomagania im. Albus stwierdził, że to mniejsza niewola niż Azkaban, ale dalej swego rodzaju niewola.
- A co jeżeli powiem ci, że to nadal niewystarczająca kara?
- Przypominam, że Lucjusz nie jest jedynym Ślizgonem z mojego pokolenia, któremu została dana druga szansa.
Severus miał odpowiedź na wszystko. Ona siedziała cicho, trawiąc w myślach wszystko, czego się dowiedziała.
- Już nie spuszczę cię z oczu. Zrobiłam to raz i od razu pchnąłeś się w niebezpieczeństwo, a nawet mnie nie uprzedziłeś ani się nie pożegnałeś - wyszeptała.
- Obiecałaś mi, że cię nie stracę. To pewne pożegnanie.
Spojrzała na niego. Na twarzy miał maskę szpiega. Ścisnęło ją serce. Zbyt długo lizał swoje rany w samotności. Mogłaby się z nim kłócić bez końca, a on wciąż by jej odpowiadał i wszystko tłumaczył, bo obiecał jej, że nie będzie miał przed nią więcej tajemnic, jednak z każdym słowem oddalał się od niej. Pewnie dalej by ją kochał, ale z pewnego dystansu, z ostrożnością. Ona nie chciała żadnego dystansu. Nie chciała mieć między nimi żadnych barier.
- Jesteś podstępnym, zakłamanym manipulatorem - powiedziała, po czym pociągnęła nosem i potarła go. - Nie trawię twoich przyjaciół, a ty nie lubisz moich. Traktujesz mnie jak dziecko, ale oczekujesz, że będę się zachowywać jak dorosła. Skłaniasz mnie do składania obietnic, o których składaniu nie mam świadomości albo które według mnie znaczą co innego. - Podniosła głowę i uśmiechnęła się przez łzy. - Ale to nic nie zmienia. Zawsze będę cię kochać. - Podeszła do niego i objęła, a on odwzajemnił jej uścisk. - Będę cię kochać, czy na to zasługujesz czy nie.
- Nigdy nie zasługuję na twoją miłość - powiedział, ukrywając twarz w jej włosach. - Uratowałem Lucjusza, a resztę posłałem do diabła, tylko dlatego, że jest moim przyjacielem. Zniszczyłem rodziny dzieci, którym zastępowałem rodzinę od kiedy miały jedenaście lat.
- Nie sądzisz, że ci rodzice sami siebie zniszczyli? - wymamrotała.
- Ten mały pierwszoroczniak z dredami został teraz seniorem rodu. Bliźniaki Marryat nie mogły przestać płakać, nawet gdy Pomona je zabrała - zaśmiał się gorzko. - Harbin miał nieco więcej szczęścia, bo jego ojciec dołączył do Czarnego Pana dopiero tydzień temu, więc może wyjdzie z Azkabanu akurat na ślub swojego syna. A moi Ślizgoni... - westchnął i zacisnął dłonie na jej plecach. - Zabiłem dziś ojca Vincenta Crabbe'a. On i młody Gregory są najgłupszymi, ale też najbardziej lojalnymi i ufnymi chłopcami, jakich kiedykolwiek uczyłem. Już mi nie ufają, ani nikomu innemu.
Zamknęła oczy. Nie mogła słuchać bólu, który niósł w głosie jej mąż.
- Musiałeś to zrobić, dla dobra ogółu.
- Też tak myślałem. Ale może zbyt mało czasu poświęciłem na poszukanie alternatyw.
Ramiona Severusa były zbyt słabe, by utrzymać cały ciężar, jaki na niego spadł. Czuła, jak się trząsł. Impulsywnie przytuliła go mocniej.
Mężczyzna schylił się i podniósł Hermionę. Przeniósł ją przez drzwi, do ich łóżka. Minęło dopiero pięć dni od kiedy pierwszy raz ją tu przyniósł? Pocałowała go i pogłaskała jego szorstki policzek. Przez długi czas nie wypowiedzieli innych słów niż Tak, dokładnie tutaj! i O, Merlinie! Nie przestawaj. Nigdy nie przestawaj!
~*~
- Byłam na ciebie tak bardzo zła - powiedziała mu po wszystkim, gdy leżeli spleceni ze sobą. Palcami gładziła miejsce, gdzie kiedyś znajdował się Mroczny Znak. Chyba nigdy nie będzie miała dość dotykania tego już niezakazanego miejsca. - Kiedy wróciłam z Londynu i zobaczyłam, że cię nie ma, nie wiedziałam, czy być bardziej zła czy przerażona. Czy może zraniona, że nie ufałeś mi na tyle, by powiedzieć, że idziesz na misję.
- Ufam ci. Tylko tobie - przyznał. - Przez całe życie musiałem być silny dla kogoś innego. Nawet dla Albusa. Ale ty złapiesz mnie, gdy upadnę i będziesz trzymać, aż przestanę spadać.
Ponownie go pocałowała.
~*~
- To już naprawdę koniec? - zapytała Hermiona nieco później. - Złamana moc uzdrowieje, zimne serca staną się czułe, a uścisk żalu zelżeje? To się stało, jak mówiła przepowiednia?
- Wątpisz w to? - wymamrotał Severus, z lekko nabrzmiałymi ustami i półprzymkniętymi powiekami. Jak mogła wątpić, że przepowiednia się spełniła, skoro miała go obok siebie, w łóżku, na dodatek tak wyglądającego?
- Cieszę się, że udało nam się przeżyć. Coś musiało nam pójść dobrze. Chciałabym tylko wiedzieć, co. I co ja miałam z tym wspólnego? Według mnie nie zrobiłam nic. Tylko pewnego dnia obudziłam się o odkryłam, że najodważniejsza, najukochańsza osoba na świecie należy do mnie. - Wiedziała, że teraz może mu to wyznać, a on nie wyśmieje jej i nie zakpi.
- Zrobiłaś wszystko. - Podniósł rękę i przejechał nią po ciele Hermiony, od biodra, przez pępek, do piersi, aż do ramienia, a później po ręce do jej dłoni, by złączyć ich palce. - Raz mi powiedziałaś, że jesteś mniej inteligentna ode mnie. Ale uważam, że jesteś o wiele rozważniejsza. Masz w sercu pewien rodzaj mądrości, instynktownego zrozumienia, które zawsze będą poza moim zasięgiem.
- Wcale nie.
- Wiesz, jaka była różnica między snami a rzeczywistością? - zapytał, unosząc się na łokciu, by móc spojrzeć na jej twarz. - To ty sprawiłaś, że zacząłem uczyć Pottera i Longbottoma, którzy byli moim utrapieniem. To ty zbudowałaś mosty między naszymi domami i umocniłaś więzy wzajemnego zaufania między nimi.
Podniosła energicznie głowę, a jej loki rozsypały się na wszystkie strony.
- Zmienienie Pottera w wojownika - kontynuował, ze skupionym na żonie wzrokiem. - I danie Draco odwagi, by wybrał ścieżkę życia wbrew rodzinie. To były przełomowe momenty. Nieważne, ile razy studiowaliśmy sny w Myślodsiewni, nadal nie mogliśmy odkryć daty i miejsca mojej śmierci. Wiedzieliśmy, że to będzie opuszczony kamieniołom, ale który?
Wiedziała, że nie ma się już czego bać, ale i tak przeszedł ją dreszcz.
- Wiedziałeś, że data będzie związana z Quidditchem. Napisałeś w swoim liście, że miałeś zielony szalik. Dlaczego każdy czarodziej jest tak zafascynowany tą głupią grą? - burknęła. - Nie mogliście po prostu odwołać meczów Quidditcha na ten miesiąc?
- Oszukanie przeznaczenia nie jest takie łatwe. Szalik mógłby znaleźć się na mojej szyi w jakiś inny sposób, jeżeli nie przez moje własne dłonie, to przez czyjeś inne lub przez jakieś zaklęcie. Trzeba było to rozpracować. Problem polegał na tym, że Lucjusz mi nie ufał, podejrzewał mnie o zdradę i zaplanował atak z Draconem, odsuwając mnie do lamusa. Myślę, że nasze sny pokazały nam, co by się stało, gdyby Draco był bardziej posłuszny swojej rodzinie, a ja musiałbym wybrać między ratowaniem siebie a Pottera. W naszej rzeczywistości, którą ty stworzyłaś, Draco przyszedł do mnie ze swoimi rozterkami. - Severus uśmiechnął się do swoich wspomnień. - Draco i ja od zawsze byliśmy sojusznikami; od momentu, gdy po raz pierwszy wspiął się na moje kolana, żeby sięgnąć po ciasteczko, gdy miał trzy latka.
Nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła się na myśl, jak to musiało wyglądać. Wątpiła, by jej relacja z chrześniakiem była kiedykolwiek na tyle dobra, by mogła mu wypomnieć, co właśnie się dowiedziała.
- Wiem, że tak było - westchnęła. - Dostawałam przez to napadów furii. Zawsze wychwalałeś jego eliksiry, a moje krytykowałeś. - Żeby uwydatnić swoje słowa, wytknęła palcem nos Severusa, a on tylko się uśmiechnął i dotknął swoim czołem jej czoło. - I to on zawsze wszczynał kłótnie, ale to jemu wierzyłeś, gdy kłamał, że my zaczęliśmy.
- Ale mimo to mnie poślubiłaś. Jesteś pewna, że nie zrobiłaś tego tylko po to, żebym zmienił zdanie o tobie? Co ci się zadziwiająco udało zresztą.
- Oczywiście! Nie zrobiłam tego dla twojego uznania.
Severus uniósł pytająco brew.
- Dobra, może troszkę - przyznała i wytknęła język. To była prowokacja, której nie mógł zignorować.
~*~
Mamy czworo laureatów Orderu Merlina pierwszej klasy, którzy za skromne uznają swoje zasługi względem ich rodzin i przyjaciół. Draco Malfoy przemówi w ich imieniu.
- Nie zapomnijmy o poświęceniu Jamesa i Lily Potter, które zakończyło pierwszą wojnę i ukształtowało charakter ich syna. To był całkowity przypadek, że w noc bitwy to ja znalazłem się w jego towarzystwie, a nie jego przyjaciele, którzy już wcześniej stawiali czoła Śmierciożercom - moja kochana matka chrzestna pani Snape, mój dobry przyjaciel Neville Longbottom, panna Luna Lovegood, i oczywiście dwoje najmłodszych członków wspaniałej familii Weasleyów, Ronald i Ginewra. Mój ojciec chrzestny o poranku w dniu bitwy powiedział Neville'owi, że czasami czekanie za plecami innych również wymaga odwagi. Nigdy nie słyszałem z jego ust prawdziwszych słów. Odwaga i lojalność tych, którzy czekali na nasz powrót, były dla nas inspiracją; powinny być inspiracją dla wszystkich. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę miał tyle szczęścia, co mój ojciec i ojciec chrzestny w wyborze wybranki. Teraz z nieco innej beczki... Potwierdzono, że jednoręki, poszarpany mężczyzna, którego ciało znaleziono w Begbroke Park, to Peter Pettigrew, znany również jako Glizdogon. Przyczyną jego śmierci były liczne urazy głowy, które prawdopodobnie zadały sowy, gdy był w postaci szczura. To pozwala nam uznać erę Voldemorta za skończoną.
- To by było na tyle - powiedział Neville, rzucając na stolik gazetę i sięgnął po tosta. - Zgrabnie to wszystko ująłeś. Ćwiczyłeś, by kiedyś zostać Ministrem Magii, co?
Draco spojrzał na przyjaciela z ukosa znad owsianki, którą właśnie mieszał.
- Może. Ktoś kiedyś będzie musiał przejąć jego obowiązki. Poza tym uwielbiam drażnić Łasica. Widziałeś jego twarz, gdy nazwałem jego rodzinę wspaniałą?
- Widziałem też minę Hermiony, gdy nazwałeś ją kochaną.
- Tak - powiedział wolno Draco. - Ja też. Niektóre marzenia się spełniają. - Posmutniał i przestał mieszać owsiankę. - Niektóre niestety nie.
~~~~~~
KONIEC
~~~~~~
To już koniec historii, czy może nawet epoki, jeżeli chodzi o moje życie. Tłumaczenie zajęło mi o wiele więcej czasu niż przypuszczałam; dawałam sobie rok, potrzebowałam trzy razy więcej. Ale to nie mój koniec z Sevmione. Przynajmniej taką mam nadzieję. Może ktoś zna jakieś miniaturki, które warto przetłumaczyć na polski?
Dziękuję każdemu, kto wytrwał, kto dodawał mi otuchy, gdy brakowało mi sił i ochoty, by tłumaczyć dalej. Jesteście wspaniali.
W najbliższym czasie znaleźć mnie będziecie mogli tutaj.
Do zobaczenia, kochani! Dziękuję za te 3 lata!
~ Thorie
Równo o 00:00. Szczęśliwego nowego roku i chciałam Ci podziękować za wytrwałość.mam nadzieję że twoje oczy są już ok.
OdpowiedzUsuńTobie również życzę szczęśliwego nowego roku! Tak, że mną już wszystko ok 😉
UsuńSuper opoqiadanie. Cieszę się, że je dokończyłaś. Gdzie nie gdzie pojawiały się małe literówki czy brakujące słowa jak "to","do", ale po za tym było wspaniałe. Czekam na inne twoje tłumaczenia! 😍
OdpowiedzUsuńRobiłam to na szybko, żeby zdążyć przed północą, ale już chyba wszystko poprawiłam ;P
UsuńSuper opowiadanie. Dziękuje że je przetłumaczyłaś 😀
OdpowiedzUsuń